Jedna z lepszych książek tego roku.
Unikam książek, które otrzymują nagrody lub są do
nich nominowane. Nie lubię też grubych książek, takich, które mają mocno
powyżej 400 stron. Nie przepadam też za powieściami z wątkami autobiograficznymi.
Jak widzicie miałam trochę nastawienie na nie zanim zabrałam się za Kształt
ruin. Namówiło mnie kolumbijskie pochodzenie autora, bo to totalnie nowy dla
mnie literacko rejon, ale też sam temat, który wpasowuje się jednak w moje
zainteresowania. Ludzka ciekawość też zrobiła swoje, bo zupełnie nie wiedziałam
czego spodziewać się po takiej powieści, jaką podróż zaserwuje mi autor. I
przyznam szczerze, że gdyby nie polecenie bezpośrednio z wydawnictwa, ta
książka leżałaby latami na moich półkach. A tak, dzisiaj mogę powiedzieć, że to
jedna z ciekawszych książek jakie przeczytałam w ty roku.
Juan Gabriel Vásquez zaserwował mi mnóstwo nowych
literackich doświadczeń i sprawił, że na długo nie zapomnę o tej książce. Co
więcej – sprawił, że mam ochotę na głębsze wejście w ten kolumbijski świat,
zaczynając nawet od reportaży o Escobarze, który też niejednokrotnie wspominany
był w fabule tej powieści. Na dobrą sprawę nie wiem jak mówić o tej książce. Dzięki
niej weszłam w zupełnie nowy rejon literatury, który mam wrażenie, że jednak
jest trochę bardziej poważny i dostojny w porównaniu do tego, co zazwyczaj
czytam. Więc jak uporządkować myśli i spisać je, żeby przez przypadek nie
zrobić krzywdy tej powieści?
Kolumbia kojarzy mi się wyłącznie z narkotykami i
lasami tropikalnymi. Vásquez umożliwił mi wejście w jej historię, ale zrobił to
w taki sposób, że rzeczywiście mnie zainteresował, że chciało mi się to czytać
i poznawać kolejne fakty o tym odległym państwie. I mimo że rzeczywiście
mnóstwo w niej danych historycznych i przy okazji autobiograficznych samego
autora, to cała opowieść została sklejona dzięki elementom fikcyjnym.
Największym komplementem, jaki mogę zaserwować Vásquezowi to to, że w trakcie i
po przeczytaniu Kształtu ruin grzebię w internecie i oddzielam prawdę od tej
jego literackiej fikcji. Oczywiście w miarę możliwości. W tej powieści autor
jawi się czytelnikowi jako naoczny świadek brutalnej zbrodni, który na własną
rękę zaczyna prowadzić śledztwo. Jego relacja brzmi jak opowieść – jest bezpośrednia,
ale i bogata w różne szczegóły, w tym także z życia prywatnego. Nie powiem, że
jest to historia, która czyta się szybko i łatwo – to jedna z bardziej
wymagających książek, na jakie trafiłam w ostatnim czasie, ale nie żałuję
żadnej minuty, którą nad nią spędziłam.
Zupełnie nie wiem, w jakiej kategorii powinna
znajdować się ta powieść. Czy kategoryzować ją jako thriller, może jako powieść
historyczną albo autobiograficzną? Mam wrażenie, że każda z tych łatek zrobi
jej trochę krzywdę przez to, że czytelnik wyrobi sobie swoje wyobrażenie na jej
temat jeszcze zanim po nią sięgnie. A później może być zawód, bo za mało
zwrotów akcji, bo za dużo elementów wymyślonych przez autora… Jeżeli lubicie
opowieści, bo tak właśnie nazwałabym jej formę, chcecie wejść głębiej w
kolumbijski świat pełny niebezpieczeństw, spisków i przemocy, to to jest
książka dla was. Gwarantuję, że dostarcza dawkę emocji niczym rasowy thriller,
a opiera się na wydarzeniach rzeczywistych. Nic lepszego już na pewno nie
przeczytam w tym roku, a przy okazji to była jedna z lepszych moich lektur tych
minionych jedenastu miesięcy. I jedyne o czym sobie marzę po skończeniu tej
książki, to film albo serial na jej podstawie. Potrafię sobie wyobrazić, jak
doskonale by się to oglądało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz