Zgubiłam się we własnych oczekiwaniach.
Wielkimi krokami nadchodzi ten czas, kiedy chętniej
czytam lektury niezobowiązujące, nad którymi chcę jedynie spędzić dobrze czas.
Na dobrą sprawę nie oczekuję od nich niczego, poza samym przyniesieniem mi
przyjemności. Na pierwszy ogień poszła więc książka Więcej niż pocałunek, bo
szczególnie zainteresował mnie motyw choroby po części przeniesiony z autorki
na główną bohaterkę.
Stella ma inne życiowe priorytety, niż większość
oczekuje od dorosłej, trzydziestoletniej, kobiety. Jej pasją, której zresztą
całkowicie się oddaje, jest tworzenie algorytmów, a matematyczny świat poza
tym, że przynosi jej przyjemność, to jest też pewnego rodzaju schronieniem
przed bliskością z innymi ludźmi. Pewnego dnia jednak Stella postanawia
zmierzyć się ze swoimi chorobliwymi trudnościami z nawiązywaniem relacji i
wynajmuje mężczyznę do towarzystwa, który ma jej w tym pomóc.
Szczerze mówiąc jedyne czego oczekiwałam od tego
debiutu to odpowiednie przedstawienie motywu choroby. Bardzo na to liczyłam
przez to, że autorka w 2016 roku została zdiagnozowana jako osoba cierpiąca na
zespół Aspergera, a sama jest niezwykle nieśmiała i stroni od ludzi. Miałam
nadzieję, że ze względu na własne doświadczenia przedstawi chorobę w bardziej
otwarty sposób, żeby ułatwić czytelnikowi rozpoznanie tej choroby i zrozumienie
pewnych jej mechanizmów. Nie chodzi mi oczywiście o spisanie tego w taki
sposób, że książkę można by traktować jako medyczną, ani o tworzenie
biograficznej historii. Mam poczucie, że ten wątek to jakieś oszustwo, żeby
zwabić potencjalnego czytelnika, który złapie się na okładkowe
niedopowiedzenie. Poza tym, że jednak miał mi dostarczyć trochę ciekawych i pouczających
informacji, to miał też sprawić, że ta książka będzie po prostu jakaś w
porównaniu do setek albo tysięcy innych z tego gatunku. No i niestety, nie
wyszło nam.
Mimo że już po pierwszych kilkudziesięciu stronach
wiedziałam, że ta książka może sprawić mi zawód, to ostatecznie chciałam
doczytać ją do końca. Po pierwsze z nadzieją, że ta choroba zacznie grać
pierwsze skrzypce, a po drugie po to, żeby sprawdzić jak zakończy się ta
historia. Nie wierzyłam, że może autorka postawiła na tak banalne zakończenie.
Niestety, dla mnie ta książka nie broni się niczym, a z okładkowych obietnic
zgodzę się jedynie z obecnością wątków erotycznych, chociaż i one nie były takie
subtelne. Psychologia, relacje między bohaterami i same dialogi też nie różnią
się niczym od takich podrzędnych romansideł. Wszystko na siłę, przedstawione w skrajnie różowych barwach, gdzie jedynie czasami - chyba tylko dla przyzwoitości - pojawiały się jakieś problemy.
Jestem przekonana, że za jakieś dwa tygodnie zupełnie
zapomnę o tej historii i prawdopodobnie w ogóle o książce. Nie spełniła
moich oczekiwań i w moim odczuciu cały potencjał tej historii został
zmarnowany. To niczym nie wyróżniająca się historia miłości, przewidywalna już
od pierwszych stron. Nie była dramatycznie zła, ale nie była też ciekawa. Ani
nie polecam, ani nie odradzam. Czytajcie ją na własną odpowiedzialność.
Zastanawia mnie też, gdzie w tej powieści pojawia się brawura, o której wspomniał wydawca w nocie okładkowej – bo ja
chyba ją przegapiłam.
Tytuł: Więcej niż pocałunek
Tytuł oryginału: The Kiss Quotient
Autor: Helen Hoang
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 480
Data wydania: 5 czerwca 2019
Cena katalogowa: 39,90 zł
Moja ocena: 5/10
Aż boję się teraz za nią zabierać 😂 bo coś czuje, że będę miała podobne odczucia do ciebie albo gorsze
OdpowiedzUsuńKurczę a ja zamówiłam i teraz się zastanawiam czy nie będę miała podobnych odczuć :(
OdpowiedzUsuń