06 września

#346. W żywe oczy - JP Delaney



Lokatorki, czyli pierwszej powieści JP Delaney, nie czytałam i przyznam szczerze, że w pewnym momencie czytać już nie chciałam. Książka wyskakiwała mi prawie z lodówki, co wreszcie zrobiło się upierdliwe, bo przecież ta nie mogła być tak dobra, jak mówiła większość, i nie mogła zasługiwać na takie wyróżnienie. Cieszę się, że W żywe oczy mogłam przeczytać przed premierą i przed znaczną większością zainteresowanych czytelników, bo gdyby nie to, sytuacja by się powtórzyła. Obie książki leżałyby w oczekiwaniu na lepsze czasy, które za szybko by nie nadeszły.

Podejrzewam, że większość z was też tak ma, że kiedy książka zaczyna pojawiać się wszędzie, szybko się przejada. Niby gatunek pasuje, niby intryguje, ale jednak nie dajemy jej szansy. Dla własnego dobra – nie ignorujcie W żywe oczy, nie odkładajcie na później.


W żywe oczy to thriller mocno psychologiczny z elementami kryminału. Pewnie wiecie, że nie przepadam za rozbudowywaniem postaci pod względem ich przeszłości, przeżyć, doświadczeń, które ostatecznie kształtują ich na tych, kim są na kartach powieści, ale to co zrobił Delaney było tak doskonałe, że aż niemożliwe. Prawie wszystko, co zostało powiedziane i pomyślane przez bohaterów, miało swoją wyraźną przyczynę i widoczne konsekwencje. Od samego początku, kiedy poznajemy Claire, która zawodowo zajmuje się kłamaniem, ma się wrażenie, że wchodzimy na widownię, a cała wykreowana przez autora fabuła jest przedstawieniem. Raz, że wszystko pięknie się wizualizuje, dwa, że jest niesamowicie intrygująco, a trzy, że do samego końca trzyma w napięciu i zaskakuje.
Chyba zawsze miałam słabość do starszych mężczyzn, do interesujących postaci sprawujących władzę, które mogłyby nauczyć mnie czegoś o świecie.

Rolę pierwszoplanową gra wspomniana wcześniej Clair, której zadaniem zawodowym jest manipulowanie mężczyznami posądzanymi o zdradę do takiego momentu, aż zarzuty postawione przez ich życiowe partnerki stają się rzeczywistością, a one zdobywają dowód w sprawie niewierności. Współpracując z firmą prawniczą ma możliwość doszkalania się na własną rękę z aktorstwa, które tak bardzo ją fascynuje. Jest jedną z tych postaci książkowych, które momentami aż irytują przerysowanymi, przesyconymi emocjami zachowaniami. Jest niesamowicie sztuczna, a jej manieryzm był tak wyczuwalny, że aż miało się ochotę zwrócić jej uwagę, żeby wreszcie przestała gwiazdorzyć. Wszystko to jednak ma znaczenie w tej powieści, a autor dokładnie tego chciał, żeby czytelnik w taki, a nie inny sposób podchodził do tej bohaterki. Jej zachowania i sposób postrzegania świata tworzą nieco oniryczny klimat, w którym czytelnik zaczyna się gubić i zastanawiać - czy to się dzieje naprawdę, czy to odbywa się tylko w jej głowie. W pewnym momencie do gry wchodzi Patrick Fogler, który staje się dla Clair wyzwaniem, który zachowuje się zupełnie inaczej niż wszyscy, którego niedostępność i zainteresowania wzniecają w niej pragnienie zdobycia go, co równa się z wygraną. Wtedy też zaczyna się prawdziwa gra na śmierć i życie.
Może i żałuję, że nie ma we mnie więcej empatii, współczucia czy czego tam, ale prawda wygląda tak, że po prostu jestem inaczej skonstruowana. Możesz zrzucić winę na to, że byłam dzieckiem, którego nikt nie chciał, albo na to, że mam pewne cechy osobowości borderline czy jak to się tam, cholera, nazywa, ale nie jestem taka jak inni ludzie. Po prostu nie jestem.

Całe piękno tej powieści tkwi w rozbudowaniu wymyślonej przez autora mrocznej i tragicznej powieści na fundamencie prawdy. Mowa o Charlesie Baudelaire, którego poezja i sama postać stały się ważnym elementem życia bohaterów, które na dobrą sprawę kierowały ich życiem, a dla czytelnika były drogowskazem, dokąd prowadzi konkretna sytuacja. Fragmenty wierszy są elementem, który wymaga od czytelnika skupienia, szybkiej analizy i głębszego wejścia w życie bohaterów, żeby to cała farsa zaskoczyła, żeby wszystko stało się zrozumiałe.


Już dawno nie czytałam tak ciekawej, fascynującej i intrygującej książki, która samym zakończeniem wyprowadziła mnie z równowagi. Nie wiem z jakiej strony Delaney pokazał się w Lokatorce, ale W żywe oczy sprawiły, że mam ochotę przekonać się o tym na własnej skórze. Myślę, że to powieść poniekąd idealna – nadaje się zarówno dla czytelników zaczynających z gatunkiem, ale prawdziwą ucztą będzie też dla tych bardziej spostrzegawczych i nieufnych, regularnie czytających kryminały.

Tytuł: W żywe oczy
Tytuł oryginału: Believe Me
Autor: JP Delaney
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 424
Data wydania: 5 września 2018
Cena katalogowa: 39,90 zł
Moja ocena: 8,5/10



4 komentarze:

  1. Nie będę czytał tej recenzji bo sam mam ją w planach i jestem jej bardzo ciekaw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam w zwyczaju spoilerowania książek, więc chyba nie masz się czym martwić ;)

      Usuń
  2. CZytałam o tej książce już u innej bloggerki i dalej jestem przekonana, że chce ją przeczytać
    Serdecznie pozdrawiam.
    https://nacpana-ksiazkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat spotkałam się z kilkoma bardzo niepochlebnymi opiniami o tej książce, które lekturę na pewno by mi obrzydziły :( ale warto jej dać szansę!

      Usuń

Copyright © rude recenzuje.