Tytuł: Najgorsze dopiero nadejdzie
Autor: Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 408
Data wydania: 28 września 2016
Cena katalogowa: 36,90 zł
Mam wrażenie, że jesień tego roku jest
wyjątkowa dla wszystkich książkoholików, a szczególnie tych po uszy zakochanych
w kryminałach. Lasy w grzyby nie obrodziły, ale za to rynek wydawniczy
zaskoczył kilkoma bardzo udanymi debiutami! Najgorsze dopiero nadejdzie
Roberta Małeckiego było wielką zagadką, bo była to książka trochę widmo - z
jednej strony piszą o niej jak o prawdziwym hicie, a z drugiej nigdzie jej nie
widać.
Ostatnim zleceniem Marka Benera -
toruńskiego dziennikarza - jest przygotowanie reportażu ze spalonego domu.
Okazało się, że w pożarze zginął dawny znajomy Benera. Zrozpaczona wdowa - a
przy okazji była narzeczona dziennikarza - kontaktuje się z nim prosząc go o
pomoc, jednak niedługo po tym znika bez śladu. W bohaterze odżywają dawne
wspomnienia, problemy osobiste zaczynają się kumulować, a teraz dochodzi
jeszcze kryminalna gra, w którą zostaje mimowolnie uwikłany.
Najgorsze dopiero nadejdzie nie jest klasycznym kryminałem. Autor
postarał się, aby jego debiut był wyjątkowy i widać gołym okiem, że wiele
poświęcił na jego dopracowanie. Poza samą zagadką kryminalną pojawiają się
wątki sensacyjne, które czasami nawet przeważają, nie wspominając o dreszczykach,
które zapewniły nutki thrillera. Początkowo było mi bardzo trudno wgryźć w
fabułę, która jak na złość wydawała się bardzo mozolnie wlec, ale w którymś
momencie nasza znajomość zaskoczyła, a ja nie mogłam się oderwać od książki -
całe szczęście. Z czystym sumieniem mogę się przed Wami przyznać, że gdybym nie
wiedziała, że ta powieść jest debiutem, to nigdy bym się tego nie domyśliła po
samej fabule. Treść co prawda spisana została prostym językiem, ale zawiłości i
nieprzewidywalność fabuły w ogóle nie wskazują na to, że Małecki nie ma na
koncie zacnego dorobku literackiego. A otwarte zakończenie doprowadziło mnie do
szaleństwa, bo już - jak najprędzej - chciałam wiedzieć co się dalej działo…
Bohatera głównego - Marka Benera - nie
polubiłam od razu, potrzebowałam trochę czasu na to, aby przekonać się, że nie
jest kolejną płytką i nic nieznaczącą osobą. Okazało się, że fajny z niego
facet tylko szkoda, że życie na każdym kroku bardzo go doświadcza i ciąży na
nim widmo przeszłości. Z jednej strony bagaż życiowy Benera jest czymś, co
urozmaica jego postać, jednak odnoszę wrażenie, że jest odrobinę schematyczny -
znaczna większość bohaterów powieści kryminalnych została naznaczona przez
życie, przez co też ich czyny są odważniejsze albo, w zależności od tego jak kto
to odbiera, bardziej bezmyślne. Marek jest bardzo wyrazisty i co najważniejsze
- rozwiązanie zagadek nie przychodzi do niego samo we śnie ani na jawie, a
facet ciężko pracuje na dojście do celu.
Ten debiut spokojnie mogę uznać za jeden z
najlepszych, które pojawiły się w tym roku na rynku wydawniczym, a może nawet
jeden z lepszych, które w ogóle miałam okazję czytać. Fenomenalnie wciągająca
fabuła i rozbudowane postaci są dowodem na to, że Małecki zna się na rzeczy.
Miejscowe wodolejstwo zupełnie mnie nie zniechęciło.
Mam też cichą nadzieję, że autor sprosta
wyzwaniu, które sam przed sobą postawił i jego kolejne książki będą jeszcze
lepsze!
Świetnie, że Ci się podobała, bo dostanę tę książkę na Gwiazdkę. :D Musiałam ją sobie zamówić u Mikołaja ze względu na miejsce akcji - pochodzę z Torunia, tak że nie było mowy o niezapoznaniu się z tą powieścią. :D
OdpowiedzUsuńKupiłaś mnie. Po raz kolejny. Kiedy ja to wszystko przeczytam?
OdpowiedzUsuńNajlepszy debiut powiadasz? :) No to może warto się skusić :D Tytuł brzmi zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Ja też nie lubię takich oklepanych bohaterów z bagażem życiowym. Od razu wiadomo czego się po nich spodziewać.
OdpowiedzUsuń