08 listopada

#283. Mgnienie - Marcel Woźniak


Chciałabym powiedzieć, że u Leona wszystko dobrze, że życie mu się układa i nie ma żadnych problemów, ale tak szczerze powiedziawszy to ma się jeszcze gorzej niż w Powtórce. Woźniak postawił go przed trudnym zadaniem, z którym Brodzki musi sobie poradzić, a jeżeli mu się nie uda to komuś stanie się krzywda.

Dużą pozytywną niespodzianką było rozpoczęcie Mgnienia jako bezpośrednią kontynuację Powtórki. Akcja kryminalnego debiutu Woźniaka podzielona została na kilka dni – od drugiego do piątego września 2016 – przy czym fabuła ostatniego dnia została niespodziewanie zakończona. Ku mojemu zaskoczeniu, w Mgnieniu kontynuujemy przygodę z piątego września, a ta ciągnie się przez pięć kolejnych dni i oczywiście urywa się w najgorszym możliwym momencie.

Wprowadzenie do Mgnienia od razu przypomniało mi Behawiorystę Mroza – jeden kluczowy element łączący obu morderców. Mróz nie zachwycił mnie swoim kryminałem w iście amerykańskim stylu, a Woźniak, całe szczęście, poszedł w zupełnie innym kierunku, skupiając się na innych elementach. Pierwsze kilkadziesiąt stron Mgnienia trochę mi się dłużyło – niewiele się tam działo, a autor przeplatał aktualne wydarzenia z tymi, ze swojego debiutu w roli przypomnienia, jednak w dalszej części książki całkowicie mi to wynagrodził dynamizmem i dopracowaną wielowątkowością.

Woźniak w Mgnieniu skupia się głównie na wątku kryminalnym, ubarwiając go jedynie monologami wewnętrznymi głównego bohatera i odrobiną obyczaju. Opisów otoczenia jest jak na lekarstwo, ale pojawiło się więcej określeń zapachów czy widoków, charakterystycznych dla klimatu noir, niż w Powtórce. Ciekawym zabiegiem, który rzucił mi się wyraźnie w oczy dopiero przy drugiej książce tego autora, było rozpoczęcie wątku kryminalnego w Powtórce i pozostawienie go nierozwiązanym do końca książki. W Mgnieniu ten wątek cały czas się ciągnie, wraz z kolejnymi wydarzeniami pojawiają się kolejne elementy układanki, ale zakończenie nadal pozostaje nierozwiązane. Wydaje się, że ten wątek widmo jest wątkiem głównym, od którego wszystko się zaczęło i który był przyczyną każdego kolejnego nieszczęścia, a zadaniem Brodzkiego, którego i on dopiero od niedawna jest świadomy, jest dojście po nitce do kłębka.

Akcja nieprzerwanie ciągnie się przez kilka dni, a bohaterowie nie dość, że są nakręceni niedawnymi wydarzeniami, to cały czas pojawiają się kolejne problemy, którym muszą stawiać czoła. Początkowo sądziłam, że nie wpłynie to na kreację zachowania postaci, jednak patrząc na Brodzkiego stwierdzam, że się myliłam. Tak jak w Powtórce zapamiętałam go jako gościa o ciętym języku i ciężkim charakterze, tak teraz – w Mgnieniu – Leon podupadający psychicznie i fizycznie zaczął pokazywać swoją ludzką naturę, chociaż jego charakterek wychodzi z niego też ze zdwojoną siłą. Targają nim skrajne emocje, przy których nie brakuje wyrzutów sumienia za wybryki przeszłości. Okazuje się, że pod maską twardego detektywa skrywa się wrażliwy na cierpienie najbliższych facet, który bez najmniejszych skrupułów rozliczy się z tymi, którzy zaburzają mu spokój.

U Woźniaka nic nie jest oczywiste, nic nie kończy się tak, jak powinno, nie ma też wyczekiwanych szczęśliwych zakończeń. Czytelnicy, razem z bohaterami, przechodzą najpierw próbę wytrzymałości na wszystkie zaskakujące wydarzenia, a następnie podchodzą do próby cierpliwości w oczekiwaniu na kolejną część i kolejne elementy układanki. Miejmy nadzieję, że do wydania Otchłani minie kolejne mgnienie.

Tytuł: Mgnienie
Autor: Marcel Woźniak
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Liczba stron: 416
Data wydania: 8 listopada 2017
Cena katalogowa: 36,90 zł



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.