żródło zdjęcia |
Ludmiła
Anannikova - Reporterka Dużego Formatu i dziennikarka Gazety Wyborczej. Autorka
książki Skazani.
Historie skrzywdzonych przez system.
Skąd pomysł na zajęcie się taką tematyką?
Dlaczego akurat niesłusznie skazani?
- Gdybym miała
odpowiedzieć krótko, powiedziałabym, że zawsze bardzo poruszała mnie
niesprawiedliwość. Myślę, że każdy z nas zna uczucie bycia niesprawiedliwie
ocenionym i wie, jak takie sytuacje potrafią zaboleć, nawet gdy chodzi o coś
błahego. A co dopiero zostać niesprawiedliwie oskarżonym, a później skazanym za
zabójstwo. Trudno było mi sobie wyobrazić, co czują takie osoby, zanim nie
poznałam moich bohaterów.
Przy czym od razu chcę zaznaczyć, że w książce nie wyrokuje o ich faktycznej
winie i niewinności. Staram się patrzeć na sprawy chłodno. Nie bazuję wyłącznie
na słowach moich bohaterów, ale również na dokumentach. Pokazuję czytelnikom i
czytelniczkom fakty, a oni niech sami spróbują „wydać wyrok”. W moim
przekonaniu, a także wielu prawników, którzy znają te sprawy, jest w nich tyle
wątpliwości, że nie można być stuprocentowo pewnym co do winy skazanych. A
jeśli tak, to powinni byli zostać uniewinnieni. Naczelna zasada prawa karnego
głosi bowiem, że niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść
oskarżonego. W tych sprawach stało się inaczej.
Czy wcześniej, zanim zajęła się Pani tymi
konkretnymi przypadkami, słyszała Pani o osobach niewinnych, niesłusznie
skazanych?
- Słyszałam. I
nigdy nie wątpiłam w to, że takie przypadki się zdarzają. Amerykańskie badania
wskazują, że w tamtejszych więzieniach wyroki za cudze zbrodnie odsiaduje od 3
do 6 procent więźniów. Naiwnością byłoby myśleć, że u nas jest lepiej. Jeśli
założymy, że u nas to tylko 3 procent, to i tak przy 71 tys. więźniach mamy 2
tysiące niesłusznie skazanych. Nie słyszeliśmy o wszystkich, ale oni są.
Jak Pani myśli, dlaczego w mediach temat
niesłusznie skazanych jest raczej pomijany?
- Nie uważam, że
sam temat jest pomijany. Dość często czytam kolejne historii osób, które
zostały niesłusznie oskarżone, aresztowane czy skazane. To, czego nam brakuje,
to poważnej dyskusji na temat niesłusznych skazań. Media często pokazują
jednostkowe sprawy, ale rzadko kiedy patrzą na problem całościowo. A to jest
właśnie kluczem do prawdziwych zmian. Media powinny pokazywać, że niesłuszne
skazania to problem systemowy i strać się zrobić tak, żeby państwo go uznało,
przestało traktować niesłuszne skazania jako przykre incydenty. Muszą zajść
realne zmiany, jak chociażby taka, żeby każdy z nas niezależnie od znajomości
prawa i zasobności portfela miał realny kontakt z obrońcą od chwili
zatrzymania.
Czy rozpracowując poszczególne sprawy,
które dla państwa na pewno są niewygodne, nie myślała Pani o ewentualnych
konsekwencjach wkładania kija w mrowisko? I czy w ogóle spotkały Panią jakieś
nieprzyjemności ze strony państwa, że zajęła się Pani tymi sprawami?
- Nie mogę
powiedzieć, że zupełnie o tym nie myślałam. Żyjemy jednak w państwie dosyć
nieprzewidywalnym, a wymiar sprawiedliwości w ostatnich latach bardzo się
zmienił na niekorzyść. Z drugiej strony, jestem przekonana, że nie zrobiłam
nic złego, a wkładanie przysłowiowego „kija w mrowisko” jest istotą
dziennikarstwa. Jako dziennikarze musimy wskazywać państwu obszary, które są do
naprawienia.
Jestem ciekawa, która z historii
opisywanych w książce Skazani. Historie skrzywdzonych przez system najbardziej
Panią ruszyła i dlaczego?
Myślę, że sprawa
z Giżycka, w której zamordowani zostali dwaj bracia – 15-letni Adam i 11-letni
Szymon. Zarówno ze względu na sposób, w jaki stracili życie – była to niezwykle
brutalna zbrodnia, jak i późniejszy proces, na skutek którego dwie osoby zostały
bez dowodów skazane na dożywocie. W tej sprawie do dziś jest wiele znaków
zapytania. To jest sprawa, która od ponad 20 lat generuje cierpienie. Cierpi
rodzina ofiar, cierpią skazani i ich rodziny, a poniekąd nawet policjanci. Ta
sprawa pozostaje w każdym, kto się z nią zetknął. Opisując tę historię po raz
pierwszy dosłownie ryczałam nad klawiaturą.
Czy wchodząc w poszczególne sprawy
uwierzyła Pani w faktyczną niewinność skazanych?
Mam swoje zdanie
na temat każdej z tych spraw, ale nie chcę się nim dzielić publicznie, żeby
niczego nie sugerować czytelnikom i czytelniczkom. Pisząc książkę starałam się
być rzemieślniczką. Wierzę w niewinność prawną moich bohaterów. Bardzo mnie
natomiast cieszy, kiedy czytelnicy do mnie piszą i dzielą się swoimi spostrzeżeniami.
Chyba podświadomie liczę na to, że zobaczą coś, czego ja nie zauważyłam, a co
może pomóc w przyszłości moim bohaterom.
Co Pani zdaniem powinno zostać zmienione,
żeby do takich błędów dochodziło jeszcze rzadziej?
Tak jak już
wspominałam wcześniej, każdy z nas powinien mieć realny dostęp do obrońcy w
momencie zatrzymania, niezależnie od tego, czy znamy jakiegoś adwokata i czy
mamy na niego pieniądze. Teraz to wcale nie jest takie oczywiste. Z kolei każde
przesłuchanie powinno być nagrywane. Dzięki temu nie będzie wątpliwości, co
dokładnie zostało powiedziane, czy ktoś nie wywierał wpływu na podejrzanego,
nie stosował wobec niego tortur. Obecność obrońcy na przesłuchaniu i nagranie
chronią nie tylko osobę podejrzaną, ale także funkcjonariuszy przed zarzutami o
stosowanie przemocy.
Powinna również
powstać komisja niewinności, która będzie badać wątpliwe sprawy zakończone
prawomocnym wyrokiem – takie organy działają w wielu innych państwach.
Dlaczego warto przeczytać Pani książkę?
- Żeby
zrozumieć, jakie są pułapki wymiaru sprawiedliwości i być czujnym. A szerzej –
żeby zastanowić się nad tym, czym jest sprawiedliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz