Ależ to była świetna książka!
Już dawno żaden autor nie wykreował świata, do
którego tak chętnie bym weszła i tak bardzo bym się w niego zaangażowała. Już
dawno nie poznałam książkowych bohaterów, w których życie wchodziłam w
buciorach z taką ciekawością. Ruth Ware stworzyła coś niebanalnego i
elektryzującego od pierwszej strony. Czułam tam trochę magii, której próbowałam
się uczepić na dłużej, ale jest też mnóstwo tajemnic, które bardzo się
nawarstwiają.
Początkowo klimat tej powieści wydawał mi się dziwny i stwierdzam, że to słowo najlepiej opisuje moją wstępną relację z tą historią. Niby wydarzenia dzieją się w świecie mniej więcej teraźniejszym, a jednak jakoś się tak dziwnie to czytało przez pierwsze kilkanaście stron. Ciężko ubrać mi w słowa to, co czułam przechodząc przez początek tego kryminału, ale zdecydowanie wyczuwałam w nim jakiś taki nalot starości, jakby taki retro klimat. Z czasem pojawiały się kolejne wyjątkowo dziwne elementy, które wspólnie tworzyły konkretnie dziwną fabułę. Im dalej w las, tym Ware bardziej rozbudzała moją ciekawość, a wszystko stało się jasne kiedy wreszcie autorka doprowadziła mnie do ogromnej posiadłości w Kornwalii. Wtedy już wiedziałam z czego wynika ten specyficzny klimat, który jeszcze został podkręcony do takiego aż gotyckiego, trochę onieśmielającego, a trochę przerażającego. Ależ to pobudzało moją wyobraźnię!
Dosłownie zostałam oczarowana przez Ware, która poza tym, że stworzyła niesamowicie niebanalną historię, to wplotła w to bohaterów z krwi i kości. Pozwoliła sobie też na takie mocno oniryczne momenty, wręcz magiczne, gdzie nie do końca wiadomo, czy to wszystko ma jakiś związek, czy pojawia się jako urozmaicenie. Hal, główna bohaterka tej powieści, na początku nie budziła mojej sympatii. Jej chytry plan z jednej strony trochę mnie intrygował, ale z drugiej nie wydawał mi się dobrym wyjściem z sytuacji. Na szczęście dla nas obu z czasem zaczęło się to zmieniać. Mam wrażenie, że na kartach tego kryminału autorka zostawiła trochę miejsca na lepsze poznanie się z młodą tarocistką i nawiązanie jakiejś takiej nici sympatii. Kluczowy okazał się motyw rodzinny, w którym wcale nie tak łatwo się odnaleźć, ale to znowu pozwala na zbliżenie się do Hal, która też znalazła się w zupełnie nowej dla siebie sytuacji. Mnóstwo tu komplikacji na prawie każdej możliwej płaszczyźnie, a wszystko okraszone jest tą tajemniczością i gotyckim sznytem.
Jeżeli lubicie tajemnicze i mroczne kryminały, to
zdecydowanie powinniście dorzucić Śmierć pani Westaway do książek do
przeczytania. Dla mnie to póki co jedna z najlepszych książek tego roku – zdecydowanie
najbardziej wpasowała się w moje oczekiwania pod względem klimatyczności i
komplikacji fabularnych. Myślę, że też dzięki temu mogę ją wrzucić na drugie
miejsce moich totalnych faworytów, zaraz za Nocnym filmem. Uwielbiam tę
książkę, uwielbiam jej styl i bardzo jestem ciekawa, jak wiele zawdzięcza ona
tłumaczce – Annie Tomczyk. Przeczytajcie to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz