Kolejna książka Szczygielskiego, w której dzieje się
naprawdę dużo.
Przeczytałam prawie wszystkie książki, które do tej
pory napisał Szczygielski (do przeczytania zostaje mi jeszcze Krok trzeci, ale
wszystko w swoim czasie). Myślę, że mogę ocenić jego twórczość nieco bardziej
ogólnie, mając porównanie z innymi tytułami i patrząc na to, jak ta jego
kariera i umiejętności rozwijały się na przestrzeni lat. Powiem szczerze, że
pruszkowska trylogia, którą zadebiutował, miała dla mnie najbardziej
niepowtarzalny klimat, była zdecydowanie najbardziej brutalna i nadal mam do
niej ogromny sentyment. To było to, co lubię najbardziej. Muszę jednak
przyznać, że Szczygielski jest na tyle sprytnym autorem, że po tej wspomnianej
serii, za każdym razem, przy każdej kolejnej książce, balansuje na krawędzi
eksperymentowania i popisywania się wykorzystaniem nowych motywów, a pokazaniem
czytelnikom swoich znaków szczególnych. Czasami bardziej go zarzuci na stronę
eksperymentów, a czasami wyjdzie z niego więcej mroku, którym popisywał się w
pruszkowskiej trylogii.
Mam wrażenie, że Dolina cieni jest gdzieś tak trochę po
środku, ale jednak z przewagą eksperymentów. Sporo w niej mroku i tajemnic, ale
z drugiej strony chyba tym razem pojawiło się więcej motywów sensacyjnych,
bardziej dynamicznych, na które czasami przymknęłabym nawet trochę oko. Warto
wspomnieć, że Szczygielski w ogóle jest wyjątkowo dobry w cliff hangery i
wydaje mi się, że przy takiej bardzo żwawej akcji one jeszcze bardziej uderzają
w czytelnika, frustrując niesamowicie. To oczywiście jako element pozytywny, bo
finalnie kończy się książkę w jeden wieczór, bo w przeciwnym razie można zgnić
z ciekawości, co właściwie dalej się wydarzyło.
Możecie pomyśleć, że to spoiler, że już w opisie
dowiadujemy się, że główny bohater tej opowieści swingował własną śmierć i
zaczął sobie gdzieś życie od nowa, jako zupełnie inna osoba. Nie za bardzo
legalnie, łapiąc się jakiś podejrzanych zleceń… A no też tak myślałam. Jednak
po przeczytaniu całości wiem, że to nie jest kluczowa informacja. Ważna, bo
możemy już na wstępie domniemywać, że akcja będzie działa się tu i teraz, ale z
nawiązaniami do przeszłości. Bo dlaczego miałby w ogóle zdecydować się na
porzucenie swojego dotychczasowego życia w taki dramatyczny sposób? Pozwólcie,
żeby to już przekazał Wam Szczygielski. Jednak mam wrażenie, że to jego
najbardziej zakręcona, zagmatwana powieść, po której zupełnie nie wiadomo czego
się spodziewać. Przewidzenie akcji o kilka stron do przodu też jest zupełnie
niemożliwe. Dzieje się dużo, w zupełnie różnych warunkach, z postaciami, które
nigdy nie są ani białe, ani czarne.
To była dobra książka, która zapewniła mi czytelniczą
satysfakcję, chociaż na pewno nie powiem, żeby była moją ulubioną. Mogłabym
sobie trochę ponarzekać, że zabrakło mi w niej tego klimatu, za który bardzo
doceniam powieści Szczygielskiego, ale ta – w trochę innym wydaniu niż to, do
którego jestem przyzwyczajona – też była doskonała. Zmiana tożsamości i grzebanie
w przeszłości były najciekawszymi elementami tej całej karuzeli tajemnic, a to
ostatecznie doprowadziło do zakończenia, które mnie zaskoczyło. O tych wszystkich
zaskoczeniach po drodze już nawet nie będę wspominać. Dolina cieni to dobra
książka na rozpoczęcie przygody ze Szczygielskim, jeżeli jeszcze go nie znacie.
A jeżeli znacie, to mam wrażenie, że w ogóle nie muszę Was namawiać na
przeczytanie jego książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz