08 grudnia

Ludmiła Anannikova | rozmowa

żródło zdjęcia


Ludmiła Anannikova - Reporterka Dużego Formatu i dziennikarka Gazety Wyborczej. Autorka książki Skazani. Historie skrzywdzonych przez system.

 

Skąd pomysł na zajęcie się taką tematyką? Dlaczego akurat niesłusznie skazani?

- Gdybym miała odpowiedzieć krótko, powiedziałabym, że zawsze bardzo poruszała mnie niesprawiedliwość. Myślę, że każdy z nas zna uczucie bycia niesprawiedliwie ocenionym i wie, jak takie sytuacje potrafią zaboleć, nawet gdy chodzi o coś błahego. A co dopiero zostać niesprawiedliwie oskarżonym, a później skazanym za zabójstwo. Trudno było mi sobie wyobrazić, co czują takie osoby, zanim nie poznałam moich bohaterów.
Przy czym od razu chcę zaznaczyć, że w książce nie wyrokuje o ich faktycznej winie i niewinności. Staram się patrzeć na sprawy chłodno. Nie bazuję wyłącznie na słowach moich bohaterów, ale również na dokumentach. Pokazuję czytelnikom i czytelniczkom fakty, a oni niech sami spróbują „wydać wyrok”. W moim przekonaniu, a także wielu prawników, którzy znają te sprawy, jest w nich tyle wątpliwości, że nie można być stuprocentowo pewnym co do winy skazanych. A jeśli tak, to powinni byli zostać uniewinnieni. Naczelna zasada prawa karnego głosi bowiem, że niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. W tych sprawach stało się inaczej.

 

Czy wcześniej, zanim zajęła się Pani tymi konkretnymi przypadkami, słyszała Pani o osobach niewinnych, niesłusznie skazanych?

- Słyszałam. I nigdy nie wątpiłam w to, że takie przypadki się zdarzają. Amerykańskie badania wskazują, że w tamtejszych więzieniach wyroki za cudze zbrodnie odsiaduje od 3 do 6 procent więźniów. Naiwnością byłoby myśleć, że u nas jest lepiej. Jeśli założymy, że u nas to tylko 3 procent, to i tak przy 71 tys. więźniach mamy 2 tysiące niesłusznie skazanych. Nie słyszeliśmy o wszystkich, ale oni są.

 

Jak Pani myśli, dlaczego w mediach temat niesłusznie skazanych jest raczej pomijany?

- Nie uważam, że sam temat jest pomijany. Dość często czytam kolejne historii osób, które zostały niesłusznie oskarżone, aresztowane czy skazane. To, czego nam brakuje, to poważnej dyskusji na temat niesłusznych skazań. Media często pokazują jednostkowe sprawy, ale rzadko kiedy patrzą na problem całościowo. A to jest właśnie kluczem do prawdziwych zmian. Media powinny pokazywać, że niesłuszne skazania to problem systemowy i strać się zrobić tak, żeby państwo go uznało, przestało traktować niesłuszne skazania jako przykre incydenty. Muszą zajść realne zmiany, jak chociażby taka, żeby każdy z nas niezależnie od znajomości prawa i zasobności portfela miał realny kontakt z obrońcą od chwili zatrzymania.

 




Czy rozpracowując poszczególne sprawy, które dla państwa na pewno są niewygodne, nie myślała Pani o ewentualnych konsekwencjach wkładania kija w mrowisko? I czy w ogóle spotkały Panią jakieś nieprzyjemności ze strony państwa, że zajęła się Pani tymi sprawami?

- Nie mogę powiedzieć, że zupełnie o tym nie myślałam. Żyjemy jednak w państwie dosyć nieprzewidywalnym, a wymiar sprawiedliwości w ostatnich latach bardzo się zmienił na niekorzyść. Z drugiej strony, jestem przekonana, że nie zrobiłam nic złego, a wkładanie przysłowiowego „kija w mrowisko” jest istotą dziennikarstwa. Jako dziennikarze musimy wskazywać państwu obszary, które są do naprawienia.


Jestem ciekawa, która z historii opisywanych w książce Skazani. Historie skrzywdzonych przez system najbardziej Panią ruszyła i dlaczego?

Myślę, że sprawa z Giżycka, w której zamordowani zostali dwaj bracia – 15-letni Adam i 11-letni Szymon. Zarówno ze względu na sposób, w jaki stracili życie – była to niezwykle brutalna zbrodnia, jak i późniejszy proces, na skutek którego dwie osoby zostały bez dowodów skazane na dożywocie. W tej sprawie do dziś jest wiele znaków zapytania. To jest sprawa, która od ponad 20 lat generuje cierpienie. Cierpi rodzina ofiar, cierpią skazani i ich rodziny, a poniekąd nawet policjanci. Ta sprawa pozostaje w każdym, kto się z nią zetknął. Opisując tę historię po raz pierwszy dosłownie ryczałam nad klawiaturą.

 

Czy wchodząc w poszczególne sprawy uwierzyła Pani w faktyczną niewinność skazanych?

Mam swoje zdanie na temat każdej z tych spraw, ale nie chcę się nim dzielić publicznie, żeby niczego nie sugerować czytelnikom i czytelniczkom. Pisząc książkę starałam się być rzemieślniczką. Wierzę w niewinność prawną moich bohaterów. Bardzo mnie natomiast cieszy, kiedy czytelnicy do mnie piszą i dzielą się swoimi spostrzeżeniami. Chyba podświadomie liczę na to, że zobaczą coś, czego ja nie zauważyłam, a co może pomóc w przyszłości moim bohaterom.

 

Co Pani zdaniem powinno zostać zmienione, żeby do takich błędów dochodziło jeszcze rzadziej?

Tak jak już wspominałam wcześniej, każdy z nas powinien mieć realny dostęp do obrońcy w momencie zatrzymania, niezależnie od tego, czy znamy jakiegoś adwokata i czy mamy na niego pieniądze. Teraz to wcale nie jest takie oczywiste. Z kolei każde przesłuchanie powinno być nagrywane. Dzięki temu nie będzie wątpliwości, co dokładnie zostało powiedziane, czy ktoś nie wywierał wpływu na podejrzanego, nie stosował wobec niego tortur. Obecność obrońcy na przesłuchaniu i nagranie chronią nie tylko osobę podejrzaną, ale także funkcjonariuszy przed zarzutami o stosowanie przemocy.

Powinna również powstać komisja niewinności, która będzie badać wątpliwe sprawy zakończone prawomocnym wyrokiem – takie organy działają w wielu innych państwach.

 

Dlaczego warto przeczytać Pani książkę?

- Żeby zrozumieć, jakie są pułapki wymiaru sprawiedliwości i być czujnym. A szerzej – żeby zastanowić się nad tym, czym jest sprawiedliwość.

 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.