#24. Na imię mam Jestem- Mariusz Maślanka

31 maja

#24. Na imię mam Jestem- Mariusz Maślanka

Źródło okładki: merlin.pl (29.05.2015)
Tytuł: Na imię mam Jestem
Autor: Mariusz Maślanka

Kategoria: literatura piękna
WydawnictwoAlbatros
Liczba stron: 160
Data wydania: 2007
Cena detaliczna: 19,90 zł


Opis wydawcy:

Powieść o samotności, o poszukiwaniu miłości, o złudzeniach. Po troszę life story i love story. Igor, bohater i narrator, poszukuje domu i tożsamości, próbuje zdefiniować siebie w obcym i przekształcającym się świecie. Po opuszczeniu domu opieki społecznej, gdzie przebywał po śmierci ojca, i który był sceną jego pierwszych doznań seksualnych, zaczyna uświadamiać sobie swoją inność. Odwiedza matkę i liczne rodzeństwo, mieszkające z nowymi rodzinami. W serii reminiscencji, zapamiętanych obrazów i dialogów, odbywa podróż w dzieciństwo, dorastanie i dorosłość. Poszukując bliskości, wdaje się w ostre przygody erotyczne. Czy poznana w pociągu czarnowłosa Natalia zaspokoi jego ukryte pragnienie prawdziwej miłości? I czy noc z nią okaże się pierwszym dniem jego nowego życia?


Moja ocena: 7/10


Po przeczytaniu kolejnej książki stwierdzam, że chyba coś się ze mną dzieje niedobrego. To już kolejny raz, kiedy to po przeczytaniu danej pozycji zupełnie nie wiem co myśleć, nie wspominając już o tym, co napisać.

Może zacznę od strony wizualnej książki. A więc- całkowicie zatraciłam się w tej okładce, majestatycznie oddaje cały nastrój książki. Wielkie brawa dla pana Kuryłowicza za tak cudowny projekt. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam ładniejszą, bardziej starannie wykonaną okładkę, wprawiającą czytelnika (przynajmniej mnie) w taki sposób w aurę książki. 
Ocena okładki: 15/10 !

Głównym bohaterem, i jednocześnie narratorem, książki jest Igor, chłopak pochodzący z wielodzietnej rodziny, którego jeden z braci oraz ojciec zginęli w wypadku. Matka zatraciła się w literach, jest całkowicie nieobecna dla dzieci, które jej potrzebują. Pociechy, które nie ukończyły 18 roku życia trafiają do domu opieki. Przekraczając pełnoletność mają możliwość opuszczenia przytułku i założenia swoich rodzin. Igor, jako najmłodszy, zabawia tam najdłużej. Sporadyczne wizyty matki i jej charakterystyczny zapach zapadają mu w pamięci. Za każdym razem gdy ona opuszcza pomieszczenie, Igor próbuje jeszcze poczuć jej zapach w powietrzu- wtedy uświadamia sobie czym jest tęsknota.

Igor jest miłośnikiem książek, podobnie jak jego matka. Sam przyczynia się do narastania poczucia samotności wybierając książki i zamykając się na świat zewnętrzny. Do ludzi wychodzi dopiero wtedy, gdy jego samotność staje się nieznośna. Dodatkowo ma tendencję do podkolorowywania lub zmyślania swoich historii, za co nie ponosi konsekwencji- przychodzi mu to łatwo i nikt nie jest w stanie odróżnić prawdy od fikcji.


"Jak się czyta, to się nie myśli o sobie, tylko się wchodzi w inne światy, a w którymś z tych światów można znaleźć zgubionego siebie".

Wreszcie, całkowicie niespodziewanie, poznaje dziewczynę ,która może przewrócić jego świat do góry nogami.


Książka składa się z trzech części podzielonych na bardzo krótkie rozdziały. Bardzo szybko się ją czyta. Początkowo trochę mnie nudziła, ale nawet nie zdążyłam się zorientować jak, kartka po kartce, doszłam do jej końca.

Szczerze mówiąc w książce zabrakło mi tej samotności w samotności. Niby bohater nie otacza się gronem przyjaciół, ale nie specjalnie też na to narzeka. 
Pojawiło się kilka scen erotycznych, jakościowo dużo lepszych od tych, w 50 twarzach Grey'a ;)

Dobrze zostały przedstawione realia panujące w domach opieki. Dla mnie osobiście było to dosyć smutne. Dzieciaki nauczone doświadczeniem, nie mogą sobie pozwolić na przegrane bójki, ważny jest honor. Starsi gnębią młodszych, bo taki jest rytuał. Smutne, tym bardziej, że jest to obraz jak najbardziej prawdziwy. Smutne.



Czytaliście którąś z książek Maślanki? 
Swoją drogą- cóż za cudowne i smakowite nazwisko :)


Źródło: Instagram

#23. Odłamki- Ismet Prcić

30 maja

#23. Odłamki- Ismet Prcić

Źródło okładki: www.publio.pl (24.05.2015)
Tytuł: Odłamki
Autor: Ismet Prcić

Tytuł oryginału: Shards
Język oryginału: angielski
Kategoria: literatura współczesna
WydawnictwoSine Qua Non
Liczba stron: 432
Data wydania: 18 marca 2015
Cena detaliczna: 34,90 zł


Opis wydawcy:


Obsypany międzynarodowymi nagrodami debiut literacki.

Ismet kocha teatr, chce się umawiać na randki i pić wino z przyjaciółmi. Ale w rozdartej okrutnym konfliktem etnicznym Bośni nie ma na to miejsca. Po dramatycznych wydarzeniach chłopak zostawia całą rodzinę. Zostaje uchodźcą. Jednak ucieczka do amerykańskiego raju tylko pozornie jest wybawieniem…

Mustafa Nalić jest żołnierzem. Jego rzeczywistość to wszechobecne okrucieństwo, śmierć najbliższych i frontowe koszmary. Losy dwóch młodych mężczyzn zaczynają się ze sobą niebezpiecznie splatać. Jakby należały do jednego człowieka… Kim naprawdę są Ismet i Mustafa?

Odłamki to imigracyjna powieść z przejmującą panoramą umęczonego wojną kraju i jednocześnie niezwykła „autobiografia” – element terapii Ismeta Prcicia. Książka zachwycająca młodzieńczą nadzieją i humorem, a także wielką dojrzałością w rozliczeniu wojennej traumy.




Moja ocena: 6/10


Muszę przyznać, że przygotowanie recenzji Odłamków zajęło mi sporo czasu. Po przeczytaniu książki miałam w głowie całkowitą pustkę. Była to jedna z tych książek, która sprawiła mi ogromne problemy w przebrnięciu przez nią powodując jednocześnie, że gubiłam wątek i nie mogłam się skupić- przez co zupełnie nie wiedziałam co czytam. Ale co najważniejsze udało mi się- a to znaczy, że więcej nie będę musiała do niej wracać. Nie jednokrotnie miałam ochotę przerwać czytanie i pozostawić ją w kącie, do momentu aż nadejdzie odpowiedni moment, wena, do przeczytania jej ponownie, tym razem w całości. Ale dałam radę, mogę być z siebie dumna. Czuję się wyczerpana, jakbym miała książkowego kaca.
Co prawda cała sytuacja wprawiła mnie w zakłopotanie, bo po przeczytaniu opisu wydawcy, byłam przekonana, że będzie to książka, którą przeczytam jednym tchem, z zapałem i fascynacją. A tu taka niespodzianka. Może moje oczekiwania były zbyt wygórowane?- ciężko stwierdzić. Spodziewałam się lepszego poznania tej wojny- po przeczytaniu książki wiem, że była, wiem, że ludzie ginęli i wiem, że autor przeżył.

Historia książki oparta jest na faktach, ba, jest to pewnego rodzaju autobiografia autora. Na skutek przeżyć autor doznał stresu pourazowego i trafił do lekarza, który to zasugerował Ismetowi spisywanie wszystkiego- wszystkich przeżyć, myśli.

„Mówi, że mam zespół stresu pourazowego. Że pigułki to tylko tymczasowe rozwiązanie i żeby naprawdę wyzdrowieć, muszę ujrzeć swoje doświadczenie w szerszym kontekście, żeby ogarnąć, co i jak.”

Wydaje mi się, że miał to spisywać w porządku chronologicznym [poprawcie mnie jeśli się mylę], natomiast książka (jako poskładane „do kupy” pamiętniki) jest jednym wielkim, oprawionym bałaganem. Jak już wspominałam, czasami się gubiłam, traciłam wątek, skupienie i zupełnie nie wiedziałam o co chodzi. Myślę, że to też spowodowało, te wszystkie trudności z przeczytaniem książki.

Wojna zdziesiątkowała Bośnię. Początkowo autor obwiniał się za jej nadejście, chciał cofnąć czas, męczyły go wyrzuty sumienia, za wszystkich, którzy już zginęli i zginą w przyszłości. Pojawił się wybór- zostać czy uciekać. Ismet wybrał to drugie, pozostawiając wszystkich, których kochał- rodziców, brata, pierwszą miłość.

„Dwóch innych członków rodziny Prciciów przetarło ten szlak. Najpierw mój stryjeczny dziadek, Bego, który uciekał przez nadciagającą niemiecką inwazją przez Paryż i osiadł w mieszkaniu we Flushing Meadows i tam też zmarł w samotności. A potem mój stryjek, Irfan, który zwiał komunistom w 1969 roku i skończył w Kalifornii (…)”.

