Wszystkie kryminalne książki napisane przez
Michalewicz biorę w ciemno.
To druga jej kryminalna książka, którą miałam okazję
przeczytać i kolejna, która wciągnęła mnie od początku do samego końca. Ballady
morderców to nowy projekt, który ma w przyszłości stanowić coś w rodzaju zbioru
najbardziej charakterystycznych czy głośnych kryminalnych spraw z konkretnych
miast. Taka kryminalna mapa Polski. Przyznam szczerze, że już zacieram ręce na
kolejne tomy, szczególnie jeżeli mają być poprowadzone w taki sposób.
Przy książkach Michalewicz zawsze gdzieś gubię grunt
pod nogami. Mimo że mam świadomość, że opisuje ona wydarzenia, które miały
miejsce naprawdę, że są to prawdziwe ludzkie krzywdy, to jednak gdzieś brakuje
mi tej przyczepności. Kolejny już raz zostałam oczarowana językowym popisem
autorki, bo w jej stylu jest coś co sprawia, że te wszystkie brutalne i mroczne
sprawy czyta się jak bajki. Są trochę delikatne, ale też przedstawione z
elegancją. I przeżywam taki dysonans poznawczy, bo z jednej strony mam
wszystkie ładne słowa, które upłycają całą brutalność, ale z drugiej strony
jest ta reporterska surowość, która jako tako powinna trzymać mnie dość blisko
ziemi. Ciężko mi opisać to uczucie, ale być może komuś z was również będzie ono
towarzyszyć w czasie lektury Ballad.
Dziwna strasznie ta nasza relacja i na pewno nie
wszyscy to zrozumieją. Teraz sobie pomyślałam, że Michalewicz jest takim głosem
spokoju i rozsądku przy tych wszystkich kryminalnych wydarzeniach, które nie
mieszczą się w głowie. A czytając jej książki czuję się trochę tak, jakbym
oglądała program przyrodniczy, w którym jakiś drapieżnik konsumuje swoją ofiarę,
a lektorem opisującym wydarzenia jest Krystyna Czubówna. Michalewicz to taka
moja kryminalna Czubówna. No uwielbiam!
Znalazłam w tej książce kilka zbrodni, które już
znałam, ale pojawiły się też te, o których nie miałam pojęcia. Mimo że część
faktycznie kojarzyłam z innych publikacji czy mediów, to jednak w każdej
sprawie znalazłam fragmenty, które stanowiły dla mnie zupełnie nowe informacje.
Powiedziałabym, że to kryminalne kompendium Wrocławia, a w nim nie mogło zabraknąć
chociażby zabójstwa Kotlarskiej, którego dokonał jej psychofan. Mam wrażenie,
że ta sprawa regularnie wraca na języki głownie ze względu na czasy, w których
żyjemy i dostęp do prywatnych informacji przez osoby zupełnie postronne, co
ostatecznie prowadzi do dbania o własne bezpieczeństwo. Najbardziej
zaintrygowała mnie za to historia Krystiana Bali, o którym wiele słyszałam,
którego książkę nawet udało mi się zdobyć, ale o którym nigdy na własną rękę
nie czytałam, nie zagłębiałam się w świat jego psychozy. Michalewicz zrobiła to
za mnie i to w najlepszym możliwym stylu – zachowując surowość, dokładność, ale
jednocześnie dbając o pewną chronologię wydarzeń, które ułatwiają przyswajanie
wszystkich informacji.
Jeżeli jesteście fanami true crime, to to pozycja
obowiązkowa – zarówno do postawienia na półce, ale przede wszystkim do
przeczytania. Chociaż we Wrocławiu nigdy nie byłam, to dzięki Michalewicz
miałam okazję go poznać. No cóż, szkoda, że wyłącznie od tej ciemnej strony. To
świetna książka, którą czyta się z dużą ciekawością i jeszcze większym
zaangażowaniem. Zebrano tutaj najgłośniejsze wrocławskie zbrodnie, które zostały
opisane z należytą starannością i taką dziennikarską obojętnością. No świetnie
się to czyta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz