Na książkę Niczyj.
Prawdziwe oblicze bezdomności trafiłam zupełnie przypadkiem, a przez to, że
z tematem bezdomności w formie reportażowej nigdy się jeszcze nie spotkałam, to
od razu zabrałam się za czytanie. Muszę przyznać, że książka zostawiła mi w
głowie niemały mętlik.
Nie mam cierpliwości do bezdomnych i zwyczajnie
odechciało mi się już im w jakikolwiek sposób pomagać. Często na mojej drodze trafiają
się osoby – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – którzy proszą mnie częściej o
pieniądze niż o jedzenie. Gotówki nigdy nikomu nie daję, nie mam potrzeby
fundowania nikomu kolejnych litrów alkoholu, ale jedzenia nigdy nie odmówiłam.
Paradoks jest taki, że nigdy zrobione na
zamówienie zakupy nie zostały ode mnie odebrane – kiedy wychodziłam ze sklepu,
nikt już na mnie nie czekał, a jedzenie ostatecznie jechało ze mną do domu.
Przykra sytuacja zdarzyła się kiedyś mojej mamie, gdy podeszła do niej starsza
kobieta prosząc o pieniądze na ciastka dla wnuczka. Kobieta, z relacji mojej
mamy, wyglądała na całkiem porządną, więc ze względu na to, że mama nie miała
przysłowiowych drobnych zaproponowała jej, że pójdzie i kupi jej te ciastka.
Musicie wiedzieć, że moja mama jest kobietą o złotym sercu, która wszystko
bierze za bardzo do siebie, wszystkim się denerwuje i przy okazji na dzień
dobry ufa każdemu człowiekowi na planecie. Po propozycji kupienia ciastek
zamiast wręczenia gotówki została zmieszana z błotem – bezdomna zwyczajnie ją
zwyzywała od najgorszych. Na mamę ta sytuacja nie wpłynęła jakoś szczególnie, poza
stosunkowo krótkotrwałym głębokim smutkiem, ale ja już całkowicie przerzuciłam
się na pomaganie zwierzakom, u których zawsze zauważalna jest gigantyczna
wdzięczność.
Książka Eweliny Rubinstein jest dobrym reportażem,
który zasługuje na znacznie większe zainteresowanie – zarówno ze względu na
ciężki temat, ale i samo wykonanie. Reportaż przygotowano w formie rozmów z
bezdomnymi z różnych polskich miast, którzy mają bardzo zróżnicowaną przeszłość,
którzy przez różne zawirowania znaleźli się na ulicy. Rozmowy są ciekawe, głównie
przez to, że czytelnik ma możliwość wejścia w świat normalnie dla niego
niedostępny. Mimo że pytania przeważnie się powtarzają, to bezdomni odpowiadają
na tyle różnorodnie, że ciekawość nie odpuszcza. Gdzieś w międzyczasie pojawiło
się też współczucie, bo ci ludzie nie mają łatwego życia, ale też po części sami
są winni swojej sytuacji. W większości przypadków główną rolę dalszego braku
dachu nad głową odgrywa alkohol i narkotyki. Po odpowiedziach rozmówców Rubinstein
można też zauważyć zróżnicowanie charakterów – niektórzy są opryskliwi i
nieuprzejmi, a inni chętnie wchodzą w dyskusje. W reportażu pojawiają się
zarówno kobiety, jak i mężczyźni, chociaż tych pierwszych jest zdecydowanie
mniej, i tak naprawdę dopiero przez tę książkę zdałam sobie sprawę, że bezdomne
kobiety mają znacznie więcej problemów niż mężczyźni.
Dodatkowym urozmaiceniem książki jest przedstawienie
krótkiej informacji o mieście, do którego autorka się wybrała, wraz z
zestawieniem podstawowych statystyk ludności danego miejsca i procentu
bezdomności.
Tak to jest, że raz, drugi, trzeci wyciągniesz rękę
do potrzebującego, a on za każdym razem napluje Ci na nią, że wreszcie odechce
Ci się pomagania. Mi się odechciało, a książka Eweliny Rubinstein nie sprawiła,
że zmieniłam zdanie, mimo że zrobiła na mnie wrażenie – dzięki niej na chwilę
zatrzymałam się i dokładniej zastanowiłam nad losem tych ludzi. Autorkę
podziwiam za wybranie bardzo niespotykanego tematu i formę, w jakiej zdecydowała
się tę książkę przedstawić.
Bardzo ciekawy wpis. Osobiście staram się zrozumieć ludzi, nie oceniać nawet wiecznie tych samych postaci "pożycz pięć złotych na wieczne oddanie", które zresztą nie kryją się z tym, że po prostu chcą sobie wypić. Ja również nie daję nikomu pieniędzy, tak jak mi nikt nie sponsoruje tej lampki wina do książki. Przecież pieniądze piechotą nie chodzą, a taka "podsklepowa" osoba mogłaby zamiast żebrać w tym czasie zarobić własną wypłatę, nawet jeśli skromną. Za to nie raz alkoholik został alkoholikiem, bo zaufał niewłaściwej osobie i popadł w skrajne załamanie. Sama nie jestem specem od radzenia sobie z problemami, dlatego nie osądzam błędów innych osób. Natomiast żal by mi było odmówić komuś ciepłej kawy w zimę albo posiłku, o który prosi. Większość ludzi mogłaby zrobić taki dobry uczynek bez najmniejszego wysiłku i uczciwi bezdomni mogliby zyskać ogromne wsparcie. Za to zawsze znajdzie się kupa ludzi, która rzuciłaby na tacę podpisaną "zbieram na melanż"...
OdpowiedzUsuńU mnie w Olsztynie jest jeden facet, który jest bezdomnym chyba trochę z wyboru i bardzo często można spotkać go w typowych dla niego miejscach, gdzie po prostu obserwuje. Gość jest pewnie gdzieś między 30 a 40, jest wykształcony, skończył studia i tak jak go widuję powiedzmy raz w tygodniu, tylko raz poprosił o dorzucenie mu na herbatę i faktycznie dałam mu pieniądze, ale to przez to, że powiedzmy znam go z widzenia i wiem, że nie jest pijakiem ani żadnym ćpunem. Szkoda mi tych ludzi, ale tak jak mówisz, nam nikt nic za darmo nie da, a oni z większą motywacją do zarabiania a mniejszą do picia i upadlania się, mogliby coś zarobić. Mimo wszystko książka warta przeczytania!
Usuń