30 listopada

#194. Ta, którą nigdy nie byłam - Majgull Axelsson





Tytuł: Ta, którą nigdy nie byłam
Tytuł oryginału: Den jag aldrig var
Autor: Majgull Axelsson
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 496
Data wydania: 9 września 2015
Cena katalogowa: 39,99 zł


Psychicznie mi źle po tym, jak skończyłam czytać tę książkę. Zdecydowałam się na nią ze względu na mocną i bardzo kobiecą tematykę, na którą wskazywał opis książki, ale zagubiłam się gdzieś w niej, przez co zupełnie do mnie nie trafiła.


MaryMarie ma problemy z określeniem własnej tożsamości i prowadzi ciągłą walkę sama ze sobą. Mimo że osiągnęła ogromny zawodowy sukces, w życiu osobistym zupełnie jej się nie układa – sparaliżowany mąż kobieciarz przyprawia ją o jeszcze większe i bardziej zawiłe dylematy i zastanowienia. 

Nie mam pojęcia o co chodziło w tej książce. Za każdym razem, kiedy się za nią zabierałam, mój mózg jakby samoczynnie się wyłączał, nie chcąc rejestrować jej fabuły. Czasami tak mam na początku – plus minus do setnej strony różnych powieści – dlatego nie robiłam sobie większych wyrzutów z tego powodu, tylko śmiało czytałam dalej. Czytałam i czytałam, aż doczytałam. Spodziewałam się wywołania jakiegoś emocjonalnego efektu po zamknięciu ostatniej strony, jednak nic takiego się nie stało – poza tym, że pojawiło się rozgoryczenie, bo to kolejna książka, która do mnie nie trafiła, a w dodatku zapowiadało się, że powinna jakoś na mnie wpłynąć.
Chciałabym zwalić winę na autorkę, że za bardzo i za dokładnie wszystko opisywała – lała masę wody, w moim przypadku zupełnie na próżno, bo nic do mnie nie trafiło – że pozostawiała za dużo niedopowiedzeń i nie była oczywista, że ta psychodeliczność jest za masywna, aż przytłaczająca. Ale mam wrażenie, że tym razem trochę sama sobie zgotowałam taki los, że to właśnie z mojej winy ten tytuł do mnie nie trafił. Na czytanie nie mam zbyt wiele czasu w ciągu tygodnia – praca, dom i te wszystkie obowiązki przeważnie dominują nad czytaniem – ale to właśnie przez to ta książka do mnie nie trafiła. Chciałam ją przeczytać na szybko, po łebkach, trochę w autobusie, trochę w wolnej chwili w pracy – ale zupełnie mi to nie wyszło. To jedna z tych książek, którym trzeba poświęcić mnóstwo czasu – tak jak reportażom, bibliografiom czy pamiętnikom – które trzeba przeanalizować, zastanowić się nad nimi, które wymagają od czytelnika całkowitego zaangażowania i skupienia. Jak widać, mnie całkowicie przerosła, i mimo że zapowiadało się bardzo dobrze, to skończyło się źle.


Jednak, po dłuższej analizie, stwierdzam, że autorka też trochę zawiniła – wina leży po obu stronach. To, że nie potrafiłam całkowicie skupić się na fabule tej powieści to jedno, ale drugim jest to, że Axelsson zupełnie nie przekonała mnie swoim stylem, nie potrafiła mnie zaciekawić i w jakiś sposób przyciągnąć mojej uwagi, żebym rzeczywiście wciągnęła się w życie MaryMarie.
Książek tej autorki nie polecam osobom, które nie znoszą wodolejstwa, którym ciężko jest się skupić, które nie lubią książek bazujących na domysłach i odgadywaniu niedopowiedzeń. Ja daję sobie już z nimi spokój i nie planuję kolejnych prób z książkami Axelsson, niestety. Dla mnie to za dużo i za mocno, a ja nie mam za bardzo czasu na takie wrażenia.


5 komentarzy:

  1. Bardzo dobra recenzja, krótko i na temat. Bywają takie książki, które możesz czytać w przelocie, a i tak dotrze do Ciebie cały ich sens. Ja również jestem teraz w trakcie książki, która, mimo, że poświęcam jej całą swoją uwagę i wolny czas, sprawia mi wiele problemu. Nie mogę jej pojąć, tak do końca i wciąż się zastanawiam, czy to moja wina, czy autora? Ale, spójrz na to z tej strony... mimo wszystko książka, zmusiła Cię do refleksji. Zaczęłaś zastanawiać się po czyjej stronie leży wina za niepowodzenie w lekturze. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Brzmi jak... książka nie dla mnie. :D Nie lubię takiego lania wody. A pewnie podeszłabym do niej tak samo jak Ty. Wolę sobie to oszczędzić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam autorki i chyba raczej nie poznam...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo nie lubię wodolejstwa. Też zazwyczaj czytam "z doskoku". Czasami po jednej, dwie strony. Przy takim wodolejstwie nigdy bym się nie połapała co czytam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo twojej negatywnej recenzji, ciągle mam ochotę na poznanie twórczości tej autorki. Z pewnością jednak nie zacznę tego od "Tą, którą nigdy nie byłam" :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.