08 stycznia

#372. Twoje życie w moich rękach - Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin



O polskiej służbie zdrowia można rozmawiać w nieskończoność.

Końcówka ubiegłego roku przyniosła czytelnikom mnóstwo reportaży o tematyce medycznej. Ja dopiero powoli wchodzę w ten temat, a pierwszą książką na którą się zdecydowałam było właśnie Twoje życie w moich rękach Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin. I przyznaję, że poszła na pierwszy ogień jedynie ze względu na niewielką objętość. Nie żałuję poświęcenia na tę lekturę kilku godzin swojego życia, ale cieszę się, że liczy niecałe 200 stron. To książka, o której aż chce się powiedzieć, że jest po prostu nijaka.
Moim problemem z tą książką jest chyba to, że nie rozumiem o co autorce chodziło, co właściwie chciała przekazać, a przez to z naszego spotkania ostatecznie nic konkretnego nie wyniknęło. Przez jakiś czas zastanawiałam się, z której strony ugryźć tę książkę, jak napisać tę opinię, żeby nie wylewać tu swojej frustracji na jakość służby zdrowia i znacznej większości jej pracowników, na jakich mam okazję trafiać. Czytanie we wstępie o ludziach nieszczęśliwych i zdławionych przez system, których mam próbować rozumieć, i delikatne narzucanie mi bardziej empatycznego podejścia, zadziałało na mnie jak płachta na byka. Spodziewałam się, że w kolejnych rozdziałach będzie jeszcze gorzej, ale na moje szczęście głos zabrali pracownicy szpitali i ośrodków medycznych, którzy bez owijania w bawełnę też wylewali swoje żale.
Nikt nie pomyśli, że ten lekarz to też człowiek, który bywa niewyspany, który być może rozwodzi się z żoną, którego akurat boli brzuch, ale nie może wziąć wolnego, bo dociąży pracą swoich kolegów.

Myślę, że każdy kiedyś trafił na pielęgniarkę lub lekarza, któremu brakowało zapału do pracy, który nie angażował się w sprawy pacjenta, a na dodatek był niemiły i opryskliwy. Osobiście często trafiam na osoby na różnych stanowiskach, które wyglądają jakby miały do mnie pretensję, że w ogóle się pojawiłam, że miałam czelność znowu przyjść. I to akurat niestety nigdy nie ma końca w tych określonych przypadkach. Jestem w stanie zrozumieć to, że ktoś ma gorszy dzień i chciałby odpocząć, że jest chory albo boryka się z trudną sytuacją życiową. Jednak przy regularnych wizytach myślę, że trafiłabym na chociaż jeden ten dobry, pozytywny dzień, w którym nic się nie stało, a dana osoba chętnie zajęłaby się moim problemem. Na swojej drodze spotkałam też lekarzy, którzy mimo mnóstwa pracy i pacjentów zawsze są pozytywnie nastawieni, chętni do pomocy i rozmowy, aż by się na tej wizycie chciało zostać dłużej. Warto pamiętać, że to tylko ludzie, warto ich szanować, ale głowę na karku też trzeba mieć.
Młoda onkolożka na starcie kariery czuje rozczarowanie, frustrację i brak nadziei na poprawę. Czy od ludzi tak zdławionych przez system można oczekiwać zapału? W każdym razie można zrozumieć, że są sfrustrowani.

Książka Katarzyny Skrzydłowskiej-Kalukin napisana jest lekkim i przystępnym językiem. Mimo tego, że w rozdziałach pojawiają się profesorowie czy znani lekarze, to jednak posługują się bardzo potocznym językiem, dzięki czemu fragmenty czyta się szybko i całość jest zrozumiała. Opowiadają autorce o swoich doświadczeniach jeszcze z czasów studenckich, gdzie napotykali różne problemy w drodze do spełnienia, ale też nie brakuje fragmentów i szczególnych przypadków, z którymi spotykali się już w pracy zawodowej. Wszyscy, jak jeden mąż, narzekają na braki personelu i co mnie osobiście bardzo zaskoczyło – częściej marudzą na zbyt małą kadrę w placówkach niż na niskie zarobki, chociaż o nich też wspominają. Czytając ich historie miałam wrażenie, że wszyscy są bardzo świadomi swoich pragnień, ale też sytuacji w której się znaleźli, na którą sami mają niewielki wpływ. Ze słów autorki wynikało, że każdemu lekarzowi trzeba współczuć i próbować go zrozumieć, a jej rozmówcy sami przytaczają zachowania lekarzy i pielęgniarek, w których nie ma za grosz empatii do pacjenta, co oni sami bardzo wyraźnie krytykują. Największe wrażenie zrobiła na mnie rozmowa z fizjoterapeutką, która przedstawia tę medyczną machinę z jeszcze innej strony. Jako rehabilitantka w jednym z zakładów opiekuńczo-leczniczych pokazuje jak pracuje się z pacjentem i jego rodziną, a z gdzie z drugiej strony ma lekarzy, którzy też mają różne podejście niektórych sytuacji. Mam wrażenie, że jako ta trochę uwięziona między młotem a kowadłem ma najgorszą sytuacje. Chociaż jak sama wspomina - zdarzają się pacjenci, dzięki którym praca może okazać się większą przyjemnością.
Pytania, które autorka zadawała swoim gościom, są trochę tendencyjne i mało szczegółowe. Moim zdaniem właśnie przez to książka wydała mi się bardzo średnia, na tyle, że za miesiąc już prawdopodobnie nie będę pamiętać żadnych szczegółów z tych rozmów. Jest to jedna z tych książek, które można przeczytać, ale nie trzeba. A jeżeli już ją planujecie, to nie miejcie szczególnie wysokich wymagań. Nie mam jeszcze porównania do innych tytułów bezpośrednio związanych ze światkiem medycznym, jednak mam nadzieję, że trafię na lepszą i bardziej interesującą, a może nawet uczącą lekturę.

Tytuł: Twoje życie w moich rękach
Autor: Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin
Wydawnictwo: Burda Książki
Liczba stron: 181
Data wydania: 28 listopada 2018
Cena katalogowa: 39,90 zł
Moja ocena: 5/10

1 komentarz:

  1. A mi się podobała :) To prawda, że autorka mogła lepiej dobierać pytania, dociekać szczegółów i tak dalej. Ale skupiałam uwagę na wypowiedziach pracowników służby zdrowia. Ja jestem zdania, że narzekanie na lekarzy czy pielęgniarki stało się czymś zbyt powszechnym. Rzadko słyszy się pochwały. Jeśli wykonają swoją pracę dobrze - nie zwraca się na to uwagi. Za to jeśli ktoś popełni błąd - cierpi na tym opinia nie tylko konkretnej osoby, ale często całego zawodu. Potrzebowałam książki, która pokaże, że są lekarze z powołania, że ktoś potrafi dostrzec ich zaangażowanie i po ludzku docenić.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.