11 marca

#224. Burza słoneczna - Åsa Larsson



Tytuł: Burza słoneczna
Tytuł oryginału: Solstorm
Autor: Åsa Larsson
Wydawnictwo: Literackie
Liczba stron: 364
Data wydania: 25 września 2013
Cena katalogowa: 34,90 zł

Skandynawskie kryminały mają coś w sobie. Przeważnie są mocne, mroczne i brutalne, ale też zagadkowe i tajemnicze do ostatniej strony. Dla bardziej wymagającego czytelnika są wyzwaniem, bo trzeba się trochę natrudzić, żeby odgadnąć kto stoi za morderstwami i jaki w ogóle miał motyw. Czytelnicy, z reguły przeświadczeni o wyższości skandynawskich kryminałów nad tymi, pisanymi przez autorów innych – nieskandynawskich – narodowości, sięgają po nie bez większego wcześniejszego zainteresowania fabułą, no i oczywiście bez obawy, że książka okaże się klapą.
Wiktor Strandgård, aktywny działacz religijny, zostaje brutalnie zamordowany, a jego zwłoki – pozostawione w świątyni Źródła Mocy – zostają odnalezione przez jego siostrę. To ona informuje policję o odnalezionym ciele, po czym sama rozpływa się w powietrzu. W związku z jej zniknięciem pierwsze podejrzenia padają właśnie na nią. W tym samym czasie do Kiruny przyjeżdża Rebeka Martinsson, prawniczka ze Sztokholmu, dla której powrót w te strony był nie lada wyzwaniem i obudził kilka wewnętrznych demonów.
Po pierwszym spotkaniu z kryminałem Åsa Larsson jestem trochę nieusatysfakcjonowana, ale nadal zaintrygowana jej książkami. Dawno nie miałam takiej sytuacji, że w zasadzie nie mam za bardzo się do czego przyczepić – żeby wytknąć jakieś rażące mnie niedociągnięcia – a książka ostatecznie pozostawiła pustkę w głowie.
Ogromną zaletą stylu Larsson jest umiejętność tworzenia niesamowicie klimatycznej fabuły – jej obrazowe budowanie mroźnego, skandynawskiego klimatu sprawia, że czytelnik niemal przenosi się do tej zmarzliny, że czuje wszechobecny chłód i gęsią skórkę na całym ciele, która jeszcze potęgowana jest wydarzeniami przedstawionymi w fabule. Przedstawiając charakterystyczne dla Szwecji zorze polarne sprawia, że czytelnik automatycznie zaczyna się bardziej angażować w książkę i wizualizować niektóre z przedstawianych treści. Do tej niemal baśniowej zimy wprowadza niepokój i mrok, narastające przez odkrycie ciała jednego z ważniejszych działaczy religijnych. Autorka buduje w podświadomości czytelnika wizję rytualnego mordu – rozczłonkowane ciało sugeruje, że mordercą był psychopata, co automatycznie rzuca podejrzenia na niektóre z postaci. Idealnie dozuje tajemniczość w zestawieniu z klimatem powieści. Mimo że Burza słoneczna wydaje się być mocnym i bardzo mroźnym kryminałem, to jednak mam wrażenie, że autorka miejscami nie poradziła sobie z budowaniem napięcia –momentami brakowało mi wewnętrznego niepokoju i paraliżu. Mam też pewne zastrzeżenia do bohaterów, którzy miejscami kreowani są na płytkich, a przez to stają się też irytujący. Najbardziej na nerwy działała mi Rebeka, chociaż tak naprawdę nawet nie potrafię powiedzieć czemu – po prostu się nie polubiłyśmy od pierwszego spojrzenia.

Nie poddaję się i do książek Larsson jeszcze wrócę. Autorka na tyle zaintrygowała mnie swoim stylem, że nawet za bardzo nie potrafiłabym się jej pewnie oprzeć. Mimo dość rozbudowanych wątków obyczajowych książka nie zanudziła mnie na śmierć, a nawet przyznam, że nutka obyczaju wprowadziła jeszcze lepszy klimat do fabuły. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.