03 września

#485. Poławiacze dusz | Hanni Münzer

 

To było bardzo przyjemne pierwsze spotkanie.

Mam wrażenie, że Hanni Münzer to autorka, którą wielu zna. Często wpadałam na jej poprzednie powieści w księgarnianych propozycjach czy w sieci, jednak ze względu na tematykę nigdy nie zdecydowałam się sięgnąć do tej pory po żadną. Kiedy usłyszałam, że napisała kryminał, od razu poczułam się mocniej zaintrygowana, no i chciałam sprawdzić na własnej skórze jej styl i pomysłowość. Dla mnie wrzesień jest miesiącem otwierania się na te książki z wątkami kryminalnymi, po które w normalnych warunkach prawdopodobnie mogłabym nie sięgnąć i niesamowicie cieszę się, że Münzer trafiła mi się akurat w tym czasie.

 

Powinnam zacząć chyba od tego, że nazywanie tej powieści kryminałem może być delikatnie krzywdzące. Owszem, znajduje się w niej rozbudowany wątek kryminalny – są tajemnicze śmierci, skarb i próby dojścia do prawdy, co bezpośrednio wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem – jednak zmiksowano go z obyczajem, wstawkami historycznymi i odrobiną religii. Nie powiedziałabym, że jest rasowym przedstawicielem tego kryminalnego gatunku, ale jestem pewna, że znajdzie wielu bardziej wymagających czytelników, którzy pochłoną tę historię z równie dużą satysfakcją co ja. Nie wiem, jak wypadały poprzednie powieści tej autorki pod względem klimatu i budowania atmosfery, ale w Poławiaczach dusz poszło jej to bardzo dobrze. Z jednej strony towarzyszyło mi zaintrygowanie i zainteresowanie wydarzeniami, z drugiej relacje między bohaterami były na tyle prawdziwe, że trochę mimowolnie wchodziłam w ich życie, a trzecia sprawa to właśnie ten klimat, który dopełniał całości. Wszystko miało trochę jakby taki historyczny nalot, ciężko do końca opisać to słowami – było takie trochę tajemnicze, ale też bardzo dojrzałe. Autorka jednocześnie uderzyła w książkowy skarb, który mnie zaintrygował już na samym początku, bo jednak rzadko w powieściach wpadam na takie książkowe smaczki.

 

Moim zdaniem była to zgrabnie skonstruowana historia, która od początku do końca trzymała się kupy i poprzez poszczególne rozdziały spełniała swoje zadania. Zaczynając od tego, że potrafiła zaciekawić, ale to zaciekawienie dotyczące konkretnego wątku nie gubiło się pod natłokiem kolejnych informacji. Nie było tu przerostu treści nad formą i chyba właśnie dlatego tak przyjemnie czytało się tę książkę. Nie potrafię ocenić na ile wynika to z samego stylu autorki, a jak duży udział miało samo tłumaczenie. I chociaż Poławiacze dusz nie zachwycili mnie na tyle, żeby sięgnąć po poprzednie powieści tej autorki, to jednak z niecierpliwością będę czekać na kolejne tomy tej serii. Z czystym sumieniem polecam, szczególnie tym, którzy w książkach poszukują takiego misz maszu, ale też tym, którzy po prostu lubią połączenie obyczaju z kryminałem. Dla fanów mocniejszych wrażeń będzie to dobra lektura na odpoczynek gdzieś w międzyczasie.






Tytuł oryginału: Die Seelenfischer
Tłumaczenie: Ewa Kowynia
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2 września 2020
Moja ocena: 7/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.