Nie lubię, kiedy jakiekolwiek produkty, które kupuję, dostaję czy
nawet mam w swoich zapasach noszą ślady użytkowania – mam na myśli obdarte czy
pogniecione opakowania, zgięcia i zagięcia, które ciężko przywrócić do pierwotnego
stanu, bo i tak zostanie po nich ślad, ale zdecydowanie najbardziej nie lubię
obcych zapachów. Ze wszystkich zmysłów zdecydowanie najlepiej rozwinął mi się
węch, co zresztą przejawiało się już od najmłodszych lat i nie jednokrotnie
przynosiło wstyd i zażenowanie moim rodzicom. Jeszcze jako siuśmajtek miałam
taki zwyczaj, że zanim gdzieś usiadłam obwąchiwałam „teren”. Jak coś mi nie
pasowało mówiłam, że tam nie siadam i szłam do mamy czy taty na kolana. Wśród
najbliższej rodziny nie było to wielkim problemem, ale gdzieś u dalszych
znajomych zaczynało robić się niezręcznie. Podobnie miałam z odrazą do czosnku
i cebuli – już jako nastoletnia pannica odmawiałam spożywania tych produktów,
gdy tylko gdzieś je wyczułam w powietrzu. Śmiesznie robiło się gdy miałam
katar, zawalony cały nos i brak najmniejszej możliwości powąchania czegokolwiek,
a rodzice wrzucali garściami do obiadków moje znienawidzone produkty, a ja ich
nie wyczuwałam.
Po takim krótkim historycznym wstępie mogę śmiało przejść do tego, co
powstrzymuje mnie przed sięgnięciem po książkę z biblioteki i przy okazji
pojawieniu się w takim przybytku.
ZAPACH ZGNILIZNY I STARYCH SKARPET
W żadnej bibliotece nie byłam od co najmniej siedmiu lat, więc może ten straszliwy swąd, zresztą charakterystyczny dla każdej takiej placówki, się już zdążył zmienić, ale mi nie będzie dane tego zweryfikować.
Nie dość, że sam ten przybytek capi, to jeszcze każda z tych książek,
które na półkach się wylegują, zalatuje smrodkiem na kilometr. Zdecydowanie ten
zapach kojarzy mi się z wilgocią – ze starymi, mokrymi szmatami. Nie jestem w
stanie o nich myśleć, a co dopiero brać je w ręce i przechowywać we własnym
domu.
IDEALNE PODŁOŻE DLA BAKTERII
Nie chciałabym wiedzieć ile bakterii przesiaduje na takich macanych przez prawie cały przekrój społeczeństwa książkach. Z biologicznego punkty widzenia to trochę jak taka loteria, bo nigdy nie wiadomo co można tam spotkać i co można sprowadzić na swoje ciało.
A NA OBIAD BYŁO…
Książki nie Twoje to i do końca dbać o nie nie trzeba – tu coś skapnie, tam się coś rozleje, herbata się odbije, ale to nic. Kto by się tym martwił. A no ja się martwię, a właściwie martwiłam, bo takie nieestetyczne książki, z których poza samą fabułą, którą zgotował nam autor, dowiaduję się co babcia Krysia upichciła na obiad, śniadanie, czy inny podwieczorek.
ZŁOŻĘ STRONĘ NA PÓŁ
Nie ma żadnej zakładki pod ręką? Dosłownie niczego? No to zegnę róg strony, albo lepiej – zegnę całą stronę na pół. Litości! To jest chyba najgorsza rzecz jaką można zrobić książce…
TROCHĘ SIĘ ZUŻYŁO
Pamiętam jeszcze książki, które okładane były w takie błyszczące, przezroczyste okładki, które po jakimś czasie robiły się matowe, zużyte. Książkom odpadały okładki, nie wspominając o latających stronach i zginających się grzbietach. Książki lubię najbardziej w formie nie zużytej, nie zmacanej, nie zniszczonej.
ODDAWAJ JUŻ KSIĄŻKĘ
Wszelkie czasowe limity jakoś mi nie pasowały, zawsze o nich zapominałam, a później musiałam płacić kary za przetrzymywanie zakładnika. Lubię mieć książkę, lubię się nią porządnie nacieszyć, nagłaskać i naprzytulać. Dlaczego ktoś ma mi z tej okazji wyliczać jakiś czas, skoro książka i tak prawdopodobnie będzie leżeć na półce i przez dłuższy czas jeszcze nikt na nią nie spojrzy, a tym bardziej po nią nie sięgnie.
Oczywiście liczę się z tym, że są ludzie, którzy biblioteki uwielbiają
– a jeżeli tacy się tu pojawią, to nie czujcie się przeze mnie atakowani.
Wyrażam tylko własną opinię, a Wasze zdanie odnośnie takich miejsc i używanych
książek może być zupełnie inne :)
O rany z tym wąchaniem było mega :D
OdpowiedzUsuńAle tak książki z biblioteki są dla mnie może określenie gorsze źle zabrzmi, ale no tak to odczuwam. Można zrobić menu na całe miesiace z nich, a i tak jeszcze wiele zostanie. O swoje dbam jak nie wiem, i każdy zagięty róg, grzbiet przez nieuwagę mnie boli, a w bibliotece nikt na to nawet nie zwraca uwagi i po prostu straszą wyglądem. Nawet nowe książki są tak zdezelowane, że po prostu hańba :(
Ja cię rozumiem na prawdę :D
Cieszę się, że mnie rozumiesz! Ja też bardzo dbam o swoje egzemplarze ♥
UsuńJa bibliotekę odwiedzą, bo nie jestem wstanie przy mojej liczbie czytanych książek na miesiąc wszystkich kupywać. A z drugiej strony też nie mam możliwości wszystkich pomieścić u siebie wiec u mnie biblioteka to dobry pomysł. Owszem zgadzam się z tym, że to miejsce ma swój charakterystyczny zapach, że książki są w różnym stanie, ale no coś za coś
OdpowiedzUsuńCzasami rzeczywiście biblioteki są jedynym wyjściem jeżeli finansowo nie jest się w stanie wyrobić z kupowaniem i czytaniem większej ilości książek!
UsuńOsobiście nie lubię bibliotek tak jak Ty. :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam kiedy odpakowuję swoje nowe książki i one pachną taką nowością, aż chce się je przytulić! Uwielbiam patrzeć na książki, które stoją sobie w mojej biblioteczne, ale to też nie chodzi o samo stanie, a inna rzecz - ja kocham zaznaczać cytaty w książkach, więc gdybym miała książkę z biblioteki musiałabym je chyba przepisywać czy coś, jakoś tego nie widzę. :( przede wszystkim nie lubię jak się nade mną stoi z batem, że mam na dana książkę np. dwa tygodnie, ugh, ile ja jak byłam młodsza wezwań dostałam... cóż, z takich powodów totalnie zrezygnowałam z bibliotek. Chyba, że potrzebuję coś na studia to idę do czytelni. Dlatego, że nie wyrobiłam sobie karty bibliotecznej, taki ze mnie studenciak. :D
Pozdrawiam! :*
Pachnące nowością książki są moim uzależnieniem ♥
UsuńJa sama nie przepadam za zapachem starych książek i tym nieprzyjemnym w dotyku papierem, ale jeśli chodzi o nowsze pozycje, które niedawno pojawiły się na rynku wydawniczym i zasiliły biblioteki nie mam nic przeciwko. Zdarza się, że są powieści, które chcę przeczytać, a nie przekonują mnie swoim opisem i recenzjami na tyle, bym je kupiła i wtedy biblioteki okazują się być niezwykle pomocne, chociaż nie zaprzeczam, że uwielbiam posiadać własne egzemplarze i częściej wybieram właśnie to wyjście.
OdpowiedzUsuńBooks by Geek Girl
Jak jeszcze miałam w zwyczaju zaglądać do biblioteki to bardzo rzadko pojawiały się jakieś nowości - widać, że teraz, kilka lat później, dużo bardziej dba się o czytelnictwo ;)
UsuńJa lubię chodzić do bibliotek, bo tam mogę z kimś pogadać o książkach, wymienić swoje spostrzeżenia itp. :))
OdpowiedzUsuńOh, zazdroszczę! W moich bibliotekach zawsze były niemiłe panie, które za każde słowo wypowiedziane na głos, miały ochotę kamienować!
UsuńLubię biblioteki, niektóre naprawdę mają klimat, ale nie sposób się nie zgodzić, że to siedlisko bakterii, że o wyglądzie książek nie wspomnę. Moja mama zawsze je ratuje, tu podklei, tam wyprostuje strony. Najstraszniej jest jak wiesz, że książka niedawno wydana, kilka osób dopiero czytało, a wygląda jak szmata. Jak z biblioteki to ludzie nie szanują, jak pożyczają to tak samo. Ja już swoich nie pożyczam, bo tylko nerwy z tego były - tylko mamie i najbliższej przyjaciółce.
OdpowiedzUsuńJa swoje pożyczam tylko jednej osobie, do której mam mega zaufanie w tej kwestii. W większości, nawet znajomi, mają tendencję do nieszanowania nie swoich rzeczy...
UsuńZdecydowanie zgadzam się z Tobą :-) wolę mieć książke na własność, nową i pachnącą, taką z biblioteki aż strach wziąć do łóżka ;-) ciągle kupuje książki, cierpi na tym mój budżet i brak miejsca da się już odczuć, ale nie ma to jak swoja książka 😊
OdpowiedzUsuńZdecydowanie kupowanie książek, żeby zasilić swoją biblioteczkę sprawia największą radochę! ♥ chociaż takie nowiuśkie egzemplarze też są siedliskiem bakterii :D
UsuńOsobiście nie mam zupełnie nic przeciwko bibliotekom. Owszem książki wypożyczane mają ten swój specyficzny "aromacik", ale jakoś mi on nie przeszkadza. Nie zaliczam się jednak do jakiś maniaków bibliotekarskich, bo i zbytnio nie mam czasu do nich zaglądać. Stosik nieprzeczytanych książek, które kupiłam sobie na własność wciąż rośnie i nie mam czasu na wypożyczanie jakiś dodatkowych lektur.
OdpowiedzUsuńPoza tym, mam jakieś diabelskie szczęście do odwiedzania bibliotek, w których panie bibliotekarki są skrajnie niemiłe i czuję się tam jak wróg. Patrzą na mnie jakbym przyszła tylko po to, żeby którąś z tych książek nikczemnie podpieprzyć, że się tak wyrażę. Czasami w mojej głowie kołaczą się słowa: Przepraszam, że w ogóle żyję i że przyszłam w skromne progi tej biblioteki, aby Cię niepokoić o Pani Bibliotekarko. ^^'
Pozdrawiam serdecznie!
Niestety mam podobne wspomnienia w związku z bibliotekarkami... Masakra :D Ale może jakby wizytę w bibliotece zacząć takim pięknym zdaniem, to później traktowałyby nas trochę inaczej? :D
UsuńZdecydowanie wolę kupić książkę i mieć ją na swojej półce, ale niestety nie mam miejsca i jestem zmuszona chodzić do biblioteki (oczywiście pozostają ebooki, które chętnie kupuję, ale jak wiadomo to nie to samo). Na szczęście w pobliżu mojego miejsca zamieszkania są dwie fajnie biblioteki, które zdecydowanie nie śmierdzą ;) Zdarzyło mi się wypożyczyć jedną powieść, której smrodu nie mogłam znieść, nawet trzymając ją w wyprostowanych rękach. Była to książka w twardej oprawie i klej którym była sklejona dziwnie wypłynął bokami i myślę, że on wydzielał taki nieprzyjemny aromat ;) Jednak jak wspominałam, był to odosobniony przypadek - na szczęście ;P
OdpowiedzUsuńZe zgiętymi stronami spotykam się czasami, ale nie tak często, jakby się mogło wydawać. Ja oczywiście zawsze używam zakładek, ale zgięte kartki w ogóle mi nie przeszkadzają.
W każdym bądź razie biblioteki bardzo lubię i chętnie odwiedzam :D
Pozdrawiam!
houseofreaders.blogspot.com
U mnie też miejsca już powoli zaczyna brakować! Jeszcze gorzej jest, jak się w takiej małej klitce mieszka :D
UsuńJa bardzo lubię wybierać się do biblioteki, jakoś miło mi się to kojarzy i zawsze przypomina mi się moja pierwsza wizyta w bibliotece, która zapoczątkowała serię kolejnych. Choć jest wiele rzeczy, które mnie irytują, na przykład to, że niektórzy wypożyczają książkę, jednak nie dbają o nią, zaginają rogi, czy jedzą podczas czytania i ewidentnie widać po książce, że ucierpiała, to jednak staram się o tym nie myśleć. Zwykle po prostu oglądam książkę w bibliotece i jeśli któraś z tych rzeczy występuje, to jej nie biorę :D Może lubię biblioteki, bo nie zawsze mogę sobie pozwolić na posiadanie większej ilości książek, może gdy będę miała ogromną biblioteczkę, to ograniczę te wizyty, jednak na razie zdarza się że tam zawędruję :)
OdpowiedzUsuńBiblioteka ma też mnóstwo zalet, w tym to, o czym mówisz - można wypożyczyć kilka książek nie wydając na to ani grosza. Ale jakby Ci ludzie bardziej dbali o nie swoje rzeczy, to byłoby zdecydowanie zbawienne! ;)
UsuńFakt, biblioteka to siedlisko różnorakich bakterii, ale jeszcze gorzej jest w autobusie lub na każdej klamce od drzwi. Ja zawsze lubiłam biblioteki i lubię też książki, z których tętni życie poprzednich czytelników. Akceptuję zatem wszelkie zagięcia, plamy, przedarte strony i inne zniszczenia :) W bibliotece bywam całkiem regularnie i zawsze spędzam tam miłe chwile :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKlamki od toalet mnie przerażają jeszcze bardziej niż biblioteki :D
UsuńPrzede wszystkim zalatuje mi tutaj błędem logicznym, bowiem piszesz, że nie byłaś w żadnej bibliotece od siedmiu lat, a mimo to wypisujesz po kolei jej wady. Czy de facto Twoja wiedza w tym zakresie uległa dezaktualizacji. Uwierz mi - w ciągu tych siedmiu lat naprawdę wiele się zmieniło, no ale skąd możesz o tym wiedzieć? Dlatego pozwolę sobie odnieść się do każdej tej "wady", którą opisujesz na podstawie biblioteki miejskiej w moim mieście.
OdpowiedzUsuńZapach zgnilizny i starych skarpet - moja biblioteka ma 15 filii, na co dzień odwiedzam wypożyczalnię centralną, ale byłam też w dwóch innych. I w żadnej nie odczuwam tego zapachu, który nazywasz zgnilizną i starymi skarpetami. Serio. I żadna z wypożyczonych przeze mnie książek nigdy nie capiła, jak piszesz. Może ciężko Ci będzie w to uwierzyć, ale w biblioteki ładowane jest naprawdę dużo pieniędzy, a zauważyłam po moim mieście, że czytelnictwo przeżywa niejako rozkwit - i o biblioteki po prostu się dba.
Idealne podłoże dla bakterii - tak samo, jak choćby poręcz w komunikacji miejskiej, czy klamka w toalecie w centrum handlowym. Też nie korzystasz?
A na obiad było... - nigdy nie spotkałam się z upaćkaną jedzeniem książką z biblioteki. Naprawdę. W moim przekonaniu ludzie właśnie bardziej dbają o to, co do nich nie należy. A jeśli ktoś korzysta z biblioteki to zdaje sobie sprawę, na jakiej zasadzie to działa i dba o te książki tak samo, jak o swoje własne.
Złożę stronę na pół/Trochę się zużyło - naprawdę ludzie tak robią, wypożyczając książki z biblioteki? A tak, zapomniałam, siedem lat już jej nie odwiedzałaś :) Jak wyżej, przy jedzeniu - nie spotkałam jeszcze książki z biblioteki z zagniecionymi/złożonymi/urwanymi kartkami i zniszczoną okładką.
Oddawaj już książkę - ja jestem zwolenniczką tych limitów, inaczej wypożyczający przetrzymywaliby książki miesiącami, uniemożliwiając innym osobom przeczytanie książki, a kara (zawrotne 10 groszy za jeden dzień przetrzymanej książki) ma w jakiś sposób zmobilizować wypożyczających do oddawania książek. Nie zdążyłeś przeczytać - przedłużasz limit wypożyczenia (chyba że za tobą jest kolejka) albo oddajesz książkę i wypożyczasz ją za jakiś czas. Proste. Inaczej jaki byłby sens prowadzenia bibliotek, gdyby istniało zagrożenie, że wiele osób nie odda wypożyczonej książki? Jeśli ktoś nie lubi limitów czasowych, nie wypożycza, tylko kupuje, proste.
Także nie do końca mogę się zgodzić z tym, co piszesz, abstrahując od tego, że lubię moją bibliotekę :) I tak, jak ja nie poczułam się "zaatakowana" Twoim postem, tak Ty nie czuj się zaatakowana moim komentarzem :)
Ogromnie się cieszę, kiedy pojawia się taki mega długaśny komentarz! Szanuję Twoje zdanie i bardzo się cieszę, że zdecydowałaś się wypowiedzieć w tej kwestii!
UsuńOgólnie ten post miał raczej charakter humorysty - bo właśnie przez to, że tak długo nie odwiedzałam bibliotek, nie mam pojęcia czy coś się w nich zmieniło czy nie. Po komentarzach stwierdzam, że częściowo miałam rację. Twój komentarz poniekąd mnie zauroczył, bo wyobraziłam sobie Twoją bibliotekę, która wydaje się być bardzo fajnym miejscem!
Co do bakterii - myślisz, że na nowych książkach, które kolekcjonuję w swojej biblioteczce domowej, ich nie ma? ;) Jasne, że są! Są wszędzie, nawet w powietrzu! Ale tu chciałam sobie trochę pomarudzić, na zużyte książki z bibliotek, więc dorzuciłam bakterie, żeby spotęgować moją "niechęć" ;)
Ja bardzo często spotykałam się z poniszczonymi, upaćkanymi i pomazanymi książkami, i nie były to miłe spotkania. Odwiedzając jeszcze niedawno bibliotekę uniwersytecką - w której korzystałam tylko z książek naukowych - spotykałam się z tym samym. Książki wyglądały jakby co drugi student dosłownie narzygał na nie po jakiejś imprezie. Po tym zaczęłam kupować swoje książki i korzystać ze zbiorów dostępnych jedynie na miejscu - bez możliwości wypożyczenia.
Z terminami nieoddawania książek też masz rację! Potrafię sobie wyobrazić sytuację, w której kilkadziesiąt osób wypożycza po kilka książek i nie oddaje ich przez długi czas, a biblioteka świeci pustkami!
Pozostaje mi jedynie zazdrościć Ci cudownej biblioteki! ♥
Wpisz sobie w Google Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu, budynek wypożyczalni centralnej robi ogromne wrażenie! :)
UsuńBędę zatem wypowiadać się częściej, bo tylko podczytywałam Twojego bloga, bez komentowania, a ten post jakoś tak mnie natchnął do uzewnętrznienia się :)
Malwina
Przez wiele lat korzystałam ze szkolnych bibliotek i najgorsze, co wspominam, to kreślenie! Uważam, że pisanie, zaznaczanie, podkreślanie i tym podobne zabiegi, to zwyczajny brak szacunku do książki. W dodatku nie cierpię, kiedy ktoś mi wskazuje jakiś fragment, jakbym sama nie umiała zdecydować, co jest dla mnie ważne, interesujące lub po prostu potrzebne w danym kontekście (stąd też zrodziła się moja niechęć do wydawnictwa Greg). Dobra, jeśli to Twoja książka, to teoretycznie możesz robić z nią, co chcesz i moje ewentualne błogosławieństwo tego nie zmieni, ale z książek z biblioteki korzystają potem inni. Na uczelni jest lepiej, ale tam też książki przeżywają podobne przygody. Prawdopodobnie już nigdy nie pozbędę się obrazu zbioru do analizy, w którym ktoś postanowił odróżnić swoje podkreślenia od wcześniejszych za pomocą małego kompletu kredek...
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam w ten sposób o bibliotekach. Co prawda irytowało mnie, gdy brałam do ręki książkę popisaną, czy umazaną czymś, ale Twoje podsumowanie nigdy nie przyszło mi do głowy :D Sama korzystam z bibliotek coraz rzadziej. Raczej staram się wypożyczać tylko te naukowe pozycje, pozostałe wolę mieć swoje albo pożyczone od znajomych.
OdpowiedzUsuńO rany! Książki z biblioteki są fuj, więc w sumie nie rozumiem, jak mogłaś przekroczyć terminy, bo chciałaś się taką biblioteczną książką nacieszyć, a co gorsza, naprzytulać! Bleh! :D
OdpowiedzUsuńJako nastolatka korzystałam z biblioteki namiętnie. Zawsze z siostrą cioteczną jeździłyśmy co tydzień po nowe łupy (mieszkałam na wsi, więc biblioteka publiczna była ciutkę oddalona). Czas mijał, a ja zaczęłam zwracać uwagę na "skarby" pozostawione w środku, takie jak odbite kubki, czy przyklejone gile z nosa (serio!) i odechciało mi się wypożyczania. Bo ani się książką nie nacieszyć, ani na fabule nie skupisz. Bezsensu.
Jedyne co, zakrzywione rogi niespecjalnie mi przeszkadzają, ale to akurat i ja robię namiętnie. Niech no chociaż troszeczkę ta książka jednak wygląda na czytaną. :P
PS. Uuuuwielbiam czosnek. ♥
Tak dla mikrobiologicznej ciekawostki, to ten zapach książek bierze się głównie od pleśni (stąd właściwie skojarzenie z wilgocią). Bardzo ciekawy artykuł na temat "chorych" książek tutaj
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, biblioteki są potrzebne ;-)
pozdrawiamy,
MoznaPrzeczytac.pl
Ja tam lubię biblioteki. Co prawda nie ma nic lepszego od własnej książki, ale po pierwsze nie starczyłoby mi miejsca na ich ustawianie, a gdzieś w międzyczasie pewnie bym zbankrutowała :D Jeśli zależy mi na jakiejś ksiażce wybitnie, wtedy ją sobie kupuję, ale jeśli tylko chcę zaspokoić swoją ciekawość i co więcej - nie jestem pewna czy lektura mi się spodoba, idę do biblioteki. Uwielbiam chodzić między półkami, w ciszy, przeglądać kolejne egzemplarze. Czasem się zastanawiam czy innym osobom się dana książka podobała, czy zakończenie ich zaskoczło czy nie. Spróbuj się do bibliotek przekonać :-)
OdpowiedzUsuńZ przykrością muszę przyznać Ci rację - i to jako bibliotekarka. Pracuję w nowej i czystej bibliotece, ale nawet książki prosto z hurtowni po obmacaniu przez kilkunastu czytelników, nasiąknięciu dymem papierosowym i resztkami z obiadu są po prostu obrzydliwe i niekiedy lepią się od brudu. Przy ladzie zawsze mam chusteczki antybakteryjne, bo po przerzuceniu kilkudziesięciu książek ręce mam brudne jak pracownik wodociągów po inspekcji kanału.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100%. W sumie z bibliotek starałam się korzystać, no bo ile można książek kupować, jednak po kilku wypożyczonych egzemplarzach dawałam sobie spokój. Szczególnie irytowały mnie biblioteki szkolne, bo niestety ale większość gimnazjalistów czy licealistów, nie czyta i nie dba o książki, więc gdy dostałam lekturę, która nawet nowo wydana, była już poniszczona i pognieciona to aż odechciewało mi się czytać.
OdpowiedzUsuńTeż nienawidzę bibliotek i zgadzam się z każdym zdaniem Twojego postu! Sama bym lepiej tego nie ujęła! :)
OdpowiedzUsuńZapach biblioteki jest... jedyny w swoim rodzaju. Nie przeszkadza mi, mam zakodowane, że tak ma już być i po 5 minutach już go nie czuję. Chodzę, wypożyczam, lubię biblioteki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki z biblioteki, bo w moim przypadku pachną starością... wiesz, tak całkiem przyjemnie. Gorzej jest, gdy pożyczę powieść sąsiadowi. Nie wiem, co on robi z nimi w domu, ale później są pobrudzone i okropnie śmierdzą. Ale są całe, a ja krzepię w nim miłość do książek. Cóż, trzeba się poświęcić :D Współczuję Ci tak rozwiniętego zmysłu węchu, bo wiem co znaczy przebywać wówczas wśród innych ludzi. Nie wszyscy są piękni... :) PS "Nie" z przymiotnikami w stopniu równym zawsze piszemy razem.
OdpowiedzUsuńWow, masz superwęch! Moją jedyną supermocą jest umiejętność otwierania automatycznych drzwi. Ale tylko wtedy, gdy jest prąd, więc to się raczej nie liczy...
