Sager kolejny raz zrobił na mnie ogromne wrażenie!
To druga książka tego autora, którą miałam okazję
czytać w ostatnim czasie i przyznam, że drugi raz zostałam mocno pozytywnie
zaskoczona. Sager bez wątpienia trafia na moją prywatną listę autorów, którzy
bez większego problemu potrafią wywołać ciary. To kolejny jego thriller, który
opowiada historię nawiedzonego miejsca – tym razem mamy przeklęty hotel.
Od samego początku tej historii miałam w głowie
rzeczywiste miejsce. Wiele słyszałam o Hotelu Cecil w Los Angeles i to właśnie
o nim pomyślałam, kiedy zaczęłam chłonąć fabułę Sagera. Przede wszystkim w obu
przypadkach już sam budynek robi ogromne wizualne pierwsze wrażenie. Do tego
dochodzi lekko mroczny i bardzo tajemniczy klimat tych miejsc, nie wspominając
już o tym, że dzieją się tam naprawdę dziwne rzeczy. Nie jestem przekonana, czy
Sager rzeczywiście miał takie intencje, żeby Bartholomew był pod niektórymi
względami podobny do Hotelu Cecil. W moim przypadku takie połączenie i myśl o
rzeczywistości tego miejsca sprawiała, że jeszcze mocniej angażowałam się we
wszystkie wydarzenia, do których dochodziło w Bartholomew.
Cechą charakterystyczną powieści Sagera jest to, że są
takie optymalne pod każdym względem. Mam na myśli to, że cała historia jest tak
dokładnie dopracowana i zbalansowana, żeby utrzymać przy sobie nawet
największego niedowiarka. Jest wątek rzeczywisty, są prawdziwi ludzie,
prawdziwe problemy, pojawiają się też elementy bardziej irracjonalne, które w
moim odczuciu właśnie są po to, żeby
czytelnikowi zapała się czerwona lampka, że coś tu dziwnego będzie się
działo. Kolejny raz autor rzuca ochłapy historii miejsca, które stworzył, na
podstawie których usilnie próbujemy wymyślić cokolwiek, jakkolwiek składając
wszystko do kupy. Przy tym mocno grając na emocjach, trochę irytując, ale
ostatecznie sprawiając, że wierzymy we wszystko, co zostanie nam podsunięte pod
nos. Bartholomew jest miejscem do przesady tajemniczym, a wydarzenia, do
których w nim dochodzi są jakby zupełnie wyrwane z rzeczywistości – przy których
ja cały czas miałam wątpliwości, czy to się dzieje, czy to jest jakiś sen albo
urojenia.
Miałam okazję poznać już styl kreowania fabuły przez
Sagera przy okazji, również wspaniałego, Wróć przed zmrokiem. Wydaje mi się, że
to wpłynęło na moją większą świadomość, w którą stronę ta historia może iść i
czego mogę się po niej spodziewać. Prawdopodobnie przez to ostatecznie moje
doznania były nieco mniejsze niż przy pierwszym spotkaniu z autorem, ale już
Was uspokajam – nie ma się o co martwić, bo zakończenie jest zupełnie nie do
przewidzenia i i tak robi duże wrażenie.
Zamknij wszystkie drzwi to powieść złożona pod
względem gatunkowym. Jedni mówią, że bliżej jej do powieści grozy, horroru, a
ja osobiście uważam ją bardziej za thriller, dreszczowiec. Oczywiście z
elementami grozy, jednak one nie dominują w fabule. Zupełnie obiektywnie
patrząc na wydarzenia, do których dochodziło w Bartholomew, to przez znaczną
większość książki działo się tam niewiele. Ale uwaga czytelnika skupiona jest
na gonieniu przysłowiowego zajączka po mrocznych korytarzach hotelu i to ten
klimat odgrywa tutaj pierwsze skrzypce. Musicie przeczytać tę książkę, żeby na
własnej skórze sprawdzić, o co mi tak właściwie chodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz