Doskonałe to było.
Historia wykreowana przez Kalinowskiego jest
niezwykle magnetyczna. Przyciąga nie tylko skrzętnie uplecioną intrygą,
zbudowaną na sekretach i obawach, ale też zagadkowością i aurą niepokoju. To
jedna z tych opowieści, które uwierają sumienie i nie dają o sobie zapomnieć
długo po przeczytaniu. Miejsca cieniste nie są kolejnym thrillerem, w którym
mamy trupa i biegniemy przez kolejne strony i rozdziały, żeby tylko dowiedzieć
się, kto faktycznie stał za zbrodnią. Kalinowski zawiesił swoich czytelników w
niepewności. Stworzył opowieść, w której podstawą są bohaterowie – ich
zachowania, relacje i problemy dnia codziennego – wokół których dzieje się całe
zło.
Witek z pozoru jest wymarzonym mężem, tworzą z
Anną niemal idealną rodzinę, jak z obrazka. Jednak kiedy Witek decyduje się
przyjąć pod swój dach przyjaciela z dawnych lat, który właśnie wyszedł z
więzienia, Anna jest przerażona. Przez lata Krzysztof był tylko odległym
cieniem, historią z przeszłości. Od dziś będą dzielić z nim dom. Zaczyna się
walka z dyskomfortem, ciekawością i obawami. Traf chce, że kilka dni po
pojawieniu się mężczyzny w okolicy ginie dziesięcioletnia Iga, a życie jej
rodziców – Łukasza i Pauli – przeradza się w piekło.
Głównym wątkiem Miejsc cienistych jest zaginięcie
dziesięcioletniej dziewczynki, która dosłownie rozpływa się w powietrzu. Sprawa
wydaje się trudna, brakuje punktów zaczepienia, a autor utrzymuje czytelników w
niepewności do samego końca, naprzemiennie podrzucając i zabierając nadzieję na
odnalezienie dziewczynki. Niezwykle ciekawe w poznawaniu kolejnych rozdziałów
książki było obserwowanie zmian, które zachodziły w bohaterach na skutek
różnych trudności dodawanych do ich życia. Oczywiście myślę tutaj o zaginięciu
Igi, ale także o pozostałych wydarzeniach, które ujawniały te cieniste miejsca
w osobowości każdego z bohaterów. Kalinowski poświęcił wiele uwagi na to, by
dopracować portrety swoich bohaterów, ale jednocześnie stworzył historię, która
wydaje się niezwykle realna i prawdopodobna, a do tego wyjątkowo niewygodna. Można
pewnie powiedzieć, że fabule momentami brakuje dynamiki, że stosunkowo mało się
w niej dzieje, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że to cała psychologia buduje
klimat tej powieści i to ona napędza do dalszego czytania. Wyjątkowo głębokie portrety
bohaterów sprawiają, że wchodzi się w tę historię niemal osobiście, a
zaginięcie dziewczynki uderza w te najbardziej czułe struny.
Czytałam książkę Kalinowskiego, jak jeszcze się
tworzyła. Więc trochę na raty, w innej kolejności. Obiecuję sobie teraz, żeby
przeczytać ją niedługo jeszcze raz, ale już tak od początku do końca, żeby
przeżyć to wszystko ponownie i jeszcze mocniej wczuć się w jej klimat.
Uwielbiam takie thrillery, bo nie ma w nich niczego pewnego, a emocje, które
towarzyszą czytaniu ciężko wyrazić słowami. Trudne i niewygodne tematy zawsze
doprowadzają mnie do miejsca, w którym sama zaczynam się zastanawiać, co
właściwie zrobiłabym będąc na miejscu bohaterów. Tutaj dochodzi jeszcze rodzicielstwo,
zaginięcie dziecka i aż włos jeży mi się na głowie, jak dochodzę do tej myśli –
co by było, gdyby moje dziecko zaginęło, do czego byłabym zdolna i ile cienistości
wypuściłabym z siebie.
Uważajcie na Kalinowskiego, bo emocjonalnie może
Was poćwiartować. Miejsca cieniste to jego debiut, po którym wcale się tego nie
czuje. Teraz nie pozostaje mi nic innego niż czekać na jego kolejne książki, a
z tak wysoko zawieszoną poprzeczką i oczekiwaniami czytelników pewnie łatwo mu
pisać nie będzie…
Wydawnictwo: Znak Crime
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz