To jest seria, którą musicie przeczytać.
J.D.Barker zachwycił mnie kiedyś Czwartą małpą. Później przyszedł czas na Piątą ofiarę, która mam wrażenie, że była jeszcze lepsza od poprzedniczki. Kiedy nadeszła chwila na Szóste dziecko i zakończenie tej trylogii niby byłam strasznie podniecona tą premierą, ale ostatecznie jakoś nie spieszyło mi się do przeczytania ostatniego tomu... Trochę jakbym zapomniała, że ta seria jest TAK GENIALNA. A jak już zebrałam się w sobie i zaczęłam czytać, to skończyłam praktycznie przy jednym dłuższym posiedzeniu. To było fenomenalne czytelnicze doznanie. I już teraz was informuję, że to będą kolejne – zaraz po Nocnym filmie – książki, które będę wpychać wam do gardeł przy każdej nadarzającej się okazji.
Jestem totalnie rozbita emocjonalnie po przeczytaniu
tego zakończenia. Można się było domyślić, że Barker nie będzie się pieścił w
tańcu i porządnym impetem zakończy swoją serię. To było dokładnie to, czego
potrzebowałam i przy okazji też oczekiwałam. W kwestii brutalności i pomysłów
na pokręcone i lekko odrażające elementy autor nadal trzyma swój poziom.
Zaskakuje pomysłami, ale przedstawienie i ujawnienie kolejnych fragmentów
układanki utrzymuje cały czas na bardzo wysokim poziomie. Mamy kilka linii
czasowych, w tym jedną w formie pamiętnika, i przedstawienie wydarzeń z
perspektywy różnych bohaterów. I chociaż nie ma tu rozbudowanej warstwy
obyczajowej, to każda z postaci stworzona została tak, żeby chociaż trochę się
z nią zżyć. Mamy też dwa trochę umowne obozy – tych dobrych i tych złych.
Umowne, bo w powieściach Barkera nic nie jest czarne albo białe, a mnóstwo tam
różnych odcieni szarości. Osobiście też nie trafiłam na żadną postać, która
wydałaby mi się nijaka – jako czytelnik mocno zaangażowany w śledztwo i
rozwiązanie sprawy, albo darzyłam sympatią poszczególnych bohaterów, albo zupełnie
nie przypadli mi do gustu.
Barker to wszystko sobie dobrze zaplanował. Rozdziały
pisane z różnych perspektyw przeważnie zakończone cliff hangerami sprawiają, że
zaczęcie kolejnego rozdziału po prostu kusi. Kiedy wchodzi się w fabułę i
wydarzenia konkretnego fragmentu mówi się „jeszcze jedna strona” i doczytuje
ostatecznie rozdział do końca. Później znowu urwanie tematu w najlepszym
momencie i zaczynamy kolejny rozdział. To po prostu tak działa do momentu, aż
skończysz książkę, więc żeby nie było zaskoczeń, że nie uprzedzałam. Przy
okazji już dawno nie czytałam tak dynamicznej książki, w której praktycznie
cały czas coś konkretnego by się działo. Biorąc pod uwagę, że warstwa
obyczajowa nie jest rozbudowana, a książka ma ponad 500 stron, to wyobraźcie
sobie, jak inteligentnym i zaradnym autorem jest Barker.
Po prostu przeczytajcie tę serię, a później możecie
mi podziękować, że was namówiłam! A ja teraz będę czekać na kolejne książki
Barkera – trochę ze smutkiem, trochę z ekscytacją i ciekawością, co jego
kolejne powieści przyniosą.
Książka faktycznie jest dobra, ale po jej przeczytaniu pozostał pewien niedosyt, a niektóre sprawy nie zostały wyjaśnione. Przede wszystkim, co oznacza ósemka wytatuowana na kilku ofiarach i narysowana na kartkach tomiku poezji ? Skoro ojciec Bishopa nie zginął, to co się z nim stało, dlaczego zostawił swojego syna ? No i o co chodzi z tym tytułem "Szóste dziecko" ? "Ojcze, przebacz mi" - przesłanie zabójcy też nie jest dla mnie jasne. Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie intryguje a mianowicie co sprawiło, że Porter nagle doszedł do cudownej konstatacji, że to właśnie Kloz jest wspólnikiem Bishopa ? Dużo jest pytań i być może (mam taką nadzieję) jest tak, że wbrew temu, co napisał autor to "Szóste dziecko" nie jest jednak ostatnią książką z serii 4MK.
OdpowiedzUsuńSkończyłam dzisiaj książkę i jestem zachwycona - zdecydowanie moja ulubiona seria kryminalna. Zastanawia mnie jedna rzecz - na końcu, stojąc w łazience, Bishop wyglada przez okno i wymienia wszystkich bohaterów, których widzi, wszystkich oprócz Kloza. Czyli może to oznaczać, ze zakończenie nie jest oczywiste i to nie Porter pociągnął za spust 🤔
OdpowiedzUsuń