A więc czemu nie, skoro już ktoś tego próbował i mu się udało. Ale czy postąpił słusznie? Nie wiem, nie mi to oceniać. Z jednej strony wykazał się odwagą, że przebył tak długą drogę do swojego „wybawienia”, ale z drugiej strony pozostawił wszystkich, których kochał- to było trochę samolubne.

Autor określa siebie jako samotnika i jest z siebie bardzo dumny, że nie potrzebuje ludzi by czuć się szczęśliwy. Cała sytuacja zmienia się w momencie gdy trafia do Ameryki. Nie zna zupełnie nikogo i czuje się bardzo samotny. Wreszcie znajduje przyjaciół, trafia na wymarzone studia, ale czy to faktycznie jest tą idyllą, do której tak uparcie dążył wbrew wszelkim przeciwnościom?

A kim jest Mustafa? Dobre pytanie.



Mieliście już okazję czytać Odłamki? Czy może dopiero macie w planach?

Źródło: Instagram
*Powieść udostępniona dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sine Qua Non.



TBR #1. Czerwiec 2015

29 maja

TBR #1. Czerwiec 2015

Z racji, że blog cieszy się coraz większą "popularnością" i coraz więcej osób do mnie zagląda, czyta i komentuje posty, postanowiłam wcielić w życie posty z serii TBR i podsumowania miesiąca ;)

Pierwszy post z serii TBR- czerwcowy!

Jako, że w czerwcu czeka mnie obrona pracy magisterskiej, mój czas na czytanie i recenzowanie książek może być baaaardzo ograniczony. Nie będę zatem cudować i szaleć z ilością pozycji do przeczytania, praca sama się nie dokończy pisać.

Myślę, że z trzema pozycjami spokojnie powinnam się "wyrobić" ;) To moje typy:

1. Bez śladu- Harlan Coben,
2. Miasto cieni- Michael Russell (egzemplarz recenzencki od Wydawnictwa SQN),
3. I tak człowiek trafił na psa- Lorenz Konrad.

Jeżeli starczy czasu na coś więcej może pokuszę się o przeczytanie

4. Piaskowa góra- Joanna Bator,
5. Chmurdalia- Joanna Bator.

Na dniach powinien się pojawić post podsumowujący maj i recenzja !
W maju udało mi się całkiem sporo przeczytać, czym zresztą z pewnością się pochwalę. Póki co, muszę jeszcze dokończyć "Odłamki"- zostało mi niecałe 100 stron do końca.

Przy okazji zapraszam Was do polubienia profilu na FB, dzięki czemu będziecie na bieżąco z moimi poczynaniami ;) odsyłam Was TUTAJ.

Dajcie znać w komentarzach czy czytaliście którąś z pozycji i co Wy macie w planach przeczytać w kolejnym miesiącu ;)

#22. Strefa skażenia- Richard Preston

20 maja

#22. Strefa skażenia- Richard Preston

Źródło okładki: Wydawnictwo SQN (17.05.2015)
Tytuł: Strefa skażenia
Autor: Richard Preston

Tytuł oryginału: The Hot Zone
Język oryginału: angielski
Kategoria: literatura faktu/ thriller medyczny
WydawnictwoSine Qua Non
Liczba stron: 320
Data wydania: 18 lutego 2015
Cena detaliczna: 34,90 zł


Opis wydawcy:



Błyskotliwe połączenie literatury faktu z wstrząsającym thrillerem medycznym.
W sierpniu 2014 roku świat stanął na krawędzi zagłady. Epidemia eboli szybko opanowała najpierw Gwineę, a potem całą Afrykę Zachodnią. W krótkim czasie pojawiły się pierwsze ogniska choroby poza Czarnym Lądem. Migawki telewizyjne z miejsc objętych epidemią budzą grozę, ale prawda jest jeszcze bardziej przerażająca – ebola za każdym razem zbiera krwawe żniwo. W niewyobrażalnych męczarniach ginie około 90% zarażonych. Później wirus znika i skrycie czeka, żeby móc ponownie zaatakować. Zabijać.
Strefa skażenia prezentuje burzliwą historię badań nad ebolą. Pierwsi zakażeni, drobiazgowe opisy przebiegu choroby, specjalistyczne laboratoria, ścieżki rozwoju wirusa i dramatyczne pomyłki, które mogły przypieczętować nasz los już dawno temu. Wcześniej udawało się zażegnać kryzys. Ale czy i tym razem, w obliczu kolejnego zagrożenia niepowstrzymanej pandemii, ludzkości się poszczęści?
Fascynująca historia najgroźniejszego seryjnego mordercy!
Moja ocena: 9/10

Z czystym sumieniem stwierdzam, że była to najlepsza książka, którą do tej pory miałam okazję przeczytać. Czytałam ją z zapartym tchem, rozkładając ją w odpowiednich ilościach na kolejne dni. Bo podobno szczęście się dozuje. To było moje szczęście. Jest, bo mam książkę w swojej kolekcji !

Książka opisuje prawdziwe wydarzenia (dosłownie mrożące krew w żyłach), bohaterowie występujący w niej są autentyczni. Autor poznał całą historię od podszewki, zaznajamiał się z ludźmi biorącymi udział w opisywanych akcjach, poznawał ich myśli, analizował reakcje, co ostatecznie doprowadziło go do miejsca, w którym cała historia się rozpoczęła. 
Wstrząsający thriller medyczny- to mało powiedziane.

"Strefa skażenia" została podzielona na cztery części. Nie wiem czy było to umyślne, czy przypadkowe- w każdym razie mamy cztery poziomy bezpieczeństwa biologicznego. Aby dostać się do pierwszej części książki musimy osobiście przebrnąć przez wszystkie cztery poziomy bezpieczeństwa biologicznego, co jeszcze bardziej nastraja na to, co czeka na czytelnika na kolejnych stronach.

Na początku należy pokrótce scharakteryzować wirus i chorobę, które w tak dobitny sposób zostały zaprezentowane w książce. Nie wiem jak Wy, ale ja nigdy nie zagłębiałam się w wiadomości dotyczące przebiegu choroby wywołanej wirusem ebola, nie wspominając o jego historii, czy przeprowadzaniu badań. I w życiu nie byłabym w stanie stwierdzić, że można to wszystko ująć w tak ciekawy dla czytelnika sposób, że ten nie będzie w stanie oderwać się od książki, że będzie chciał więcej.

Ebola jest wirusem wyjątkowo zaraźliwym, przenoszonym między organizmami żywymi przez m.in. fekalia, ślinę, mocz, krew- "molekularny rekin".

"Osoba zakażona wirusem wytwarza wiele z tych płynów w sposób niekontrolowany, czasami w dużych ilościach. Około połowy przypadków dotyczy krwotoków."
"Nazwa wirusa ebola pochodzi od rzeki Ebola, największego dopływu Mongali, która wpada do Konga."

W książce zostały wyróżnione wirusy: ebola marburg, ebola zair (określany jako najgroźniejszy), ebola sudan, ebola reston, dodatkowo zamieszczone zostały okrojone informacje o wirusie HIV.

"Wirus ebola niszczył narządy wewnętrzne, więc po śmierci ciało ulegało gwałtownemu rozkładowi."

Historia książki rozpoczyna się na wniesieniu wygasłego wulkanu w Afryce Środkowej (dopiero teraz znalazłam chwilę, na odnalezienie tego miejsca na mapie i obejrzenie zdjęć zamieszczonych w Internecie- szczerze mówiąc, wyobrażałam to sobie nieco inaczej). Na zboczu wulkanu Elgon znajduje się jaskinia Kitum, która jest prawdopodobnym rezerwuarem wirusa ebola marburg. Mężczyzna i chłopiec stają się ofiarami tego szaleńczego wirusa po wizytach w jaskini. I to jest dopiero początek.

"Inni pacjenci w poczekalni wstają i odsuwają się od mężczyzny leżącego na podłodze. Wzywają lekarza. Wokół Moneta szybko rozlewa się czerwona kałuża. Po unicestwieniu swego żywiciela wirus wydostaje się wszystkimi otworami na zewnątrz, szukając nowej ofiary" 

Preston opisuje również wydarzenia mające miejsce w 1989 roku w Reston (od którego wzięła się nazwa wirusa). Był to nowy wirus, którego działanie nie było jeszcze znane, jedynie wiadome było, że sieje spustoszenie wśród małp. Czytając rozdziały opisujące wydarzenia mające miejsce w małpiarni na całym ciele miałam ciarki. Zginęły setki (nie chcę nawet myśleć, że mogły to być tysiące) zwierząt. Zwierzęcy dramat, piekło.

Szczerze mówiąc, nie wiem czy potrafiłabym pracować w takim specjalistycznym laboratorium, w kombinezonie, narażając się na śmierć. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym mordować niewinne (co prawda zainfekowane) zwierzęta. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wejść do jaskini Kitum. Oczywiście, ciekawość ciekawością, ale wszystko ma swoje granice.

Zastanawia mnie, dlaczego potrzebowaliśmy 20 lat, aby ta książka wreszcie trafiła do Polski? Nie jestem w stanie tego zrozumieć.

Serdecznie polecam każdemu, kto jeszcze nie czytał tej książki, przeczytanie jej.
Czy może mieliście już okazję zaznajomić się z nią i macie o niej odmienne zdanie niż moje?

*Powieść udostępniona dzięki uprzejmości 
Wydawnictwa Sine Qua Non.
.
#21. Bóg zawsze znajdzie Ci pracę- Regina Brett

13 maja

#21. Bóg zawsze znajdzie Ci pracę- Regina Brett

Źródło okładki: Wydawnictwo Insignis (01.05.2015)
Tytuł: Bóg zawsze znajdzie Ci pracę. 50 lekcji jak szukać spełnienia
Autor: 
Regina Brett
Tytuł oryginału: God is Always Hiring: 50 Lessons for Finding Fulfillling Work
Język oryginału: angielski
Kategoria: publicystyka literacka, poradnik
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 368
Data wydania: 5 listopada 2014
Cena detaliczna: 34,99 zł


Opis wydawcy:


Moja najnowsza książka to coś dla tych, którzy przestali kochać to, co robią.
I dla tych, którzy kochają swoją pracę, ale pragną odnaleźć głębszy sens także poza pracą – w innych sferach życia.
Dla tych, którzy są bezrobotni, wykonują pracę poniżej swoich kwalifikacji albo czują się nieszczęśliwi w życiu zawodowym.
Dla tych, którzy zeszli z obranej niegdyś drogi, chwilowo albo bezpowrotnie.
Dla tych, którzy dopiero rozpoczynają karierę zawodową i chcą się dowiedzieć, jak zapisać tę czystą kartę.
Dla tych, którzy przeszli na emeryturę albo nie mogą już dłużej pracować, a pragną wieść pełniejsze życie.
Dla tych, którzy kochają swoją pracę tak bardzo, że chcą zainspirować innych i pomóc im odnaleźć życiową pasję. 
Dla tych, którzy – jak ja – czuli się kiedyś zagubieni w życiu i kluczyli krętą ścieżką, dopóki ta nie zaprowadziła ich w idealne miejsce. Wierzę, że każdy z nas ma takie miejsce. Musimy je tylko odszukać. Albo odprężyć się i pozwolić, żeby to ono odszukało nas. – REGINA BRETT


Moja ocena: 5/10


Ta książka była dla mnie szczególnym wyzwaniem. Od momentu ukończenia poprzedniej części- "Jesteś Cudem" (link do recenzji TUTAJ) nie mogłam zebrać się w sobie, żeby ją przeczytać. To jest straszne, nigdy nie spodziewałam się, że można nabrać takiej niechęci do książki, pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło. Przez chwilę nawet się zastanawiałam, czy w związku z wywołaniem tak wielkiego odrzucenia do kolejnej części, "Jesteś Cudem" nie powinno dostać nawet niższej oceny niż dostało.

"Bóg zawsze znajdzie Ci pracę" to już ostatni tom serii 50 lekcji. Może i lepiej. 
Chociaż przyznam, że mam bardzo mieszane uczucia do tej książki i jest mi bardzo ciężko napisać konstruktywną opinię.

I w tej części Brett zasypuje nas historiami, różnego rodzaju i różnego kalibru. Aż na prawdę czasami jest mi ciężko uwierzyć w to, że jedna osoba może mieć aż tyle do opowiedzenia. Cześć z nich wywołała u mnie radość, część podziw, a jeszcze inna część straszne znudzenie. Drugi tom przeczytałam od deski do deski. Przy tym zastanowiłam się, co mnie interesuje i co chciałabym przeczytać- część fragmentów przeskakiwałam, szczególnie tych o Bogu, które zupełnie nic nie wnoszą do mojego życia. Nie wiem czemu nie pomyślałam o tym czytając "Jesteś Cudem", może wtedy skończyłoby się całkiem inaczej.
Oczywiście, elementy życiorysu Brett uwzględnione w tej części możemy odnaleźć też w pierwszym i drugim tomie. Czasami są mniej zauważalne, czasami bardziej. Jeżeli zaczynało mnie drażnić czytanie tego samego w kółko- przeskakiwałam akapity.

Książka (podobnie jak w poprzednich częściach) dosłownie nafaszerowana jest mądrościami idealnymi na lodówkę czy do zeszycików, zbiorów z cytatami. ALE nie zmieniły mojego nastawienia, nie pomogły mi odnaleźć spełnienia, a tym bardziej nie wniosły nic do moich poszukiwań pracy.
Według Brett była to książka, która pomaga odnaleźć głębszy sens w pracy oraz w życiu codziennym, tak aby stały się one prawdziwą pasją. U mnie to nie wyszło, nie zadziałało.


"Wiele osób w głębi duszy zna swoje przeznaczenie. Wiedzą, co chcieliby robić w życiu ale są zbyt przerażeni, żeby faktycznie się tym zająć, bo to oznacza ryzyko porażki."

Jedyna cenna wskazówka, którą zapamiętałam, znajdowała się w lekcji 13 Najczęściej jedyną osobą, która stoi ci na drodze, jesteś ty sam


"Znam rodziców, którzy zakazali dzieciom używać słów >nie umiem<."

Cóż za cudowna rada (bez żadnych sarkazmów)! Już jako dzieciak wykazywałam tendencję do szybkiego poddawania się, cokolwiek bym nie robiła i jakkolwiek bym tego nie lubiła, kiedy coś mi się nie udawało mówiłam "nie umiem" i obrażałam się na cały świat, czasami zdarzało się nawet, że zaczynałam płakać. Ta sytuacja pojawiła się też kiedy przyszedł czas składania dokumentów na studia. Zawsze chciałam iść na architekturę, lubiłam malować. Bałam się porażki- przestałam ćwiczyć, chodzić na kursy doszkalające, nawet nie podeszłam do egzaminu. 
Wszystko mogłoby być inaczej, gdyby tylko rodzice nie powalali mi mówić "nie umiem". 
Oczywiście nie mam teraz do nich o to żalu. Jestem szczęśliwa tu gdzie jestem, robiąc to, co robię. Ale to całkiem prawdopodobne, że kiedy będę miała swoje dzieci wprowadzę tą zasadę.


"(...) każdy błąd, każdy problem, każdy mandat, każdy szef, każdy guz, każdy siniak i każdy oddech czegoś nas uczą."


Myślę, ze spory wpływ na moją ocenę tej części wywarła jej poprzedniczka. Cieszę się, że całą serię mam już z głowy. Podsumowując- najbardziej utkwiła mi w pamięci I część, II kompletne nieporozumienie, a III wypadła nijako.

Czytaliście książki Brett? Może sięgaliście po cykl książek z serii 50 lekcji?
W komentarzach podzielcie się ze mną swoimi opiniami!




#20. Proroctwo sióstr- Michelle Zink

09 maja

#20. Proroctwo sióstr- Michelle Zink

Źródło okładki: lubimyczytac.pl (08.05.2015)
Tytuł: Proroctwo sióstr
Tytuł oryginału: Prophecy of the Sisters
Autor: Michelle Zink
Język oryginału: angielski
Kategoria: fantastyka/science fiction
Wydawnictwo: Wydawnictwo Telbit
Liczba stron: 368
Data wydania: 2 grudnia 2010
Cena detaliczna: 39,90 zł

Opis wydawcy:

Bliźniaczki Lia i Alice Milthrope właśnie zostały sierotami. W dodatku stają się dla siebie śmiertelnymi wrogami. Kiedy każda z nich odkrywa swoją rolę, jaką spełnia w proroctwie, obracającym kolejne pokolenia sióstr przeciwko sobie,dziewczyny zostają uwikłane w przerażającą tajemnicę. Tajemnicę, na którą składa się znamię na nadgarstku, śmierć rodziców, księga, mężczyzna oraz życie pełne sekretów...Lia i Alice nie wiedzą, komu mogą zaufać. Wiedzą jedynie to, że nie mogą ufać sobie wzajemnie."To nie przypadek, że ojca znaleziono martwego na podłodze w Ciemnym Pokoju,że wkrótce potem odkryłam znamię, obserwowałam niesamowite obrzędy odprawiane przez moją siostrę i dostałam tę dziwną, ukrywaną książkę. Nie mam pewności,co to wszystko znaczy i czy te wydarzenia łączą się ze sobą, ale sądzę, że tak.I mam zamiar dowiedzieć się, w jaki sposób."Niepokojąca i zapadająca głęboko w pamięć powieść o odwiecznej walce pomiędzy życiem i śmiercią, z dwiema siostrami w roli głównej. Historia w klimacie GOTHIC,od której w żadnym razie nie sposób się oderwać.

Moja ocena: 6/10

Fantastyka jest gatunkiem, po który sięgam bardzo rzadko- na dobrą sprawę prawie nigdy. Jakiś czas temu skusiłam się na tę książkę, starałam się nie czytać żadnych opinii, spojrzałam jedynie na ogólną ocenę na portalu lubimyczytac.pl- ocena 6,53- całkiem nieźle. Więc wzięłam. Muszę przyznać, że wygląd okładki w jakiś sposób mnie do niej przyciągał, że zdecydowałam się przeczytać ją poza wyznaczoną kolejnością na ten miesiąc.

Historia bliźniaczek i ich brata- dzieci, które straciły zarówno matkę, jak i ojca. Początkowo relacja między siostrami była przedstawiona dosyć kolorowo- żyły w zgodzie, spędzały ze sobą czas, czesały sobie nawzajem włosy. Później zaczęło się coś zmieniać, jedna wybrała dobrą stronę, druga złą. Obróciły się przeciwko sobie, co później przyniosło śmiertelne efekty. 

"Opowieść o aniołach... albo raczej demonach(...)"

Pojawiają się odniesienia do Biblii, groźba siedmiu plag, które są oznaką końca, zagłady świata tego, który jest nam (a bardziej im) znany, i jednocześnie początku świata ciemności- świata Bestii. Dodatkowo jakieś klucze, poganie, wróżby i magia. Rozdzielanie duszy i ciała, latanie po dziwnych światach, przenoszenie się między światami. Myślałam, że będzie tego wszystkiego za dużo- totalny misz masz. Jednak zmieściło się w tej akceptowanej normie.

W książce brakuje bardziej szczegółowych opisów postaci, początkowo nie miałam zielonego pojęcia w jakim wieku są dzieciaki, ale skoro ktoś się nimi opiekował, oznaczało, że prawdopodobnie pełnoletnie nie są. Do tego historia jest całkiem przewidywalna, brakuje zaskakujących momentów, punktów kulminacyjnych, gdzie nie można oderwać się od książki- co nie znaczy, że czyta się ją źle, wręcz przeciwnie. Pochłonęłam ją dość szybko, mimo, że nie zachwyciła mnie.

Postawa tych dwóch dziewczynek i podejmowane przez nie decyzje uświadomiły mi istotność dokonywanych wyborów. Dobre wybory i złe wybory. Może nie bezpośrednio dla osoby, która tego wyboru dokonuje, ale dla otoczenia wybór i jego charakter może mieć znaczenie- większe niż się nam wydaje.

Jeżeli miałabym określić tą książkę jednym słowem, było by to- CZYTADEŁKO.
Historyjka bardziej dla dzieci, może nastolatków. Do mnie średnio trafiło.

Po jej przeczytaniu mam mieszane uczucia, niby nie było to nic ciekawego, ale chętnie bym się dowiedziała, jak potoczyły się dalsze losy bliźniaczek.

Na koniec dodam, że nie kupiłabym tej książki w cenie regularnej. Jeżeli zdecyduję się na przeczytanie kolejnych części (w sumie są trzy części- to była pierwsza z nich), postaram się je dorwać gdzieś na promocji.

Na koniec jeszcze- bardzo nie lubię, kiedy na książkach znajdują się tego typu okładki- papierowe nakładki na okładkę. Przeszkadzają mi w czytaniu, zsuwają mi się. Dodatkowo, nie wiem czy to jest czysty przypadek, moja okładka jest poprzycinana w bardzo nieestetyczny i niechlujny sposób (czego nie widać na zdjęciach). Nie wiem czy zdecyduję się ją trzymać w tej brzydkiej osłonie.
Właściwa okładka jest cała czarna- brakuje mi na niej chociaż tytułu i nazwiska autora.




#19. Gniew- Zygmunt Miłoszewski

07 maja

#19. Gniew- Zygmunt Miłoszewski

Źródło okładki: Grupa Wydawnicza Foksal (07.05.2015)
Tytuł: Gniew
Autor: Zygmunt Miłoszewski
Język oryginału: polski
Kategoria: Kryminał 
Wydawnictwo: WAB/ Grupa Wydawnicza Foksal
Liczba stron: 380
Data wydania: 8 października 2014
Cena detaliczna: 44,99 zł

Opis wydawcy:

Gniew to pożegnanie z Szackim, jednym z najbardziej znanych bohaterów kryminalnych w Polsce, dostrzeżonym i docenionym na świecie, co potwierdzają recenzje i wyróżnienia dla kolejnych wydań książek Zygmunta Miłoszewskiego za granicą.

25 listopada 2013 prokurator Teodor Szacki zostaje wezwany do zrujnowanego bunkra koło poniemieckiego szpitala miejskiego. W czasie robót drogowych odnaleziono tam stary szkielet. Szacki bezrefleksyjnie „odfajkowuje Niemca”, jak się tutaj nazywa wojenne szczątki, i każe przekazać je uczelni medycznej, gdzie wiecznie brakuje eksponatów do celów dydaktycznych. Nie przypuszcza, że to, co wydawało się końcem rutynowej procedury, jest początkiem najtrudniejszej sprawy w jego prokuratorskiej karierze. Sprawy, która pozbawi go prawniczego dystansu, zmusi do wyborów ostatecznych i okaże się ostatnim dochodzeniem prokuratora Teodora Szackiego.

Moja ocena: 6/10

Byliście kiedyś w Olsztynie ?

Pan Miłoszewski na pewno był.
Tak się składa, że od około pięciu lat mieszkam w Olsztynie. Przeprowadziłam się tu na studia, zachęcona pięknymi krajobrazami, milionem jezior w okolicy i plażami, opalaniem, spożywaniem alkoholu na Kortowskim kampusie- na łonie natury- gdzie z jednej strony mamy piękne na pierwszy rzut oka jezioro (w rzeczywistości stan czystości tego jeziora jest bardzo niski, więc ani razu nie zdecydowałam się w nim „wykąpać”),a z drugiej las- idealny na wieczorne ogniska integracyjne. Dodatkową zaletą było mieszkanie z dala od rodziców.
Wszystko było pięknie- oczywiście tak jak się zapowiadało- do momentu nadejścia końca jesieni no i zimy, kiedy to:

 „Z nieba leciał jakiś warmiński szajs, ani deszcz, ani śnieg, ani grad.”

Na początku mojej przygody z Olsztynem, architektura ani komunikacja nie miały większego znaczenia (podejrzewam, że większość przyjezdnych studentów ma to za przeproszeniem w nosie). Po kilku latach zaczęłam zwracać na to uwagę, to otoczenie stało się moją codziennością i, chcąc czy nie chcąc, byłam na nie skazana..

„(…) wszystko, co w Olsztynie było ładne, co nadawało temu miastu charakter, co sprawiało, że było interesujące nieoczywistą urodą twardej i zahartowanej kobiety z Północy- wszystko zbudowali Niemcy. Cała reszta była w najlepszym razie obojętna, najczęściej brzydka.” 

„(…) projektanci szpitala byli nie tylko pierwszymi w powojennej historii miasta, którym udało się osiągnąć coś więcej, niż puścić pawia w przestrzeń publiczną.” 

„(…)osobnik zarządzający ruchem nie wierzy w zieloną falę, bo wtedy ludzie się za bardzo rozpędzają, co stwarza zagrożenie w ruchu drogowym (…)”

Po przeczytaniu książki Miłoszewskiego jeszcze bardziej otworzyłam oczy na wszystko to, co mnie otacza i pozostawię to bez większego komentarza. „Liznęłam” też odrobinę historii tutejszych terenów, co było całkiem fajnym doświadczeniem.

A tramwaje budują. Wszystkie linie na raz, dzięki czemu miasto tonie w korkach, a ludzie jeżdżą pod prąd, żeby zdążyć do domu chociaż na kolację.

Przechodząc do treści. Już na samym początku Szacki dostaje sprawę, „odfajkowanie Niemca”, zapowiada się, że szybko mu pójdzie, sprawa się skończy i dostanie coś nowego, fajniejszego. Jak się okazało, sprawa jest bardziej poważna niż komukolwiek by się wydawało.
Najpierw zawiła sprawa tożsamości trupa, później kostne puzzle, dywagacje nad motywem zabójcy, który morduje w bardzo specyficzny sposób. Na tylnej okładce można przeczytać:


„(…) autor zmienia reguły gry z czytelnikiem i sprawia, że zamiast zastanawiać się, kto zabił, próbujemy zgadnąć, kto i dlaczego zostanie zabity.” 

Z początku myślałam, że to jakieś brednie, bo cały czas zastanawiałam się, kto może być zabójcą. Moje nastawienie zmieniło się- sama nawet nie wiem kiedy. Nie ma możliwości, żeby ktokolwiek zgadł, kim jest morderca i co jest jego motywem. Najciekawiej robi się, kiedy w grę wchodzą przeżycia Szackiego, ta sprawa jest wyjątkowa w porównaniu do poprzednich (w poprzednich częściach powieści), ta trafia dogłębnie w niego, atakując jego ciało i wszystkie neurony.

Dodatkowo w książce pojawia się motyw relacji ojciec- córka, który został całkiem ciekawie zaprezentowany. Pojawiają się kłótnie, problemy, później próby porozumienia. W niektórych sytuacjach potrafię odnaleźć siebie i swojego ojca.

Zarówno początek, jak i sam koniec, niemiłosiernie mi się dłużyły. Mam wrażenie, że to przez nazbyt bogate opisy i delikatny bałagan w treści. Sama końcówka rozczarowała mnie. Zupełnie nie podoba mi się sposób, w jaki (rzekomo) ostatnia część została zakończona.

Miłoszewski po raz kolejny pokazuje czytelnikom z jaką łatwością wpasowuje swoje wymyślne historie w rzeczywistość, bezpośrednio jej dotykając, wytykając błędy i niedociągnięcia w systemie czy funkcjonowaniu miasta- w tym przypadku Olsztyna.

Brawo Panie Miłoszewski.
Teraz czekam na ekranizację.


Copyright © rude recenzuje.