26 marca

#519. Czarny Lampart, Czerwony Wilk | Marlon James

 

To była wyjątkowo trudna książka.


Jestem przyzwyczajona do książek, które są łatwe – nie dość, że pisane prostym językiem, to jeszcze cała kreacja fabuły i bohaterów jest łatwo przyswajalna, ale też przewidywalna. Wiedziałam, że Czarny lampart, czerwony wilk będzie powieścią inną, niż wszystkie te, które do tej pory czytałam, ale nie spodziewałam się tak kolosalnej różnicy.

 

Nie znałam wcześniej Marlona Jamesa, nie czytałam jego książek, chociaż widziałam, że wcześniej był już nagradzany za swoją twórczość. To było moją podstawą do tego, żeby mieć nadzieję, że jego najnowsza powieść przypadnie mi go gustu. I przyznam szczerze, że najpierw wystraszyła mnie objętość, a później lekko odrzucił trudny styl książki. No i ta obietnica fantasy, które właściwie nie wiem czym jest, bo w ogóle w takich gatunkach się nie poruszam, też nie zapowiadała nic dobrego. Ze strony na stronę coraz bardziej się do tej książki przekonywałam, szczególnie przez dziwną i tajemniczą aurę tej opowieści. Łatwiej nie było, ba, nawet z czasem robiło się coraz ciężej – mnóstwo bohaterów, różnych historii, które czasami wprawiały mnie w zagubienie i zakłopotanie. Poza tym myślę, że mało jest mnie w stanie zaskoczyć, ale to, co James wyprawiał w tej fabule było dla mnie w ogóle nie do przewidzenia. Tego poziomu brutalności i tak krwawych wydarzeń tutaj się nie spodziewałam. Mnie to nie odstraszyło, ale jestem pewna, że wrażliwsi mogą czuć się nieswojo czytając liczne fragmenty opisujące napaści seksualne.

 

Ale trochę się zakochałam w stworzonym przez autora świecie, w jego bohaterach i w tych wydarzeniach. Wszystko tak zupełnie inne od tego, do czego jestem przyzwyczajona w książkach. James zapewnił mi literackie doznania z palety, o której do tej pory nie miałam pojęcia. Mnóstwo obaw na początku przerodziło się w moim przypadku w zaciekawienie i chęć poznawania kolejnych etapów śledztwa, kolejnych postaci na naszej drodze. Taki magiczny, trochę oniryczny klimat sprawił, że rozpłynęłam się w tej gęstwinie.

 

Wydawnictwo Echa kolejny już raz pokazało mi, jak wyglądają książki na najwyższym literackim poziomie. Które wymagają od czytelnika znacznie więcej niż odbębnienia treści od okładki do okładki. Tak jak Kształt ruin okazał się najlepszą książką ubiegłego roku w moim osobistym rankingu przeczytanych książek, tak Czarny lampart, czerwony wilk też na pewno zajmie wysoką lokatę w tym roku. Przed zabraniem się za nią miejcie świadomość, że musicie poświęcić jej dużo czasu i cierpliwości, żeby dostać od niej chociaż odrobinę satysfakcji z lektury. Jest ciężka, trudno się ją czyta, ale jest w niej jakaś taka magia, która wciąga w ten wykreowany przez Jamesa świat. Nie żałuję ani minuty, którą poświęciłam na przeczytanie tej powieści. Trochę ją kocham, a trochę jej nienawidzę, ale nie mogę się doczekać kolejnych tomów!






Tytuł oryginału: Black Leopard, Red Wolf
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Echa
Data wydania: 24 marca 2021
Moja ocena: 7/10
Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Wydawnictwu Echa


1 komentarz:

  1. >Tego poziomu brutalności i tak krwawych wydarzeń tutaj się nie spodziewałam<

    + wulgarności i seksu w najróżniejszych konfiguracjach (także ludzko-zwierzęcych). Taka konwencja - to podgatunek fantasy zwany grimdarkiem. Jeśli Ci się ten klimat spodobał, to polecam słowiański grimdark Jacka Komudy: "Jaksa" (są dwie części, powieść "Jaksa, Bies idzie za mną" i zbiór opowiadań "Jaksa"). Nieco mniejsze natężenie wulgarności i seksu, lżej napisane, fajny klimat quasi-słowiański.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.