To po prostu trzeba przeczytać!
Wiem, że wśród was jest wiele osób, które nie wierzy
w książki bardzo popularne w danym czasie. W ostatnich miesiącach wyjątkowo
głośno zrobiło się o tej hiszpańskiej trylogii kryminalnej. Ja na szczęście
zdążyłam ją zacząć jeszcze przed tym szumem, w którym zresztą sama biorę udział
promując tę serię. Teraz pewnie bym z nią dalej zwlekała, unikałabym jej jak
ognia, dopóki instagram trochę nie ochłonie, nie ostygnie. Możecie mi nie
wierzyć, ale piszę to całkowicie szczerze – to jedna najlepszych trylogii, jakie
kiedykolwiek miałam okazję przeczytać. I to nie w tym problem, że niewiele ich
przeczytałam. Powiedziałabym, że zaczęłam mnóstwo serii, nie wszystkie chciało
mi się ciągnąć dalej, a zaledwie garstka została na dłużej w mojej głowie z
wspomnieniami literackiego spełnienia.
Teraz, kiedy na chłodno myślę o książkach Sáenz de
Urturi, nie potrafię wyróżnić jednego elementu, który sprawił, że tak
pokochałam tę serię. Mam wrażenie, że w tym przypadku wszystko miało wpływ na
mój tak pozytywny odbiór. Zaczynając od tego, że coraz bardziej doceniam wątki
obyczajowe w tego typu powieściach, o ile są jedynie urozmaiceniem do intrygi
kryminalnej, a nie grają pierwszych skrzypiec. Postaci stworzone przez autorkę
dawały się lubić, a w czasie tej wspólnej przygody trochę się do nich
przywiązałam i byłam ciekawa, co tym razem ich spotka. Już nawet nie myśląc o
kryminalnych zagadkach i komplikacjach z nimi związanych, ale tak prywatnie –
jak rozwiną się ich relacje, co z tego będzie. Jednak nie mogę powiedzieć, że
motywy kryminalne w tych hiszpańskich powieściach nie były na najwyższym
poziomie. W Ciszy białego miasta autorka bardzo zaskoczyła mnie swoją
pomysłowością, a w dwóch kolejnych tomach – Rytuałach wody i Władcach czasu –
przeszła sama siebie. Każda z tych zagadek miała drugie dno i była ciężka do
rozszyfrowania bez dokładnego naprowadzania i podpowiedzi. W fabule nie
zabrakło cliffhangerów, dzięki którym przechodziło się jeszcze chętniej do
każdego kolejnego rozdziału.
We władcach czasów mamy dwie perspektywy czasowe,
które mnie na początku trochę irytowały. Nie potrafiłam zrozumieć o co chodzi,
bo jedna była współczesna, a druga mocno odbiegała czasowo. Nie wiem, na ile to
sprawka samego tłumaczenia i jak to wyglądało w oryginale, ale w tych
retrospekcjach dało się odczuć przerzucenie w przeszłość nawet przez styl,
język, którego używali bohaterowie. Jednak nie stanowiło to dla mnie większej
przeszkody, bo po dwóch tak doskonałych kryminałach zaufałam Sáenz de Urturi
bezgranicznie. Ostatecznie się nie zawiodłam i mimo że ten ostatni tom mocno
przesycony jest historią i potencjalnie może nudzić, to ja nadal świetnie się
przy nim bawiłam. Wyjątkowo lubię, kiedy w książkach pojawiają się książkowe
motywy. Autorka porządnie popuściła tutaj wodzę fantazji i dzieje się coś, co
początkowo też trudno było mi ogarnąć. Powiem tylko, że we Władcach czasu jest
książka Władcy czasu. Jak się okazuje, zbrodnie dokonywane są właśnie jako odwzorowanie
tych książkowych…
Za każdym razem, kiedy skończę jakąś dobrą serię,
jest mi wewnętrznie jakoś tak pusto i nieswojo. Tym razem też tam mam. Trochę
żałuję, że ta seria już się skończyła, ale na pocieszenie Netflix lada moment
wypuszcza ekranizację. Zdecydowanie polecam tę serię osobom, które nie boją się
literackich wyzwań i których nie nudzą rozbudowane opisy, a także wątki
społeczno-obyczajowe. Zapewniam, że motywy kryminalne są na pierwszym miejscu,
ale mnóstwo tu dodatków, które sprawiają, że te powieścią stają się bardziej
rzeczywiste, a postaci jeszcze bardziej ludzkie.
Tytuł oryginału: Los seniores del tiempo
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 26 lutego 2020
Moja ocena: 8/10
Dziękujemy za wartościową recenzję . Trylogia nie jest na tyle popularna na ile zasługuje . Odbiega swoją złożonością od powieści kryminalnych dominujących na polskim rynku księgarskim
OdpowiedzUsuń