To już koniec pruszkowskiej awantury.
Bartosz Szczygielski
recenzent i autor opowiadań. Dwukrotny laureat w konkursie na opowiadanie organizowanym w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Debiutował w 2010 roku opowiadaniem w kwartalniku „QFant”. Swoje teksty publikował m.in. w magazynie „Tekstualia” oraz „Papermint”. Wielbiciel dobrego filmu, książki i tatuażu. Nigdy nie nauczył się pływać, ale nieźle radzi sobie z malowaniem. Pierwsza jego powieść to "Aorta".
Paula Sieczko: Serce już skończone, niedługo oficjalna premiera. Czym się aktualnie zajmujesz? Pracujesz już nad kolejnymi książkami?
Bartosz Szczygielski
recenzent i autor opowiadań. Dwukrotny laureat w konkursie na opowiadanie organizowanym w ramach Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Debiutował w 2010 roku opowiadaniem w kwartalniku „QFant”. Swoje teksty publikował m.in. w magazynie „Tekstualia” oraz „Papermint”. Wielbiciel dobrego filmu, książki i tatuażu. Nigdy nie nauczył się pływać, ale nieźle radzi sobie z malowaniem. Pierwsza jego powieść to "Aorta".
Paula Sieczko: Serce już skończone, niedługo oficjalna premiera. Czym się aktualnie zajmujesz? Pracujesz już nad kolejnymi książkami?
Bartosz Szczygielski: Tak, obecnie pracuję nad nową książką, bo przecież
nie mogę pozwolić, by czytelnicy o mnie zapomnieli. Tym razem jednak szykuje
dużą niespodziankę, która zaskoczy wszystkich. Nie, nie będzie to erotyk, choć
zapewne lepiej wypadłbym wtedy w topce Empiku. Na razie nie chcę za dużo
zdradzać, ale słowo, czytelnicy będą zadowoleni.
Zdradź chociaż, czy będzie to książka w podobnym
klimacie jak trylogia pruszkowska, czy idziesz teraz w zupełnie innym kierunku
i kiedy możemy się jej spodziewać.
Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jesień
będzie ciekawym doświadczeniem dla moich czytelników. Nie rezygnuję z mocnych
tematów, ale tym razem celuję w coś zupełnie, zupełnie innego. Słowa jednak nie
pisnę.
Nawiązując do poprzednich pytań chciałam zapytać Cię
o presję - jak sobie z nią radzisz i czy wpływa na Ciebie w jakiś konkretny
sposób?
Dużo płaczę. Największą presję czuję w związku z
samym sobą, bo chcę dążyć do tego, żeby każda kolejna książka była lepsza od
poprzedniej. Oczywiście czytelnicy też mają swoje wymagania, ale presja z ich
strony, to nie presja. To motywator, który skutecznie napędza do działania. W
końcu ktoś czeka na Szczygielskiego, a to bardzo dużo dla mnie znaczy.
Myślę, że to dobry moment na podsumowanie tej serii. Jesteś zadowolony ze swojej pracy? Jak przyjęli Cię czytelnicy?
Jestem więcej niż zadowolony. Jestem zachwycony!
Aorta, Krew i teraz Serce to zwieńczenie lat pracy, które wygląda dokładnie
tak, jak sobie zaplanowałem. Ogromny wysiłek, tysiące roboczogodzin i tyle samo
godzin stresu, czy książki się spodobają. Spodobały się, choć oczywiście nie
wszystkim, ale to było do przewidzenia. To nie są łatwe w odbiorze kryminały,
więc mogłem się tego spodziewać. Niemniej jest trochę osób, które pokochały
moje pisanie, a to dla mnie największy komplement za ciężką pracę.
Mówisz, że taka presja ze strony czytelników, to nie
presja, ale stresik jednak jest. Byłeś bardziej zestresowany przed wydaniem
swojego powieściowego debiutu czy teraz, przed publikacją zakończenia trylogii?
Zawsze uważałem, że z każdą kolejną książką będzie
łatwiej, ale okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Stres jest i chyba zawsze
będzie już moim towarzyszem, jeżeli chodzi o wydawanie książek. Nic się tu nie
zmieniło, “Serce” to ten sam poziom, co “Aorta”.
A największe wyzwanie przy Sercu? Co sprawiło Ci
najwięcej trudności?
Nie rzucenie tego wszystkiego w cholerę. To
zdecydowanie najtrudniejsza z książek, którą napisałem. Domykanie rozpoczętych
wątków, spinanie całości w jedną, spójną historię. Od początku wiedziałem do
czego dążę, ale “Serce” miało być i jest oczywiście, samodzielną historią.
Połączenie tego tak, żeby wszyscy, a w szczególności ja, byli zadowoleni było
najtrudniejsze. Cała reszta to bułka z masłem. I z żyletkami, kawałkami szkła i
żwirem. Ale smakuje wybornie.
Czy pisanie i wydawanie książek zmieniło coś w Twoim
życiu?
Nie mogę pójść do sklepu, bo ludzie mnie zaczepiają.
Zazwyczaj chcą po prostu papierosa, ale zakładam, że wiedzą o tym, że jestem
pisarzem. Trochę żartuję, ale miło jest kiedy ktoś jednak zapyta, czy “to Pan
pisze te książki?”. Pisanie sprawiło, że stałem się bardziej pewny siebie i
wyszedłem do ludzi. Wprawdzie dalej większość czasu spędzam w swojej jaskini,
ale kiedy już wychodzę to zmieniam się w zwierzę estradowe. Tak przynajmniej
słyszałem. Pisanie zmieniło wszystko i bardzo się z tego powodu cieszę.
Czy Twój stosunek do literatury zmienił się po tym,
jak sam zacząłeś pisać książki?
Staram się czytać uważniej, ale raczej nic więcej.
Staram się też unikać kryminałów, by nie czerpać nawet podświadomych
inspiracji, choć i tak po nie sięgam najczęściej. Chciałbym powiedzieć, że
teraz bardziej doceniam trud pisarzy, ale kiedy widzę jakie gnioty lądują na
półkach, to zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie za bardzo się tym
przejmuję.
A czy wiedząc, jak dużo pracy trzeba włożyć w
stworzenie powieści, stałeś się bardziej wyrozumiały dla książek innych
autorów?
Z jednej strony tak, bo człowiek zyskuje inną
perspektywę. Jednak z drugiej strony, jak widzę zalew tandety i widzę, że autor
odwalił robotę, zamiast się przyłożyć, to nie mam litości. Człowieku oddajesz
czytelnikom swoje dzieło, włóż choć trochę wysiłku w to, by było dobre.
W ciągu ostatnich dwóch lat napisałeś trzy kryminały.
Czy to zadowalający wynik?
Dla mnie tak, dla czytelników zapewne nie, bo
wiadomo, że w czekaniu nie ma nic fajnego. Szczególnie, kiedy historia jest ze
sobą tak mocno powiązana. Czy mógłbym pisać więcej? Pewnie bym mógł, ale na
życie też trzeba zarobić, bo ile można jeść chleb smarowany nożem?
Sugerujesz, że z książek nie da się zarobić tyle,
żeby spokojnie żyć do wydania kolejnej powieści?
Zależy, jak bardzo lubisz jeść i czy ogrzewanie jest
ci potrzebne do życia. Owszem, są autorzy, którzy już po debiucie spokojnie
mogą sobie z pisania żyć. Ja do nich nie należę, ale nie jest źle. Przebicie
się na tak zapchanym rynku do czytelniczej świadomości, to i tak duży sukces.
Hajs przyjdzie z czasem. Mam w końcu dwie nerki, więc najwyżej jednej się
pozbędę.
Właściwie dlaczego zdecydowałeś się na trylogię,
dlaczego nie więcej?
Trzy to bardzo ładna cyfra. Za dużo części szkodzi
każdej historii, a takie jest przynajmniej moje zdanie. Rozciąganie wątków czy
dodawanie nowych na siłę tylko po to, żeby dopisać kolejny tom, to nie mój
styl. Moja trylogia to zamknięta historia, którą od początku planowałem na taką
właśnie ilość. Idealną, by pokazać zmiany w głównych bohaterach.
Która ze stworzonych przez Ciebie postaci jest Twoją
ulubioną?
Zdecydowanie Kaśka, czyli prostytutka poszukująca
swojej drogi. Dziewczyna na po prostu jaja i to takie, że wszyscy faceci wokół
niej wymiękają. Pisało mi się ją świetnie. Gabriela też lubię, ale Kaśka to ta
postać, która moim zdaniem jest najważniejsza w całej historii.
Wiesz, że ja jestem fanką Bysia. Która z postaci
zaliczyła największą zmianę? Czy były one zaplanowane od początku, czy były
raczej spontaniczne?
Zmiany były zaplanowane od samego początku. Cała
trylogia o nich opowiada, więc nie miałem za bardzo miejsca na spontaniczność.
Chociaż zdarzało się, że pojawiały się pewne niespodzianki, a bohaterowie sami
mnie zaskakiwali swoim zachowaniem. Nie sądziłem, że to możliwe, ale faktycznie
czasem ich zachowania wynikały z tego, co w danej chwili by zrobili, a nie z
tego, co wcześniej sobie zaplanowałem. Największą zmianę przeszła Kaśka. Jeżeli
chodzi o Gabriela, to u niego chodziło to, żeby sam odkrył do czego zmierza
jego życie. I czasem to dla nas ogromna niespodzianka.
Mówi się, że każdy autor obdarza swoich bohaterów
chociaż cząstką swojej osobowości. Kto dostał jej najwięcej od Ciebie?
Wydaje mi się, że jednak… Kaśka. Ma w sobie taką
determinację, jaką ja chciałbym mieć i do jakiej dążę. Owszem, jest lekko
pokręcona, ale taki już urok ludzi, którzy nie boją się sięgać po swoje.
Gabriel także ma cechy, które widzę u siebie. Szczególnie pracoholizm, ale z
tym staram się walczyć. Wychodzi tak sobie, ale nikt nie powiedział, że będzie
łatwo. Chciałem uniknąć tego, żeby dawać moim postaciom cząstkę siebie, ale to
raczej niemożliwe. Pewnie przelałem na karty powieści znacznie więcej, niż
jestem sobie w stanie wyobrazić, ale to już widzą inni, a nie ja sam.
W pruszkowskiej trylogii pokazujesz, że potrafisz
stworzyć mocną i wyrazistą męską postać, ale jednak dorzucasz też rozdziały z
perspektywy kobiety. Co robiłeś, żeby lepiej zrozumieć ludzkie zachowania? Jak
doszedłeś do tego, że Twoi bohaterowie są tak rzeczywiści?
Lubię obserwować ludzi. Jeżeli zobaczycie kiedyś
faceta z brodą, który w pociągu gapi się na was, to duże prawdopodobieństwo, że
to właśnie ja. Lubię wcielać się w postaci, które opisuje. Gadam sam ze sobą i
staram się zachowywać tak, jak one by się zachowywał w danej sytuacji. Całe
szczęście, jak sama zauważyłaś, wychodzi mi to całkiem nieźle. Nie wiem czy to
objaw szaleństwa, ale jeżeli tak, to nie zamierzam się leczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz