Tym razem nie będę obiektywna.
Zachwyciłam się historią, którą
Weronika Mathia wykreowała w Szepcie. Wniknęłam w jej tajemniczość,
zaintrygowała mnie ta emocjonalność i sekrety, które ciągnęły się za bohaterami
latami. A później poznałam osobiście Weronikę, która zabrała mnie ze sobą
prosto do świata jej postaci. Pokazała miejsca, pozwoliła wejść w ich klimat, a
ostatecznie też przedstawiła pierwowzory swoich bohaterów, dokładając do tego
swoje myśli i odczucia. Nie ma opcji, żebym teraz zupełnie obojętnie była w
stanie opowiedzieć Wam o tej książce. Zresztą to historia, obok której nie da
się przejść obojętnie. Dawka emocji i przeżyć jest tak piorunująca, że mimo
świadomości, że to fikcja, to i tak się gnieździ gdzieś tam pod żebrami na
długo po przeczytaniu i uwiera, jak malutki kamyczek w bucie.
Szept to wielowątkowy thriller
kryminalny.
Przez długi czas miałam spory
problem z tym, żeby przypisać tę książkę do konkretnego gatunku, ale moim
zdaniem właśnie tutaj jej najbliżej. Mamy co prawda kryminalną zagadkę, która
pobudza ciekawość już od samego początku, jest mocno rozbudowany wątek związany
ze śledztwem, które prowadzi młodsza inspektor Dominika Sajna. Nie brakuje też
napięcia, chociaż brawurowych akcji raczej tutaj nie znajdziemy. Mamy też
podejrzanych, chociaż trochę w tym wszystkim rozmywają się motywy, a do tego
dochodzą pewne wątpliwości, czy oby na pewno skazano odpowiednią osobę i kto
właściwie jest winny. Brzmi to jak rasowy kryminał, ale jak zaczyna się
wchodzić w tę historię, to nic już nie jest tak oczywiste i jednoznaczne. To
atmosfera, napięcie emocjonalne i intrygi moim zdaniem górują w tej opowieści.
Jest w niej jakaś taka nutka oniryzmu, a skoki w czasie i przestrzeni nadają
jej charakter chaotycznego snu. Chociaż patrząc na wydarzenia, to może bardziej
koszmaru. Ta opowieść wydaje się tak rzeczywista, a w tym samym czasie tak
bardzo surrealistyczna.
Na rzeczywistość tej historii ogromny
wpływ ma umiejscowienie jej wydarzeń w istniejącej miejscowości i zahaczanie o
ciekawostki z okolicy. Moją uwagę najbardziej zwróciła Wielka Żuława, która do
teraz zadziwia mnie swoją niedostępnością, tajemniczością, a jednocześnie
mitycznością. I aż chciałoby się pojechać do Iławy, zorganizować łódkę,
popłynąć na tę wyspę i sprawdzić, czy może faktycznie jest tam coś jeszcze, co
mogłoby mieć najmniejszy związek z bohaterami Szeptu. Marzy mi się spotkanie
tam sowy.
Weronika Mathia zdecydowanie umie w pisanie intrygujących i piekielnie angażujących, ale też momentami niewygodnych powieści. Jej debiut – Żar – był naprawdę bardzo dobry, ale Szept przeskoczył wszystkie moje oczekiwania z ogromnymi zapasami. I tak sobie myślę, ile ta autorka skrywa w sobie jeszcze nieukazanego potencjału. Z niecierpliwością wyczekuję jej kolejnych opowieści.
Data wydania: 10 kwietnia 2024
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz