Zacznę od tego, że film P.S.
Kocham cię kocham najbardziej na świecie. To jedyna ekranizacja, do której
mam tak ogromny sentyment i z którą kojarzy mi się wiele, wbrew pozorom, miłych
chwil z mojego życia. Wiem, wiem – każdy książkoholik powinien obstawać za
książką, bo one zawsze są lepsze od ich ekranizacji. Czyżby? Jak widać, w moim
przypadku się to nie sprawdziło, niestety. Ale to chyba nie znaczy, że słaby ze
mnie książkowy czytacz?
Mój główny problem z książką Cecelii Ahern polegał na tym, że miałam w
stosunku do niej ogromne (ale to ogromne!) oczekiwania. Niestety sparzyłam się,
w zasadzie przez swoją własną głupotę i bezsensowne nakręcanie się na fenomen,
i szybko straciłam zainteresowanie innymi książkami tej autorki.
Dodam też, że zarówno w ekranizacji jak i w powieści, pojawiają się
sytuacje skrajne, mocno naciągane, czasami mało wiarygodne (niektórych mogą
nawet irytować). Jak dla mnie film jest lepszą wersją historii przedstawionej w
powieści i teraz powiem Wam dlaczego :) UWAGA! MOGĄ POJAWIĆ SIĘ MAŁE SPOILERY!
BOHATEROWIE
Gerry w obu przypadkach jest tym samym, nieżyjącym mężem Holly, który
zostawił jej kilka pośmiertnych niespodzianek. W filmie jest go odrobinę
więcej, przez co może delikatnie bardziej wpływa na późniejsze rozczulenie
widza, ale w zasadzie nie jest to żadna kolosalna różnica. Najbardziej rzucała
mi się w oczy rozbieżność przy porównaniu filmowej i książkowej Holly, dodając
do tego jej przyjaciół.
Moim zdaniem utrata ukochanej osoby jest powodem do żałoby, smutku,
irracjonalnych i bezmyślnych zachowań, nie wspominając o wylewaniu morza łez.
Mam wrażenie, że książkowa Holly średnio przejęła się stratą męża – oczywiście trochę
smutku i żałoby było, ale jak dla mnie wyszło to trochę za mało teatralnie i za
szybko udało jej się stanąć na nogi. Rozumiem, że każdy jest inny, każdy
inaczej przeżywa pewne sytuacje, ale – jak już wcześniej wspomniałam – miałam ogromne
oczekiwania w stosunku do tej książki i liczyłam na to, że fabuła będzie
rozegrana tak, jak sobie to wymarzyłam. Nie wyszło. A przyjaciele Holly
(przynajmniej Ci książkowi) to paskudne, samolubne bestie, które w nosie mają
jej stratę i prawie wcale nie starają się jej pomóc.
ŚMIERĆ GERRY’EGO
I tu jest pies pogrzebany, bo dla niektórych filmowa śmierć i
późniejsze zachowanie Holly to za dużo – w sensie, że jest za bardzo
irracjonalnie – a dla mnie w książce było jej za mało, za mało smutku, płaczu,
żałoby. Było za mało teatralnie i to przedstawienie zupełnie mnie nie
przekonało, ba, powieść nawet nie wywołała u mnie żadnych uczuć w
przeciwieństwie do filmowej wersji, na której wylałam nie raz morze łez. Co w
filmie było najlepszego w związku ze śmiercią Gerry’ego? A no to, że reżyser
dorzucił tam trochę elementów od siebie, związanych jednocześnie z irlandzką
kulturą, a tym, który najbardziej mnie przekonał i zapadł mi w pamięć było
urządzenie typowo irlandzkiej stypy, gdzie wszyscy piją na umór, śpiewają i z
radością wspominają zmarłego przyjaciela. Jednym się to spodoba, innym nie.
Mnie to kupiło, zdecydowanie.
FABUŁA
Jak zwykle między filmem a książką pojawiają się też różnice
fabularne. Dla mnie w tym konkretnym przypadku nie miały one większego
znaczenia, bo za bardzo skupiłam się na elementach związanych z różnicą w
przedstawieniu bohaterów i samej śmierci, chociaż nie powiem, żebym ich nie zauważała.
Koniecznie dajcie znać czy byliście kiedyś w podobnej sytuacji jak ja
i po obejrzeniu ekranizacji książka Was odrzucała? Jestem też ciekawa czy macie
za sobą książki, które wg Was okazały się gorsze od filmowej wersji?
W moim wypadku książka okazała się strzałem w 10. Film nie zadowolił mnie, jednak to nie skreśla go, gdyż historia w nim zawarta trochę różniąca się od książki była super :)
OdpowiedzUsuńWypowiedzieć się o tych dziełach niestety nie mogę, bo ani filmu nie widziałam, ani też książki nie miałam okazji poznać. Niemniej jednak ciągnie mnie do opowieści o Holly.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
gabRysiek recenzuje
Film oglądałam niejednokrotnie i uwielbiam go mimo, że zawsze na nim płaczę. Książki nie miałam okazji czytać ale myślę, że z ciekawości przekonam się, czy moje odczucia będą takie same jak Twoje :)
OdpowiedzUsuń