METRYCZKA
Imię: Przemysław
Nazwisko: Chojecki
Znak zodiaku: Wodnik
Wzrost: 182 cm
Dorobek literacki: “Bystry potok”,
“Plac Zbawiciela”
Ulubiona książka: “Wiersze zebrane”
Kawafis
Rude recenzuje: Dlaczego życie na emigracji tak bardzo przyciąga?
Przemysław Chojecki: Nowe i
inne zawsze przyciąga. Moja emigracja była spowodowana ciekawością i chęcią
sprawdzenia się.
RR: Sprawdziłeś się?
PC: Sprawdziłem się. (śmiech)
Spełniłem się w tym, co robiłem. Zrobiłem magisterkę i doktorat w Paryżu, a
potem przez dwa lata prowadziłem badania na Uniwersytecie w Oksfordzie w
Wielkiej Brytanii. Przez te siedem lat na emigracji nauczyłem się bardzo dużo i
cieszę się, że z tą wiedzą wróciłem do Polski.
RR: W jakim wieku zdecydowałeś się wyjechać i co właściwie Cię do tego skłoniło?
PC: Mój wyjazd wyszedł
przypadkiem. Gdy byłem na drugim roku studiów, profesor, która prowadziła
seminarium, na które uczęszczałem, zapytała czy nie chciałbym wyjechać do
Francji, bo mógłbym się dzięki temu szybciej rozwijać naukowo. Szybko się
zgodziłem, a pół roku później obudziłem się w Paryżu (śmiech). Na początku mój
wyjazd był bardzo chaotyczny. Pierwszy rok spędziłem na Erasmusie w Paryżu,
drugi rok także spędziłem w Paryżu tym razem w ramach programu na podwójny
dyplom magisterski. Następne trzy lata robiłem doktorat w Paryżu, a potem przez
dwa lata pracowałem na Uniwersytecie w Oksfordzie. To już były świadome decyzje
(śmiech).
RR: Brzmi to poważnie i wygląda na to, że nie miałeś czasu się nudzić. Czy mimo wszystko zdarzały się Ci kryzysy, że nie miałeś na nic ochoty, spowodowane tęsknotą za ojczyzną i najbliższymi znajomymi?
PC: Oczywiście, że miałem
kryzysy! Najtrudniejszy dla mnie był pierwszy rok we Francji, bo wtedy po raz
pierwszy znalazłem się z dala od rodziny i przyjaciół, w dodatku w obcym kraju,
którego języka niemalże nie znałem. Dopiero z czasem, gdy nauczyłem się francuskiego
i znalazłem nowych znajomych oraz oswoiłem dla siebie Paryż, poczułem się
dobrze. Od drugiego roku na emigracji kryzysy zdarzały mi się już rzadko i
trwały krótko. Były to najczęściej tęsknoty za powrotem, za znajomymi i
uczucie, że mnie coś omija.
RR: Opis Twojej książki ściśle sugeruje, że jest ona o emigracji, a jednak poruszasz się w niej po znacznie szerszym terenie, bo pojawia się cała masa rozważań życiowych, bardziej filozoficznych. Jakie zadanie ma pełnić takie bardzo konkretne ukierunkowanie czytelnika na tematykę emigracyjną?
PC: Masz rację, jest wiele
wątków w “Placu Zbawiciela”. Emigracja była dla mnie kluczowym wątkiem, bo
podczas pisania książki mieszkałem wciąż w Wielkiej Brytanii i zastanawiałem
się co dalej. Gdy pisałem, nie byłem jeszcze pewny czy wrócę. To dopiero
okazało się w trakcie pracy nad książką. Dlatego wszystkie rozważania życiowe
wyniknęły z chęci przemyślenia: wracać czy nie wracać.
RR: Powrotem z emigracji zaczynasz nowy rozdział w życiu. Dlaczego zależało Ci na zamknięciu poprzedniego?
PC: Powrót zdecydowanie jest
zamknięciem poprzedniego rozdziału - emigracyjnego - ale jest też nowym
początkiem. Wróciłem do Warszawy, którą z jednej strony dobrze znam, bo tutaj
mam rodzinę i znajomych, ale wracam po latach zmieniony, z nowymi
doświadczeniami, a do tego sama Warszawa intensywnie się zmieniała.
Chciałem wrócić z wielu przyczyn: dla stabilizacji, by wykorzystać
zdobytą wiedzę we własnym kraju, dla rodziny i przyjaciół, dla polskiej
kultury.
RR: Dlaczego upatrzyłeś sobie plac Zbawiciela? Często można Cię tam spotkać?
PC: Tak, mieszkam w pobliżu i
często spotykam się na placu Zbawiciela ze znajomymi. Dlatego było to naturalne
miejsce dla fabuły książki. Na placu Zbawiciela można zobaczyć cały przekrój
Warszawy i Polski.
RR: A dlaczego zdecydowałeś się na zatajenie wszelkich informacji o swoim rozmówcy? Dlaczego nie chciałeś, żeby czytelnik sobie go wyobrażał?
PC: Przez ten zabieg chciałem,
by czytelnik skupił się na samej rozmowie między bohaterami.
RR: Przez długi czas zwiedzałeś świat. Jakie były najciekawsze miejsca, które osobiście miałeś okazję odwiedzić?
PC: Najpiękniejszym miastem,
które widziałem, było zdecydowanie Kioto w Japonii: cudowna architektura,
tradycja, pięknie położone - góry, morze, rzeka. Silne emocje wzbudził we mnie
także Mumbaj w Indiach przez hałas, chaos, nierówności społeczne, a to wszystko
w klimacie tropikalnym.
RR: Zmierzysz się ze swoją „nową rzeczywistością” na kartach kolejnej powieści?
PC: Tak (śmiech).
Przepracowuję to, co mnie spotyka, w książkach. Rzeczywiście w tym momencie mam
już zarys trzeciej powieści - znacznie bardziej klasycznej, która w całości
będzie działa się we współczesnej Warszawie. Na razie nic więcej nie mogę
powiedzieć.
RR: Gdzie pisałeś Plac Zbawiciela - w Polsce czy za granicą?
PC: W całości napisałem “Plac
Zbawiciela” w Oksfordzie w Wielkiej Brytanii. Tęskniłem i pisałem. (śmiech)
RR: Myślisz, że przez tę tęsknotę wyszło bardziej wiarygodnie?
PC: Myślę, że mniej (śmiech).
Tęsknota powoduje, że idealizujemy - dotyczy to w równym stopniu miejsca, jak i
rzeczy czy osób, i równie dobrze odnosi się do relacji międzyludzkich.
RR: Skąd w ogóle wziął Ci się pomysł na napisanie książki?
PC: Piszę regularnie od blisko
dwunastu lat. Na początku były to opowiadania i wiersze. Od wyjazdu do Francji
regularnie prowadzę dziennik. Gdy zamieszkałem w Anglii, poczułem, że przyszedł
czas na powieść. Był to naturalny proces. Swoją drogą “Plac Zbawiciela” to moja
druga powieść. Moim debiutem był “Bystry potok”, który ukazał się w zeszłym
roku. Jest bardziej chaotyczny i głównie traktuje o młodości. Chciałem w nim
przepracować Paryż.
RR: A skąd myśl, że obcy Ci ludzie będą chcieli poznać Twoją opinię o emigracji?
PC: Nie myślę o obcych
ludziach, gdy piszę. Piszę dla siebie.
RR: Rozmowy z Warszawą w tle. Czy one rzeczywiście kiedyś miały miejsce, czy są wytworem Twojej wyobraźni?
PC: Niektóre rozmowy
rzeczywiście się odbyły, ale większość to fikcja literacka. Nie nagrywam
znajomych, gdy rozmawiamy (śmiech).
RR: To akurat może i lepiej (śmiech). Te rzeczywiste rozmowy zainspirowały Cię do napisania książki w takiej formie?
PC: Tak, uwielbiam rozmawiać z
ludźmi i często rozmawiam. Dialog jest dla mnie bardzo ważny, bo dzięki niemu
mogę zrozumieć inne punkty widzenia. Chciałem, by forma “Placu Zbawiciela” to
odzwierciedlała, bo spotkania w cztery oczy przy kawie lub winie lubię najbardziej,
szczególnie gdy rozmawiam z bliską mi osobą i wychodzimy poza zwykły
small-talk.
RR: Poza samym tematem typowo wyjazdowym poruszasz też kwestie bardziej ogólne - życiowe. Nie obawiałeś się takiego literackiego obnażenia przed czytelnikami? Bo jednak książka zdradza dużo informacji o Tobie samym.
PC: Krótko mówiąc - nie. Nie
mam problemu z głębszym opisywaniem samego siebie. Myślę, że szczerość się
broni. Z resztą tak jak wspominałem wcześniej - pisząc nie myślę o tym, jak
zostanie to odebrane przez “czytelników”. Jeżeli już myślę o odbiorcach, to
tylko o najbliższych znajomych.
RR: To dlaczego decydujesz się na wydanie swojej twórczości i udostępnienie dla szerszego grona odbiorców?
PC: Wydaję, bo jestem otwarty
na dialog. Nie staram się odnieść “sukcesu” przez twórczość. Najważniejsze dla
mnie jest to, że dwie wydane powieści pozwoliły mi na poznanie nowych ludzi i
zebranie nowych doświadczeń. Byłem dwukrotnie w radiu. Pojawiają się kolejne
propozycje spotkań.
Wydawanie własnej twórczości widzę jako otworzenie się na innych. Daję
coś z siebie i, niezależnie czy będzie to skrytykowane czy polubione, na pewno
przyniesie jakąś zmianę. Nieprzewidywalne zmiany są dla mnie kluczowe, bo
dzięki nim życie jest fascynujące.
RR: Pierwszy rozdział Twojej powieści zbił mnie z tropu, bo to trochę taka książkowa incepcja. Co chciałeś uzyskać tym wprowadzeniem?
PC: Mówisz o motywie pisania
książki w książce? Było to dla mnie naturalne, bo tak to przeżywałem - pisałem
książkę, a jednocześnie myślałem o sobie, piszącym książkę.
RR: Dokładnie o to mi chodziło - na mnie taki zabieg działa jak płachta na byka (śmiech).
A teraz pytanie z innej beczki - wiem, że lubisz obserwować ludzi. Co daje Ci taka obserwacja?
PC: Inni ludzie to krzywe
zwierciadła, w których możemy sami się przejrzeć. Ostatecznie obserwowanie i
analizowanie innych służy mi jedynie do tego, by poznać lepiej siebie i świat.
RR: Co tak właściwie nadaje Twojemu życiu sens?
PC: Miłość. (śmiech)
RR: Masz jakiś sprawdzony sposób na odnalezienie jej w życiu?
PC: Nie mam gotowych wzorów.
Miłość przejawia się na wiele sposobów. Odnajduję ją w bliskich relacjach, ale
również w pracy nad rzeczami, które mnie pasjonują i w odkrywaniu świata. Ważne
jest dla mnie dzielenie się miłością i dobrem z innymi, bo to ostatecznie daje
poczucie, że życie ma sens.
Serdecznie dziękuję Przemkowi za rozmowę, a Was zachęcam do zaglądania do mojej opinii o Placu Zbawiciela tutaj i oczywiście do sięgania po książkę :)
Trochę skromności proszę nabrać. Nie jest Pan drugim Muskiem. Łatwiej wrócić i być 'gwiazda' niż zmierzyć się z konkurencją na najwyższym szczeblu
OdpowiedzUsuń"Ogarnołeś" ten wywiad choć w małej części?,czy po prostu hejtujesz z wrodzonej miłości do literatury?.Najprościej sięgnij po książkę i przeczytaj(ze zrozumieniem)
UsuńDawno nie czytałem czegoś równie żenującego. Bystry potok banałów, tępych myśli i samouwielbienia. Odrażające.
OdpowiedzUsuń