13 maja

#469. Piętno | Przemysław Piotrowski


Cudze chwalicie, swego nie znacie.


Przez lata uczestnictwa w literackim życiu już niejednokrotnie przekonałam się, że są środowiska, w których polskich autorów traktuje się gorzej niż zagranicznych. Jakby to inni mieli być znacznie lepsi, lepiej wykształceni i jakby panowała jakaś niepisana zasada, że po prostu tworzą lepsze historie. Oczywiście nie chodzi tylko o kryminały. Sama kiedyś też wolałam zagranicznych autorów, więc oczywiście nikogo nie krytykuję ani nie oceniam za wybory, ale że z czasem wszystko mi się odmieniło, to teraz tym chętniej polecam wam doskonałe powieści kryminalne pisarzy z naszego podwórka.

Najświeższym odkryciem tego roku jest dla mnie Przemysław Piotrowski, którego Piętno wzięłam na warsztat chwilę po premierze ze względu na znakomitą i zwracającą uwagę okładkę. Gdyby nie ona, jest spora szansa, że musiałby jeszcze swoje wyczekać w kolejce do przeczytania. Jednak ten kryminał, który z jednej strony trochę aż straszył okładką, a z drugiej początkowo nie zwiastował żadnych większych fajerwerków, ostatecznie bardzo mnie zaskoczył. Na szczęście to był ten rodzaj pozytywnego zaskoczenia, przez który do ostatniej strony nie potrafiłam się oderwać od tej powieści. Była ciekawa fabuła, sporo zwrotów akcji, różnego rodzaju zaskoczeń i wodzenia za nos, na postaci też za bardzo narzekać nie mogę… W zasadzie Piotrkowski nie dał mi zbyt dużego pola do narzekania, wychodzi na to, że nawet nie mam się do czego przyczepić.

Jeżeli miałabym opisać Piętno jednym słowem, to pewnie byłoby to niepokojące. Na początku nie potrafiłam rozszyfrować zamiarów autora i podchodziłam do tej historii ze sporym dystansem – tym bardziej, że wcześniejsze powieści Piotrowskiego są mi zupełnie obce. Po prostu nie chciałam się za szybko zrazić i za wszelką cenę próbowałam się nie sugerować pozytywnymi opiniami o tej powieści, które w pewnym momencie wyskakiwały jak grzyby po deszczu. Jednak po kilkunastu stronach zostałam totalnie zaintrygowana, a przez to jeszcze szybciej, jeszcze łapczywiej pochłaniałam każdy kolejny rozdział. Okazało się, że to nie jest typowy kryminał, a styl autora i jego sposób tworzenia rzeczywistości i budowania klimatu idealnie wpisał się w to, co ja lubię najbardziej. Mnóstwo mroku, wspomnianego wcześniej niepokoju i taki specyficzny oniryzm idący w stronę koszmaru. Rzeczywistość delikatnie ściera się tutaj z wątkami nadprzyrodzonymi, które jeszcze mocniej podkreślają tę niepewność. Fabuła jest bardzo dynamiczna, do tego mamy wyraziste postaci, które idealnie komponują się w tym dusznym klimacie. Już od początku dzieje się dużo i przyznaję, że Piotrowski mocno zaskoczył mnie zakończeniem – nie spodziewałam się, że cokolwiek w tej historii jeszcze mnie tam zdziwi. W pewnym momencie byłam pewna, że to wszystko, to jedno wielkie kłamstwo i stworzyłam sobie w głowie dwa prawdopodobne zakończenia. Żadne nie było tym właściwym. Wszystko jednak wskazuje na to, że Piotrowski jest dobrym manipulatorem i zabawił się moją czytelniczą pewnością siebie. W zasadzie mu za to dziękuję, bo rzadko trafia mi się książka, w której do ostatniej strony nie mam pewności, jak cała historia zostanie spięta. I chociaż to zakończenie, to jedyny element, na który mogłabym kręcić nosem, to ostatecznie tego nie zrobię.

Piętno wywołało we mnie lawinę pozytywnych emocji i dało mi wiarę, że nadal – mimo wałkowania tych kryminałów przez wszystkich na wszystkie możliwe sposoby – można wymyślić coś innego, zaskakującego, co jeszcze wyróżni powieść wśród innych z tego gatunku. Warto mieć na uwadze, że nie jest to typowy, spokojny kryminał, a sporo w nim brutalności i pojawiają się (chociaż bardzo sporadycznie) wątki nadprzyrodzone. Piotrowski kupił mnie totalnie tą powieścią. Czekam na kolejną część, a w międzyczasie chętnie nadrobię poprzednie książki tego autora.




Tytuł oryginału: Piętno
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 6 maja 2020
Moja ocena: 9/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.