Thriller dla wszystkich, którzy kiedykolwiek
próbowali walczyć z upierdliwymi sąsiadami.
Mam wrażenie, że z biegiem czasu i z kolejnymi
przeczytanymi książkami coraz bardziej otwieram się na kategorie, które do tej
pory jakoś omijałam. Domestic thrillerów nie czytałam nigdy za dużo – nasza przygoda
tak bardziej na poważnie zaczęła się w poprzednim roku i wszystko wskazuje na
to, że w tym roku pociągniemy to dalej. Te thrillery w domowym i trochę jednak
bardziej spokojnym wydaniu nie zawsze mi odpowiadały właśnie przez to, że akcji
jest w nich zazwyczaj niewiele. Mam wrażenie, że wszyscy już wiedzą, że jednak
znacznie lepiej odnajduję się w krwawych i brutalnych powieściach, ale ile
można…
Z Louise Candlish też zresztą poznałam się już w
tamtym roku, kiedy to miałam okazję przeczytać Na progu zła.
Autorka kupiła mnie swoim stylem tworzenia fabuły i budowania napięcia, więc w
tym też szybko rzuciłam się na jej nową powieść. A ta tematycznie okazała się
bardzo bliska mojemu sercu.
Nie tak dawno temu miałam okazję walczyć z bardzo
upierdliwym sąsiadem. Facet był agresywny, nadużywał alkoholu, więc sąsiedzi
unikali konfrontacji – oczywiście poza mną. Nie wyobrażam sobie życia w
niekomfortowych warunkach w swoim własnym domu, więc szybko przez
administratora i policję, a w międzyczasie też bezpośrednio, próbowałam
sytuację opanować. Long story short – bywało różnie, ale ostatecznie facet po
prostu zawinął się na tamten świat. Czytając Tuż za ścianą trochę cieszyłam
się, że nikt nie podejrzewał mojego udziału w jego śmierci i że, podobnie do
bohaterów tego thrillera, nie musiałam się tłumaczyć ze swoich zgłoszeń i
naszej bardzo skomplikowanej relacji.
Jeżeli chodzi już o Tuż za ścianą, to jest to raczej
thriller na spokojnie, w którym bardziej chodzi o zarysowanie relacji i
zachowań w przedmiejskiej społeczności, niż na samym mordowaniu na każdym
kroku. Trupy owszem, pojawiają się i dodają pikanterii całej tej historii, ale
mi największą frajdę sprawiało podążanie za bohaterami, przeżywanie ich
problemów i obserwowanie zmian nastawienia, jakie z czasem u nich występowały.
Wchodzimy na Lowland Way z kilku różnych perspektyw i powoli poznajemy poszczególnych
bohaterów, ich charakter i zachowania. Różnorodność postaci działa zdecydowanie
na plus, dzięki czemu łatwiej jest wejść w tę historię i staje się ona bardziej
wiarygodna. Szybko stajemy się też świadkami powitania nowego sąsiada w
okolicy, który okazuje się zupełnie nie pasować do reszty. Wtedy też zaczyna
się prawdziwe przegrupowanie struktur społeczności i idziemy na wojnę z Darrenem
Boothem, który za nic ma jakiekolwiek zasady panujące w okolicy.
Tuż za ścianą czyta się naprawdę szybko i przyjemnie,
chociaż warto mieć na uwadze ten mocno rozbudowany wątek obyczajowy, który umożliwia
lepsze wejście w zachowanie takich niewielkich przedmiejskich społeczności. Pojawia
się trochę stereotypów, ale – co najważniejsze – nie brakuje też trupów. Nie
jest to thriller, który od początku do końca trzyma w napięciu, ale gwarantuję,
że każdemu, kto kiedykolwiek miał przykre doświadczenia z upierdliwym sąsiadem,
przypadnie do gustu. To książka, którą zdecydowanie bardziej polecałabym
czytelnikom, którzy lubią doszukiwać się dziury w całym i węszyć, szukać
podejrzanych w bardzo ograniczonej grupie bohaterów. Tutaj każdy wydaje się
mieć coś na sumieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz