Trochę o życiu, Instagramie i przede wszystkim o
książkach!
Ubiegły rok był dla mnie okresem wzlotów i upadków,
chęci i totalnego rozbicia. Za dużo się martwiłam, za dużo myślałam i jakoś na
własną rękę chciałam naprawiać rzeczy, których zepsucie nie powinno mnie w
ogóle martwić. Zmęczył mnie tamten rok, więc cieszę się, że wreszcie się
skończył, a ja weszłam w kolejny dużo mądrzejsza – tak internetowo. Już wiem,
żeby nie szukać swoich problemów tam, gdzie ich nie ma, a przy okazji, żeby nie
martwić się internetowymi złośliwcami i przede wszystkim nie karmić ich
nienawiści. Ubiegły rok pokazał mi, że ludzie, którzy grają do tej samej
bramki, mogą się nienawidzić i kopać pod sobą dołki, że nawet w świecie książek
najlepiej klika się hejt, który ostatecznie staje się sensem instagramowego istnienia
dla kilku osób. Nauczyłam się mówić pas, blokować osoby, które wywoływały we
mnie negatywne emocje i w ogóle ograniczać kontakty z ludźmi, z którymi rozmawiałam,
bo chyba tak trzeba. Najważniejsze, że dzięki tym kilku nieprzyjemnościom
dzisiaj jestem ostatecznie szczęśliwszym człowiekiem.
Idąc chronologicznie już przez książki – najpierw
była Inna kobieta.
Powieść obyczajowa, którą w normalnych okolicznościach pewnie ominęłabym
szerokim łukiem, ale w tamtej chwili pochyliłam się nad nią i była strzałem w
dziesiątkę. Dwie ważne damskie perspektywy na życiowe problemy. Dwie strony
barykady, które sprawiły, że głęboko weszłam w problemy bohaterek przeżywając
je razem z nimi.
Bez strachu
to książka wyjątkowa, którą zdecydowanie polecam każdemu. Dla wielu pewnie
mocno kontrowersyjna, ale ja dzięki niej zaczęłam inaczej patrzyć na śmierć. Nie
wiem czy ostatecznie w obliczu śmierci byłabym spokojniejsza, ale myślę, że z
czasem łatwiej byłoby mi ją zaakceptować. Tym bardziej mając świadomość, co
dzieje się z ciałem zmarłego w czasie między śmiercią a pochówkiem.
Książek o polskich mordercach jest coraz więcej, ale
z polskich autorów najbardziej kojarzy mi się z nimi Przemysław Semczuk. W tym
zestawieniu pojawią się dwie jego książki, bo i Kryptonim
Frankenstain, ale też M jak morderca
(którą co prawda przeczytałam dopiero w lipcu). Pierwsza to historia Joachima
Knychały, który zamordował pięć kobiet, za co został skazany na karę śmierci, a
wyrok wykonano w 1985 roku. Druga to historia Karola Kota, którego oskarżono o
zamordowanie 2 osób, 10 prób zabójstwa i 4 podpalenia. Obie z czystym sumieniem
polecam!
Myśląc o najlepszym zakończeniu książkowej serii z
tego roku, w myślach przywołuję Serce
Szczygielskiego. Co prawda było mi źle, że ten trzeci tom był taką definitywną
kropką zamykającą całą tę historię, ale cieszę się, że nie została sztucznie
rozwleczona. Cała trylogia pruszkowska trzymała wysoki poziom.
Zdrowaś mario
była jedną z książek, dzięki której zyskałam trochę nowej i wartościowej
wiedzy. Dzięki niej ostatecznie zdecydowałam się wprowadzić do diety swojej,
ale też moich najbliższych oleje CBD.
Na przełomie lutego i marca wgryzłam się w znakomity kryminał
polskiego autora – Boska proporcja
Piotra Borlika. Trochę brakowało mi na polskim rynku takich bardziej
majestatycznych i wizualnie oddziałujących powieści, więc bardzo ucieszyłam się
na świeżą krew.
W marcu pojawiła się też moja opinia o debiucie
wybijającego się autora powieści kryminalnych, ale w wersji na śmiesznie.
Wszelkie porównania do Alka Rogozińskiego i jego powieści są niestosowne, ale
moim zdaniem przy Kółko się pani
urwało też można się porządnie uśmiać!
W kwietniu przeczytałam Siedem
śmierci Evelyn Hardcastle, która okazała się jedną z najlepszych
książek tego roku. Ustawiam ją na podium, chociaż jeszcze nie wiem dokładnie na
którym miejscu. W każdym razie to książka totalnie nieoczywista, przez co
pewnie też dla wielu trudna. Żeby wgryźć się w jej historię, trzeba dać jej
szansę. Dużo się dzieje, jest sporo postaci do poznania na raz, ale te gorsze
chwile zostaną wam z czasem wynagrodzone. Chociaż samo zakończenie było dosyć
średnie, to zabawa w kotka i myszkę dla mnie była przednia!
Zdecydowanie najlepszy i najmocniejszy reportaż tego
roku to Miasteczko zbrodni
– o sprawie Iwony Cygan. Zbierałam szczękę z podłogi i próbowałam opanować
ciarki przerażenia w czasie czytania tej książki, ale to wcale nie było takie
łatwe. Najbardziej przerażające jest to, że to wszystko miało miejsce na naszym
polskim podwórku, a mimo upływu lat nadal nie ma żadnych konkretów dotyczących
sprawców morderstw. Do przeczytania dla każdego, żebyście mieli świadomość, że
zło może czaić się też za waszymi plecami.
W 2019 roku zdecydowanie wychodziłam z szafy i
otwierałam się na nowe doznania literackie. W październiku polecałam wam Sadie, książkę
pozornie młodzieżową, ale poruszającą mnóstwo ważnych i aktualnych tematów.
Przy okazji tej powieści napisałam też – moim zdaniem – najlepsze polecenie na
książkę ever, strasznie byłam z niego dumna. Wydawnictwo też je doceniło, bo
poza tym, że pojawiłam się w mailach rozsyłanych do recenzentów, to
otrzymywaliście mnie też w wersji papierowej do książki. Taka mała rzecz, a
cieszy.
I Szeptacz,
który zrobił na mnie duże pozytywne wrażenie. Był to elektryzujący thriller,
przez który przeszłam ekspresowo. Angażująca i mroczna historia, w którą
wplecione są lekko nadprzyrodzone motywy. Szepty, dzieci i
tajemnicza aura działają na podświadomość, więc po lekturze Szeptacza nie
doszukujcie się zjaw w okolicznych zaroślach.
I to była ostatnia książka, o której udało mi się
napisać i która zrobiła na mnie dobre wrażenie. Ale do tego zestawienia
powinnam dołączyć również Gad. Spowiedź klawisza, która bardzo
zaskoczyła mnie swoją rzetelnością, Ciszę
białego miasta, jako końcoworoczne przypadkowe odkrycie, Piątą ofiarę, jako znakomitą
kontynuację, W umyśle mordercy, bo
takiej książki brakowało na polskim rynku i Witajcie w Puppet Show, bo to niesamowicie dobry thriller!
Pod koniec listopada pojawił się już wpis o książkach, które
w ubiegłym roku polecałam – na których znajdziecie moje logo lub
krótkie polecenie. Byłam zaskoczona, że było ich tak niewiele.
W tamtym roku zrezygnowałam
trochę z felietonów, bo nie chciało mi się szukać tematów na siłę, ale przez
to, że zaczęłam regularnie korzystać ze Storytel i nadal korzystam z Legimi,
przygotowałam dla was krótkie subiektywne porównanie
tych dwóch platform. Mam wrażenie, że właśnie o Legimi najczęściej
pytaliście mnie w ubiegłym roku.
W pierwszej połowie tamtego roku miałam też okazję
rozmawiać z kilkoma autorami, których książki wyjątkowo mnie wciągnęły. Zaczęło
się od Karoliny
Głogowskiej i Katarzyny Troszczyńskiej, których powieść wyjątkowo mnie
urzekła, chociaż należy do gatunku, który najczęściej omijam szerokim łukiem, o
czym zresztą zdążyłam już wspomnieć. Przy okazji Innej kobiety rozmawiałam też ze
znajomą psycholożką o zdradach i o cierpiących przez to dzieciach. Rozmawiałam
też ze Szczygielskim,
gdzie trochę zdradził nad czym w tamtym czasie pracował. Piotr
Borlik, zaraz po premierze swojej powieści Boska proporcja, opowiedział
mi trochę o tym, co było jego inspiracją do stworzenia takiej historii i o połączeniu tak skrajnie różnych postaci. Miałam okazję poznać też Daniela
Włodarskiego. Rozmawiałam z nim dwukrotnie, w dość niedługich odstępach
czasu. Pierwszy wpis
jest dość ogólny, bo Włodarski opowiada o osobie, trochę o rysunku, drugi natomiast
jest już o ilustracjach w książkach dziecięcych, bo i przy okazji dnia
dziecka pojawił się na blogu. Oczywiście rozmawiałam też z Jackiem
Galińskim, bo po prostu musiałam zapytać o zdrowie Wilkońskiej, czy po
takich przygodach nie dostanie przez przypadek zawału!
Najwięcej wysiłku w tamtym roku kosztowało mnie
zaplanowanie, zorganizowanie i dociągnięcie do końca akcji
Kryminalny wrzesień, o której już pod koniec sierpnia was
poinformowałam. To był miesiąc kryminalnych poleceń i zabaw, który na wasze
życzenie w tym roku prawdopodobnie też się pojawi, ale może w nieco zmienionej
formie i bardziej rozbudowany. Wtedy decyzję o tej akcji podjęłam dość
spontanicznie, a w tym roku mam sporo czasu na planowanie i zastanawianie się,
co mogłabym jeszcze tu wykombinować. Teraz, przygotowując dla was podsumowanie
tamtego roku, zorientowałam się, że nigdy oficjalnie nie podsumowałam września.
No ale teraz trochę mija się to z celem.
Akcja została przez was tak miło przyjęta, że
zdecydowałam się też na kontynuowanie jej przez cały rok z formie tygodniowej
raz w miesiącu. Na ten rok wprowadzam trochę zmian, ale już niedługo
poinformuję was, jak dalej będzie wyglądała akcja
Czytamy kryminały i kiedy dokładnie będzie się odbywać.
Poza tym w 2019 roku stałam się książkowo
szczęśliwszym człowiekiem. Wpływ na to miało kilka rzeczy, ale najważniejszą z
nich jest moja współpraca z favi.pl, dzięki której ostatecznie dorobiłam się
fotela do czytania. Nie zrobiłam porównania przed i po, ale efekt finalny
możecie zobaczyć na blogu. To dużo ułatwiło, chociaż jak się później okazało
też utrudniło, bo nieustannie toczymy boje o to, kto teraz będzie korzystał z
fotela – ja czy moja psica.
Stałam się też jednak bardziej świadomym
czytelnikiem. Mogę chyba powiedzieć, że w którymś momencie te masy wydawanych
co miesiąc książek zaczęły mnie przytłaczać, bo o większości myślałam coś w
stylu o cholera, to muszę przeczytać! I
próbowałam czytać więcej, ale przez to też trochę na siłę i książki, które nie
do końca mnie satysfakcjonowały. Nauczyłam się uważniej selekcjonować
potencjalne przyszłe lektury, co ostatecznie i tak mnie nie uchroni przed tymi
gorszymi, które mnie rozczarują, ale chociaż trochę je ograniczę!
W ubiegłym roku mocno ograniczyłam ilość książek,
które zalegały u mnie w domu. Organizowałam wyprzedaże, część książek oddawałam
znajomym, trochę też poleciało za granicę, a jeszcze trochę ponad setka czeka
na sprzedanie. Czasami ciężko mi się było z nimi rozstać, bo lubiłam ich
obecność, ale z drugiej strony znowu mnie przytłaczały i ograniczały
powierzchnię. Kiedy pozbyłam się znacznej większości jest mi lepiej
psychicznie, bo nie ma ich wszędzie i nie łypią na mnie z każdego zakamarka
mieszkania przypominając, że jeszcze ich nie czytałam, a one już zdążyły
zżółknąć. Przy okazji też nie kupuję nowych książek, no chyba, że po angielsku.
Resztę czytam na Legimi lub słucham na Storytel. Nauczyłam się, że nie zawsze
muszę wszystko mieć w wersji fizycznej, żeby okładka ładnie wyglądała na
zdjęciu na Insta. Zdjęcie czytnika też daje radę!
Z ubiegłorocznych niewypałów mam tylko jeden, który
cały czas za mną chodzi. Myślę o newsletterze, który porzuciłam bez większej
zapowiedzi. Po prostu przestałam pisać, przestałam go wysyłać. Później były
wymówki (robiłam je sobie sama), że nie mam zdjęć, które mogłabym do niego
wrzucić. No cóż… W tym roku koniec z wymówkami i chciałabym wrócić do
regularnego przesyłania wam treści. Zacznę pewnie po tym wpisie od wiadomości
bardziej prywatnej z osobistym podsumowaniem.
O złych książkach nie chciałam pisać, bo to chyba nie
jest aż takie ważne. Trafiłam na kilka złych, były pojedyncze tragiczne, ale w
tej chwili wolę się jednak dzielić z wami tymi dobrymi, które warto zapamiętać,
na które warto zwrócić uwagę. No i na dzisiaj to tyle ode mnie. Bardzo
dziękuję, jeżeli udało wam się dotrwać do końca.
Trochę tęsknię za twoimi newsletterami, więc trzymam kciuki, żeby udało ci się do nich wrócić, bo były świetne :)
OdpowiedzUsuń"Patrzeć" nie "patrzyc". Jak na osobę, która dużo czyta masz zaskakująco słaba wiedzę o poprawności językowej. Twoje teksty są pełne błędów.
OdpowiedzUsuńSzanowny Anonimie, doceniam chęć pomocy, ale przed kolejną próbą poprawienia mnie, czy kogokolwiek innego, odsyłam Cię bezpośrednio do Słownika Języka Polskiego. Można tam przeczytać, że forma "patrzyć" jest prawidłowa.
Usuńhttps://sjp.pwn.pl/slowniki/patrzy%C4%87.html
A czytanie książek wcale nie sprawa, że człowiek staje się nieomylny :) popełniam błędy i chętnie je poprawiam, jeżeli ktoś słusznie zwróci mi na nie uwagę.
Ciekawe podsumowanie :) Oby 2020 był równie owocny w ciekawe pozycje ;) Pozdrawiam Justyna z http://wszystkococzytam.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń