Płynąc na fali popularności Czarnobyla.
Nie byłam nigdy w Czarnobylu, nie widziałam też
najnowszego serialu HBO. Chociaż planuję nadrobić i wyjazd, i oglądanie, to
nadal brakuje mi na to czasu. Na książki też mi go brakuje, ale do nich
szybciej podchodzę, szczególnie jak dane zagadnienie mnie interesuje. Co roku
temat Czarnobyla zyskuje na popularności, szczególnie na przełomie marca i
kwietnia, a to bezpośrednio wynika z rocznicy awarii Czarnobylskiej elektrowni
jądrowej. Mam jednak nieodparte wrażenie, że w tym roku zrobiło się wyjątkowo
duże zamieszanie. Z jednej strony to na pewno dobra opcja, bo o takich
tragediach warto mówić głośno, ale z drugiej wydaje mi się, że ucierpi na tym
sam Czarnobyl i okolice, bo ostatecznie stanie się jeszcze bardziej
turystycznym miejscem, niż był do tej pory.
Ustaliliśmy, że temat Czarnobylskiej awarii mnie
interesuje, ale zawsze też byłam ciekawa, co stało się z ludźmi, którzy
walczyli ze skutkami wybuchu reaktora jądrowego. Likwidatorzy Czarnobyla miała być książką, która zaspokoi moją
ciekawość i z której dowiem się więcej o tragedii ludzi, którzy wysłani zostali
do uprzątnięcia tego bałaganu. Mimo że podchodziłam do niej z ogromnym
zaangażowaniem i zainteresowaniem, to po skończeniu jej i przemyśleniu tematu,
odczuwam lekki zawód.
Książka podzielona została na kilka rozdziałów. Jest
słowo wstępu od autora, które nastawia na to, co znajdziemy w dalszej części książki,
jednocześnie pozostawiając czytelnika z wieloma pytaniami już na wstępie. Po
krótce opisuje konsekwencje katastrofy, trochę historii, swoją motywację –
czyli dlaczego zdecydował się napisać taką książkę, jest też odrobina
informacji ogólnych o likwidatorach, ale co najważniejsze – określa, co i w
jaki sposób przedstawione zostało w kolejnych rozdziałach. Na tym etapie
przyznać też muszę, że język, którym autor się posługuje, jest bardzo naukowy i
szorstki, co dodatkowo niekorzystnie wpływa na odbiór książki przez zwykłego czytelnika. Na kilku ostatnich
stronach zamieszczono też garstkę zdjęć, na których po prostu widać mężczyzn i
tylko jedno jakkolwiek nawiązuje do prac dezaktywacyjnych, za które owi panowie
byli odpowiedzialni.
Niestety mam wrażenie, że ta książka była zupełnie
nijaka, a krótkie fragmenty wypowiedzi byłych likwidatorów wprowadzają jeszcze
większy bałagan. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że autor rozpytał w temacie z
setkę osób, które pojawiły się na miejscu awarii. Przyznaję, że już po
kilkunastu stronach straciłam zupełną rachubę w nazwiskach i stopniach
wypowiadających się mężczyzn. Natomiast po skończonej lekturze jeszcze
zdecydowałam się na przekartkowanie tej części książki i okazało się, że wiele
nazwisk wielokrotnie się powtarza. Nie bardzo zatem rozumiem sens dzielenia wypowiedzi
jednej osoby na wiele segmentów, skoro wypowiada się i tak w jednym temacie, w
jednym podrozdziale. Tym bardziej, że nie są to polskie nazwiska, przez co
myślę, że wielu czytelników – tak jak ja – może sobie do końca nie poradzić.
Myślę, że nie warto mieć wobec niej ogromnych
oczekiwań. Najlepiej w ogóle na chłodno zastanowić się, przeanalizować, czy
faktycznie warto, czy ta książka potrzebna jest wam do szczęścia. Cena jest
bardzo wysoka w porównaniu do objętości książki i treści w niej zawartych. Im
więcej czasu mija od momentu jak ją skończyłam, tym bardziej jestem z niej
niezadowolona. Jeżeli to byłaby pierwsza książka o Czarnobylu jaką
przeczytałam, mogłabym sobie dać spokój ze zgłębianiem tematu poprzez
literaturę.
Tytuł: Likwidatorzy Czarnobyla. Nieznane historie
Autor: Paweł Sekuła
Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN
Liczba stron: 190
Data wydania: 29 marca 2019
Cena katalogowa: 49,00 zł
Moja ocena: 5,5/10
Szkoda, że książka wypada tak słabo. Z chęcią bym przeczytała o osobach, które musiały uprzątnąć cały ten bajzel i jakie miało to dla nich konsekwencje, ale ten naukowy styl pisania oraz wysoka cena chyba narazie mnie wstrzymają. Może jak książka będzie dostępna w bibliotece to wypożyczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olga (czytamtu.czytamtam)