W ubiegłym roku przepadłam w debiucie Górnej.
Kraina złotych kłamstw okazała się niesamowitym kryminałem, który
wciągnął mnie bez reszty. Autorka postawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę i
przyznam, że miałam ogromne obawy przed czytaniem drugiego tomu. Z lekkim
niepokojem zabrałam się za Dolinę straconych złudzeń, ale całe szczęście, że
drugi tom z przygodami mojego ulubieńca Sauera trzyma poziom.
Jeżeli mam być szczera, to Dolina straconych złudzeń jest nieco inna,
chociaż nadal nie potrafię wskazać konkretnych punktów, które mogłyby
jakkolwiek określić tą inność w porównaniu do debiutu. Wydaje mi się, że ma
jednak nieco mniej fabularnych przestojów i opisów, które momentami mogły
wybijać z rytmu w Krainie złotych kłamstw. Z drugiej strony Dolina wydaje się
mieć jednak więcej opisów otoczenia, które odwzorowują górski surowy klimat
szwajcarskich Alp. Niby mniej, ale wcale nie mniej? Widzę różnicę, ale nie
potrafię dokładnie wskazać jej palcem. Może więc to po prostu sam poprawiony
warsztat autorski? Nie wiem. Zupełnie nie przeszkadzało mi to w pierwszej
części serii, w drugiej jeszcze bardziej to doceniam.
Mamy tutaj małe miasteczko, którego mieszkańcy nie do końca chcą pomagać
w prowadzonym śledztwie, a to wydaje się być wyjątkowo skomplikowane. Brakuje
punktów zaczepienia, wszystko się jakoś tak rozjeżdża i w całej tej historii
ciężko o stawianie konkretnych podejrzeń. Paranoja społeczności wydaje się
potęgować z rozdziału na rozdział, a kolejne morderstwa jeszcze bardziej
wybijają ludzi z codziennego spokoju i tej cudownej szwajcarskiej beztroski.
Wykorzystanie rytualnych inscenizacji i wplecenie w nie masek Krampusa
zrobiło na mnie wrażenie. Wyjątkowo doceniam szczegóły i konkretne elementy, o
które mogę oprzeć swoją wyobraźnię i dokładniej wizualizować sobie fabułę
książki. Górna ma niezwykłą umiejętność do wchodzenia do mojej głowy i to już
kolejny raz, kiedy dzięki jej opisom potrafiłam przenieść się do Szwajcarii i
niemal stanąć u boku Sauera. To, co jeszcze bardzo mi się podoba w jej
książkach to to, że idealnie potrafi łączyć wątki kryminalne z obyczajowymi.
Kiedyś nie przepadałam za wchodzeniem w życie bohaterów, za poznawaniem ich
osobowości i obserwowaniem rozwoju, a teraz bardzo mi się to podoba i mam wrażenie,
że to właśnie dzięki tym elementom powieść staje się kompletna.
Górna to jedna z tych autorek, której daje się ponieść i nie próbuję
nawet przewidzieć tego, kto stoi za tymi wszystkimi zbrodniami. Nie wiem, czy
bym się domyśliła rozwiązania, gdybym faktycznie się nad nim w międzyczasie
zastanawiała, ale na pewno nie potrafiłabym przewidzieć wszystkiego, co się tam
wydarzyło. Przyznaję, że ten koniec dość mocno mnie zaskoczył i miałam w głowie
myśli jak tak w ogóle można, ale nic więcej nie powiem, żeby nie popsuć Wam
przygody z książką.
Zdecydowanie polecam Wam pierwszy i drugi tom autorstwa Anny Górnej. Mimo
że znajomość Krainy złotych kłamstw na pewno pomoże w zrozumieniu kilku wątków,
to na upartego można czytać je osobno. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu trzeba
by mnie zmuszać, żebym sięgnęła po książkę polskiej autorki. A teraz nie mogę wysiedzieć
w jednym miejscu w oczekiwaniu na kolejny tom…
Wydawnictwo: Czwarta Strona Kryminału
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz