29 sierpnia

#161. Pierwsza przychodzi miłość - Emily Giffin


Tytuł: Pierwsza przychodzi miłość
Tytuł oryginału: First Comes Love
Autor: Emily Giffin
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 448
Data wydania: 6 lipca 2016
Cena katalogowa: 36,90 zł


Obyczajówek nie lubię, mówię to otwarcie, beż żadnego owijania w bawełnę. Ale Giffin należy do grona tych autorów, którzy mimo że nie często sięgam po dany gatunek, przekonują mnie, żebym dla nich zrobiła wyjątek.

Tym razem Giffin przedstawia losy sióstr, które w dzieciństwie przeżyły stratę ukochanego brata i pomimo upływu wielu lat nadal nie radzą sobie z piętnem tej utraty. Mimo wielu podobieństw, różnice zaczynają przeważać, a siostry zaczynają się od siebie oddalać. Przestają wzajemnie ingerować w swoje życie, kontakty ograniczają do minimum, bo każda rozmowa grozi kolejnym niepotrzebnym spięciem. Wszystko zaczyna się zmieniać, wszystko zaczyna pękać, nic nie wydaje się takie, jakie powinno być.

Giffin, jak żadna inna autorka, potrafi przekonać mnie do swoich powieści. Jej styl jest bardzo pewny siebie i wyczuwa się w nim dogłębną znajomość natury kobiecej, a nawet różnych sposobów jej uzewnętrznienia. Za każdym razem zestawia ze sobą inne kobiety, które borykają się z tak odmiennymi problemami, które nadal dotykają większości damskiej części społeczeństwa. Autorka skupia się na kobiecie, na jej problemach, myślach, sposobach radzenia sobie w różnych sytuacjach – w obliczu śmierci rodzeństwa, ukochanego, w związku z niestabilną sytuacją w związku, zawsze w zależności od jej nastrojów i aktualnych potrzeb. Przedstawiając czytelnikowi Josie i Meredith, Giffin najpierw uderza w problemy rodzinne, ukazując jej kruchość i łatwość rozpadu w związku z pojawieniem się nieoczekiwanych, tragicznych wydarzeń. Stopniowo przechodzi do problemów typowo damskich i przy nich pozostaje już do końca książki, bo widać, że właśnie w tym czuje się najlepiej. Dwie siostry, dwa różne światy, dwie osobowości i cała masa problemów. Przedstawiając przeszłość i teraźniejszość z dwóch punktów widzenia, czytelnik jest w stanie idealnie wczuć się w przeżycia obu sióstr, nie wspominając o możliwości dokładniejszego zrozumienia ich postaw i zachowań. Przeszłość robi się bardziej wyraźna, ale nadal pozostaje kilka pytań bez odpowiedzi.

Fabuła, od której w zasadzie powinnam zacząć, nie jest wykreowana w wymyślny, skomplikowany i rozbudowany sposób, ale tak to już bywa w większości książek tej autorki, że przeważnie już od połowy książki można domyślić się jej zakończenia, co niestety jest wadą stylu Giffin.  Tym razem, mimo że książka wypadła całkiem pozytywnie w moich oczach, po jej zakończeniu byłam niestety dość zmieszana samym zakończeniem – po pierwsze nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, a po drugie wydało mi się ono bardzo, ale to bardzo naciągnięte. Giffin, jak dla mnie, nigdy nie miała większych problemów z ujęciem wykreowanej przez siebie fabuły w bardzo rzeczywisty sposób w innych jej powieściach, ale tu coś nie wyszło, chyba coś przekombinowała.

W Pierwsza przychodzi miłość pojawiają się dwie równoważne bohaterki – dwie siostry. Ich charaktery są zdecydowanie odmienne, inne cechy determinują ich zachowania, ale ich problemy – niby różne, a w gruncie rzeczy bardzo podobne – nawarstwiają się na tym jednym, który wywołał u nich największe zniszczenie i z którym do tej pory sobie nie poradziły. Śmierć ukochanego brata rozdzieliła je, a teraz wszelkie kontakty kończą się kłótniami. Złożoność charakterów i idące za tym zdecydowanie odmienne zachowania i postawy życiowe wprowadzają do powieści mnóstwo rzeczywistego wyrazu. Dogłębna analiza i ewidentne dopieszczenie postaci przyczyniły się do tego, że mniej zauważalna jest delikatnie niedopracowana fabuła.
To kolejna książka, w której Giffin udowadnia jak bardzo skomplikowana, a jednocześnie banalnie prosta jest kobieca natura, pokazuje, jak kruchą i tym samym niesamowicie silną jednostką jest kobieta. Pełna przeciwności, radząca sobie ze swoimi problemami, bo tak trzeba, niestabilna, samotna nawet w tłumie. To książka, którą każda kobieta pokocha, na swój sposób.



4 komentarze:

  1. Nie zachwyca, ale podoba mi się, jak mądra jest i jednocześnie przyjemna. Czasami te dobre książki zwyczajnie są głupie, a ona taka nie jest.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czasami sięgnąć po typowe obyczajówki, Griffin jeszcze nigdy nie czytałam, ale tak wiele osób ją zachwala, że naprawdę bym chciała :) Ale chyba jednak nie zacznę od "Pierwsza przychodzi miłość", bo na półce mam inną książkę autorki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też bardzo polubiłam się ze stylem Emily Giffin. Doskonale oddaje naturę kobiecą i umiejętnie dobiera emocje. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie przepadam za powieściami obyczajowymi, a na twórczość tej autorki jakoś nigdy nie miałam ochoty.

    Bookeaterreality

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.