17 grudnia

#287. Psiego najlepszego - W. Bruce Cameron

Chyba pierwszy raz w mojej książkowo-blogowej karierze trafiła mi się pozycja, która wywołała u mnie wyrzuty sumienia. Długo się zastanawiałam czy w ogóle powinnam o niej pisać i dzielić się z Wami moimi przemyśleniami, ale doszłam do wniosku, że nie ma po co chować głowy w piasek.

Okazuje się, że jeden dzień, a właściwie jedno istnienie pojawiające się w życiu człowieka, może odwrócić dotychczasowy bieg wydarzeń o 180 stopni. Josh Michaels przekonuje się o tym na własnej skórze, kiedy jego sąsiad zwraca się do niego z prośbą o opiekę nad psiakiem przez kilka najbliższych dni i zostawia mu, jak się później okazuje ciężarną sunię, pod drzwiami, stawiając go tym samym przed faktem dokonanym. 

Nie dość, że nie jestem typem gustującym w książkach, w których miłość odgrywa główną rolę, to jeszcze fabuła Psiego najlepszego była tak płytka, banalna i przewidywalna, że już kilka pierwszych stron ścięło mnie z nóg. Jedynym motywem, który przytrzymał mnie do końca i przez który straciłam kilka cennych godzin swojego życia były te psiaki. Kocham psy, więc chciałam wreszcie sprawdzić na swojej skórze, o co chodzi z zachwytami wokół tego autora. Znowu mi nie wyszło, a teraz  już wiem, że nigdy więcej nie sięgnę po żadną typowo świąteczną książkę, chociaż te z psami też mogą mi się źle kojarzyć.
Mam wrażenie, że W. Bruce Cameron zaplątał się w pomyśle na swoją książkę, przez co przypomina ona bardziej historię spisywaną na kolanie przez uwielbiającego psy gimnazjalistę. Pierwsza połowa książki skupia się wyłącznie na psach, w drugiej części spadają one na drugi plan, a najważniejsze staje się uczucie kiełkujące między Joshem a jego nową wybranką. Żyję z psami od zawsze, więc bardzo dobrze wiem jak one się zachowują – jestem świadoma tego, że miewają swoje humorki i że potrafią na swój sposób komunikować się z właścicielem, ale też bardzo dobrze wiem w jaki sposób się załatwiają. Myślę, że nie tylko ci, którzy z psami mieli więcej wspólnego coś o tym wiedzą, ale na dobrą sprawę już nawet dzieci, w rodzinach bez zwierząt, wiedzą co i jak. Mówię o tym nie bez powodu, a właściwie tylko dlatego, że Psiego najlepszego jest chyba jedyną książką nie będącą pozycją typowo naukową, w której autor tak dużą uwagę zwraca na wypróżnianie się, a co więcej – uznaje je za tak istotne, aby podzielić się psimi potrzebami z czytelnikiem. Tak jakby książka miała stracić na wiarygodności, że pies nie spełnia swoich potrzeb natury fizjologicznej.
Fabuła poprowadzona jest w taki sposób, że książkę czyta się błyskawicznie. W moim odczuciu autor nie wykazał się w niej zupełnie niczym, bo ani nie stworzył akcji, która potrafiłaby mnie urzec, ani ta historia w żaden sposób nie zaskakuje, a już nie wspomnę o płytkich bohaterach, którzy zyskują odrobinę na atrakcyjności jedynie dzięki psom, które ostatecznie na dobrą sprawę też nie pełnią żadnej konkretnej funkcji w tej książce.
Niestety Psiego najlepszego to jedna z gorszych książek, z którymi w tym roku miałam styczność. Nie dość, że jest zupełnie niewiarygodna, to dodatkowo autor dodał kilka smaczków, aby wykreować ją na bardziej irytującą. Może spodoba się osobom, których wymagania są znacznie niższe niż moje, albo tym, którzy rzeczywiście gustują w takich książkach. Ja osobiście wolę już o niej zapomnieć.

A na koniec moje wyrzuty sumienia – Wydawnictwo Kobiece zrobiło coś pięknego, ale tym samym przyczyniło się do tego, że straciłam ochotę na odradzanie Wam tej książki. Część dochodu uzyskanego ze sprzedaży Psiego najlepszego przeznaczona zostanie na pomoc samotnym psiakom ze Schronisko w Korabiewicach Viva. 


Tytuł: Psiego najlepszego. Był sobie pies na święta
Tytuł oryginału: The Dogs of Christmas
Autor: W. Bruce Cameron
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 296
Data wydania: 9 listopada 2017

Cena katalogowa: 34,90 zł


7 komentarzy:

  1. Wow, w końcu ktoś krytykuje Camerona xD Ja czytałam tylko "Był sobie pies", jeszcze pod starym tytułem (kupiłam na promocji za 5zł). Dla mnie to była po prostu bardzo naiwna książeczka na dzień. Nic nie wnosząca, ale no... to tyle.
    A co do oddawania kasy na cele charytatywne przez wydawnictwa... ostatnio to się chyba robi modne, bo coraz częściej się widzi/słyszy o takich akcjach, ale ja to traktuje po prostu jako chwyt marketingowy. Chcesz naprawdę pomóc? Złóż darowiznę, a nie kupuj książkę, bo cel charytatywny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiem kochana twoje wyrzuty sumienia, bo kto by nie chciał wesprzeć psiaków, jednak jeśli książka jest zła to znowu nie w porządku jest zachęcać do jej kupna. Powieść ta niemal wyskakuje u mnie z lodówki, widzę ją dosłownie wszędzie. Nawet trochę myślałam jakby ją tu skombinowac, ale szczerze nie miałam pojęcia nawet o czym jest fabuła, a po przeczytaniu recenzji chyba sobie odpuszczę. ;) Jeszcze taka mała uwaga: "Okazuje się, że jeden dzień, a właściwie jedno istnienie pojawiające się w życiu człowieka, może odwrócić dotychczasowy bieg wydarzeń o 360 stopni". 360 stopni to powrót do punktu wyjścia. 180 stopni to kompletna zmiana. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam tę pozycję, ale kurczaki psie kupki mnie nie raziły, ba! nawet o nich nie pamiętam. Od tej książki nie oczekiwałam żadnego odkrywczego WOW, a zwykłej historyjki z psami na czele. Owszem jest infantylna, a bohaterowie (szczególnie Josh) jest do granic irytujący i nieogarnięty życiowo. Ale ogólnie książka całkiem w porządku.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że czujesz się rozczarowana tą książką, ja jestem jej ciekawa.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam i mi właściwie się podobała. Lubię książki o psach i z psami w roli główej, więc automatycznie moje wymagania względem takich tytułów nie są bardzo rozbudowane, bo i tak mi się spodobają. Tak już mam, po prostu ;)

    aga-zaczytana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Słyszałam już sporo naprawdę różnych opinii o tej książce, jednak nadal chciałabym się przekonać na własnej skórze, jaka ona jest :D

    Zabookowany świat Pauli

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie sięgałam po ten tytuł bo byłam świadoma tego, że to nie jest lektura dla mnie ;) Wszelkiego rodzaju literaturę, w której występują zwierzęta traktuję osobiście - ciężko to wytłumaczyć ale mam dużo więcej empatii względem czworonogów niż ludzi ;) I rozumiem Twoje niezdecydowanie wynikające z tego czy książkę polecać czy nie, w końcu pieniądze idą na szczytny cel, ale zawsze można dotację zrobić bez kupowania tego tytułu :) Wilk syty i owca cała, bo nie męczymy się z nieciekawą historią a pomagamy schronisku :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.