OdpowiedzUsuńMi osobiście biblioteczne klimaty i lekko podniszczone książki nie przeszkadzały nigdy. Jedyne, na co narzekam w mojej obecnej bibliotece, to słabe zaopatrzenie. Myślę, że takie przesadne dbanie o książki to już pewien rodzaj obsesji.
Ja w szkole podstawowej miałam taką bibliotekę, że naprawdę odechciewało się do niej chodzić. Była ciemna, brzydka, nie pachniało zbyt ładnie a w dodatku pani bibliotekarka miała dobre i złe humorki. Jednak cieszę się, że wtedy nie zraziłam się do wypożyczania książek, bo gdyby nie to, to po prostu teraz bym nie czytała. Moi rodzice nie czytają książek, więc w domu nie miałam ich zbyt wiele i kupować również nie mogłam. Później w gimnazjum miałam przecudowną bibliotekę, do której chodziłam co przerwę. Właśnie w gimnazjum czytałam najwięcej. Nowe książki wołały z półek "przeczytaj mnie!" i tak zawsze co miesiąc byłam na liście najlepszych czytelników w szkole. Biblioteka miejska znajdowała się dawniej w zabytkowym budynku. Na Podhalu mamy takich wiele, jednak ten budynek wcale nie zachęcał do odwiedzenia jak inne. Po wybuchu pożaru, który szybko udało się ugasić bo straż była niedaleko, podjęto decyzję o przeniesieniu biblioteki na odremontowany, zabytkowy dworzec w tym samym mieście, czyli "Mieście Dzieci Świata". Nowa biblioteka jest cudowna. Jest czysto, pięknie w niej pachnie, atmosfera cudowna, książek bardzo dużo.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą we wszystkich kwestiach jakie tu poruszyłaś. Ja również uwielbiam zapach nowych książek i lubię tą świadomość, że dana książka jest moja. Jednak książki są drogie i gdyby nie biblioteki to bym zbankrutowała :(
Pozdrawiam! Dolina Książek
Ja pieprze, piszę ten komentarz trzeci raz, blogger mnie nienawidzi normalnie...
OdpowiedzUsuńDobra, wracając do tematu. Ukisiłam się ze śmiechu xDD
Swego czasu namiętnie wypożyczałam książki - czasy podstawówki/gimnazjum. Teraz już niestety nie, bo mieszkam na wsi i do biblioteki daleeeeko.
Teraz mam swoją biblioteczkę, więc nie mam parcia na wypożyczanie, chociaż powiem Ci, że właśnie te poniszczone, stare woluminy coś w sobie mają :D
Witaj,
OdpowiedzUsuńczytam Twojego bloga od jakiegoś czasu ale bez komentowania po prostu zaciekawiły mnie Twoje posty a ten szczególnie zwrócił moją uwagę, bo jak to mol książkowy który nie lubi bibliotek? A jednak po przeczytaniu całego posta jestem w stanie Cię zrozumieć, mimo że mam zupełnie inne zdanie na ten temat. Odwiedzam biblioteki regularnie ( od tego zaczęła się moja przygoda z książkami w przedszkolu ). Biblioteka do której chodziłam jako mała dziewczynka była malutka i może z tego względu książki były zadbane, wszystko było czyste i unosił się ten zapach książek, który tak uwielbiam. Od małego wpajano mi,że o książki z biblioteki trzeba dbać szczególnie ponieważ inne dzieci też chcą je przeczytać i nie zdarzyło mi się znaleźć zasmarkanej,oplutej itp, itd. Teraz często chodzę do biblioteki w większym miasteczku i również muszę powiedzieć, że jest ona zadbana a w nowościach można przebierać. Fakt, że książki są używane ale nie upaćkane. Co do terminu zwrotu akurat rozumiem to ponieważ sama nie raz się irytuje gdy czekam na jakąś książkę a ktoś ją przetrzymuje bo zwyczajnie o niej zapomniał. Gdy nie zdążam przeczytać książki w wyznaczonym terminie zwyczajnie w świecie go przedłużam. Osobiście kocham biblioteki i bardzo chętnie je odwiedzam ale rozumiem w pełni Twój sposób patrzenia na ten punkt.
Pozdrawiam, Dominika