03 kwietnia

Ostatnie słowo | Agnieszka Pietrzyk

 

Muszę, bo się uduszę.


Ostatnie słowo jest drugą książką Agnieszki Pietrzyk, jaką miałam okazję czytać. Zaczęłam od Lasu zaginionych, który zrobił na mnie naprawdę dobre wrażenie, ale teraz autorka totalnie pozamiatała. Ta książka tak wwierciła mi się w głowię, że mimo długiego nieblogowania, stwierdziłam, że muszę jednak napisać o niej coś więcej, niż Instagram przewiduje. Ta historia była świetnie skonstruowana, nieszablonowa i momentami bardzo myląca (ale tutaj akurat w pozytywnym znaczeniu) i od momentu jak ją skończyłam mam ochotę wciskać ją każdej napotkanej osobie.

 

Wcale nie łatwo będzie mi o niej opowiedzieć tak, żeby zachęcić Was do sięgnięcia po nią, ale też nie zdradzić za dużo, żeby nie popsuć frajdy z czytania i wchodzenia w tę opowieść. Na dobrą sprawę mamy tutaj dwie historie – jedną przedstawioną w czasie rzeczywistym, a drugą, która jest pisana przez Williama, bohatera tej pierwszej. Motyw książki w książce jest niezłym rarytasem, ale mam wrażenie, że żeby faktycznie zaangażować czytelnika, trzeba mieć konkretny i dopracowany pomysł na fabułę. Pietrzyk go zdecydowanie miała.

 

Zaczynamy od Williama Krigera, który jest wyjątkowo tajemniczą postacią. Mieszka sam z dala od ludzi, a na życie zarabia jako ghost writer – pisze na zlecenie pierwsze rozdziały książek. Kiedy zgłasza się do niego Weronika nic nie wskazuje na to, że sprawa potoczy się inaczej niż zazwyczaj. A jednak. Mimo zrealizowanego zlecenia kobieta coraz mocniej naciska na to, by William napisał dla niej coś jeszcze, dalej poprowadził tę tajemniczą historię. Staje się naprawdę uporczywa i nie pozwala mu normalnie funkcjonować, co powoli doprowadza go do obłędu. W międzyczasie zaglądamy do historii, nad którą pracuje Kriger. Jest mroczna, sporo w niej tajemnic i bije od niej małomiasteczkowy klimat. Mamy zaginięcie dziewczynki i jej poszukiwania – ale żadnych punktów zaczepienia.

 

Pietrzyk zrobiła naprawdę niezłą robotę przy tej książce. Nie spodziewałam się, że ta historia okaże się tak angażująca i ciekawa, że tak bardzo zaintryguje mnie sprawa zaginięcia, ale też postać samej Weroniki. Czytając te dwie historie czasami miałam wrażenie, że zlewają mi się w jedno, że zaczynam już tracić orientację, która historia była tą wymyśloną na potrzeby zlecenia, a która była rzeczywistością. I mimo że to brzmi jak przytyk, to ostatecznie to była ogromna zaleta tej opowieści. Dzięki temu mogłam osobiście wejść w ten emocjonalny labirynt pełny pułapek, ślepych zaułków i tajemnic. No bo właśnie – tych emocji też jest tu całkiem sporo. Z jednej stronny udzielają się emocje Williama i zaczyna się wchodzić w takie negatywne i momentami aż wrogie nastawienie względem Weroniki, a z drugiej strony mamy rozdzierające serce zaginięcie, które jeszcze bardziej oddziałuje przez to, że po prostu się stało, nikt nie wie gdzie i jak. Konsekwencje tych wszystkich wydarzeń doprowadzają do naprawdę zaskakującego finału, który ze mną pozostanie na długo.

 

To naprawdę jedna z bardziej nieszablonowych i nieoczywistych książek, jakie czytałam w ostatnim czasie. Jeżeli miałabym Was namówić na jedną marcową premierę, to myślę, że postawiłabym właśnie na Ostatnie słowo.


 



Wydawnictwo: Czwarta Strona Kryminału

 Data wydania: 13 marca 2024

Moja ocena: 8+/10




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.