06 września

#487. Złota klatka | Camilla Läckberg

Do dwóch razy sztuka.


Z Läckberg mam niestety dość mieszane wspomnienia. Nie jest to moja ulubienica, a nawet powiedziałabym, że jej książki omijałam już świadomie. Jakiś czas temu przesłuchałam pierwszy tom Sagi o Fjällbace – Księżniczka z lodu i przyznam szczerze, że na ten moment nawet nie pamiętam o co tam chodziło, co się działo. Wiem jedno – było tam na tyle dużo wątków obyczajowych, że całkowicie odebrało mi to przyjemność z kontynuowania słuchania tej książki. Ostatecznie niestety była jedną z tych, które mi jednym uchem wpadają, a drugim wypadają. Sprawa inaczej się miała już przy tej nowej serii, która podobno ma się skończyć już z drugim tomem. Dla mnie to jest bardzo dobry znak, bo nie przepadam za rozciąganiem wszystkich wątków w nieskończoność. A że przy okazji sporo osób sugerowało mi, że Złota klatka może mi się bardziej spodobać, to wreszcie uległam pokusie i spróbowałam.

 

Mam wrażenie, że ta seria z Faye w roli głównej różni się od poprzednich książek tej autorki przede wszystkim samym podejściem. Powiedziałabym, że Saga o Fjällbace miała mieścić się w ramy kryminału, co moim zdaniem trochę nie wyszło, a właściwie wyszło dość sztucznie i jakby trochę na siłę. Nie dopatrywałabym się w tym przypadku winy tłumacza, bo zarówno pierwszą jak i drugą serię tłumaczy ta sama osoba. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Tutaj, przy Złotej klatce, podejście jest nieco inne i przez tę historię jednak bardziej się płynie. Jest zdecydowanie swobodniejsza w odbiorze, a przy tym nadal intrygująca. Jak na thriller psychologiczny jest całkiem niezła, chociaż momentami bardzo przewidywalna. Nadal też wyraźnie czuć samą Läckberg i tą jej chęć wciskania wątków obyczajowych wszędzie tam, gdzie się tylko da. Pierwsza połowa książki może być najtrudniejsza dla wszystkich tych, którzy faktycznie będą szukać w niej tych emocji i wątków kryminalnych. To właśnie na początku poznajemy samą bohaterkę i wykreowany zostaje cały jej świat – duży nacisk postawiony został na przedstawieniu relacji z mężem, ale pojawiają się też wątki zawodowe, przyjacielskie, a także poznajemy fragmenty przeszłości. Dopiero druga połowa zaczyna nieco bardziej rozkręcać się pod kątem thrillera, a wszystkie poszczególne wydarzenia wydają się mieć psychologiczne usprawiedliwienie w przedstawianych wcześniej faktach.

 

Byłam szczerze zdziwiona, kiedy skończyłam odsłuchiwanie tej książki i stwierdziłam, że naprawdę dobrze spędziłam przy niej czas. Myślałam, że jednak Läckberg nigdy nie zaskoczy mnie w pozytywny sposób, a jednak udało jej się to dość szybko. Mam wrażenie, że do pewnego momentu była to bardzo rzeczywista opowieść, później dopiero zaczęły pojawiać się wstawki, które jednak mają nadać książce temperamentu i mają ją trochę podkręcić. Ogólne wrażenia bardzo na plus – na tyle, że w najbliższym tygodniu jeszcze wezmę się za kolejny tom tej serii i sprawdzę, czy poziom zostanie utrzymany. Jednak zanim zdecydujecie się na książki tej autorki warto mieć na uwadze, że Läckberg lubi opisywać zarówno aspekty psychologiczne, ale także po prostu miksować wątki obyczajowe. To zdecydowanie ostrzeżenie dla wszystkich tych, którzy czekają tutaj na mocne wrażenia i gęsią skórkę podniecenia. Nie tym razem. Ale nie zamykajcie się na tę historię, może popłyniecie z jej nurtem tak jak ja.






Tytuł oryginału: En bur av guld
Tłumaczenie: Inga Sawicka
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 11 kwietnia 2019
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.