29 listopada

#508. Kształt ruin | Juan Gabriel Vásquez

Jedna z lepszych książek tego roku.

 

Unikam książek, które otrzymują nagrody lub są do nich nominowane. Nie lubię też grubych książek, takich, które mają mocno powyżej 400 stron. Nie przepadam też za powieściami z wątkami autobiograficznymi. Jak widzicie miałam trochę nastawienie na nie zanim zabrałam się za Kształt ruin. Namówiło mnie kolumbijskie pochodzenie autora, bo to totalnie nowy dla mnie literacko rejon, ale też sam temat, który wpasowuje się jednak w moje zainteresowania. Ludzka ciekawość też zrobiła swoje, bo zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po takiej powieści, jaką podróż zaserwuje mi autor. I przyznam szczerze, że gdyby nie polecenie bezpośrednio z wydawnictwa, ta książka leżałaby latami na moich półkach. A tak, dzisiaj mogę powiedzieć, że to jedna z ciekawszych książek jakie przeczytałam w ty roku.

 

Juan Gabriel Vásquez zaserwował mi mnóstwo nowych literackich doświadczeń i sprawił, że na długo nie zapomnę o tej książce. Co więcej – sprawił, że mam ochotę na głębsze wejście w ten kolumbijski świat, zaczynając nawet od reportaży o Escobarze, który też niejednokrotnie wspominany był w fabule tej powieści. Na dobrą sprawę nie wiem jak mówić o tej książce. Dzięki niej weszłam w zupełnie nowy rejon literatury, który mam wrażenie, że jednak jest trochę bardziej poważny i dostojny w porównaniu do tego, co zazwyczaj czytam. Więc jak uporządkować myśli i spisać je, żeby przez przypadek nie zrobić krzywdy tej powieści?

 

Kolumbia kojarzy mi się wyłącznie z narkotykami i lasami tropikalnymi. Vásquez umożliwił mi wejście w jej historię, ale zrobił to w taki sposób, że rzeczywiście mnie zainteresował, że chciało mi się to czytać i poznawać kolejne fakty o tym odległym państwie. I mimo że rzeczywiście mnóstwo w niej danych historycznych i przy okazji autobiograficznych samego autora, to cała opowieść została sklejona dzięki elementom fikcyjnym. Największym komplementem, jaki mogę zaserwować Vásquezowi to to, że w trakcie i po przeczytaniu Kształtu ruin grzebię w internecie i oddzielam prawdę od tej jego literackiej fikcji. Oczywiście w miarę możliwości. W tej powieści autor jawi się czytelnikowi jako naoczny świadek brutalnej zbrodni, który na własną rękę zaczyna prowadzić śledztwo. Jego relacja brzmi jak opowieść – jest bezpośrednia, ale i bogata w różne szczegóły, w tym także z życia prywatnego. Nie powiem, że jest to historia, która czyta się szybko i łatwo – to jedna z bardziej wymagających książek, na jakie trafiłam w ostatnim czasie, ale nie żałuję żadnej minuty, którą nad nią spędziłam.

 

Zupełnie nie wiem, w jakiej kategorii powinna znajdować się ta powieść. Czy kategoryzować ją jako thriller, może jako powieść historyczną albo autobiograficzną? Mam wrażenie, że każda z tych łatek zrobi jej trochę krzywdę przez to, że czytelnik wyrobi sobie swoje wyobrażenie na jej temat jeszcze zanim po nią sięgnie. A później może być zawód, bo za mało zwrotów akcji, bo za dużo elementów wymyślonych przez autora… Jeżeli lubicie opowieści, bo tak właśnie nazwałabym jej formę, chcecie wejść głębiej w kolumbijski świat pełny niebezpieczeństw, spisków i przemocy, to to jest książka dla was. Gwarantuję, że dostarcza dawkę emocji niczym rasowy thriller, a opiera się na wydarzeniach rzeczywistych. Nic lepszego już na pewno nie przeczytam w tym roku, a przy okazji to była jedna z lepszych moich lektur tych minionych jedenastu miesięcy. I jedyne o czym sobie marzę po skończeniu tej książki, to film albo serial na jej podstawie. Potrafię sobie wyobrazić, jak doskonale by się to oglądało.

 




Tytuł oryginału: La forma de las ruinas
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 25 listopada 2020
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.