21 października

#281. Czarnooka blondynka - Benjamin Black



Zarówno Benjamin Black, jak i Raymond Chandler są autorami, z którymi spotykam się po raz pierwszy przy tej pozycji. Black jest autorem Czarnookiej blondynki, natomiast Chandler jest pisarzem, który odpowiada za stworzenie Philipa Marlowe – dwóch pisarzy obrało sobie na bohatera głównego tą samą postać.


Jak mogę się jedynie na tę chwilę domyślać, Marlowe został pozostawiony sam sobie po śmierci swojego twórcy w 1959 roku, a Black teraz podjął się wskrzeszenia go i stworzenia fabuły właśnie pod niego.
Czarne kryminały są moim konikiem i jak tylko widzę informację o tym, że książka będzie utrzymana w takim klimacie, rzucam się na nią jak opętana. Po Nocnym filmie Marishy Pessl nadal towarzyszy mi książkowy kac, bo zdaję sobie sprawę, że przez długi czas mogę nie znaleźć równie dobrej książki, ale Czarnooka blondynka dała mi odrobinkę nadziei.
Interesy Marlowe już dawno nie miały się tak dobrze, jak po zgłoszeniu pewnej pięknej i bogatej niewiasty, która pragnie odnaleźć swojego znajomego, który z dnia na dzień rozpłynął się bez śladu. Początkowo sprawa wydaje się być banalna, a biorąc pod uwagę relację uciekiniera z pięknością – mógł po prostu dać nogę. Z każdą kolejną odkrytą przez Marlowe poszlaką sprawa zaczyna się komplikować, aż wreszcie staje się niebezpieczna.
Zawsze miałam pociąg do książek, których opisy pobudzały wyobraźnię i sprawiały, że niemal przenosiłam się w świat wykreowany przez autora, ale problemem okazywała, i zresztą nadal okazuje, się długość tych opisów. Ciężko jest mi określić to, ile tych opisów powinno być, żeby mi się spodobało, ale zdecydowanie lepiej jeżeli będzie ich mniej niż za dużo. Książka Blacka już od pierwszych stron zachwyciła mnie i to totalnie, że dosłownie po pierwszych kilku zdaniach już wiedziałam, że to to, że to strzał w dziesiątkę.
Czytając Czarnooką blondynkę miałam wrażenie, że autor stara się być wielozadaniowy i próbuje zadowolić czytelnika na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim najpierw czaruje klimatem wprowadzając bogate opisy zapachów, widoków czy nawet samej atmosfery w pomieszczeniach, ale też nie porzuca przez to kreacji swojej fabuły – dużo się w niej dzieje, a wszystkie rozpoczęte przez autora wątki zostały skończone i rzeczywiście miały ręce i nogi. Bohaterów jest wbrew pozorom niewielu, więc nie pojawia się zamieszanie często drażniące czytelników przy książkach z intrygą kryminalną, gdzie zaczynają gubić się w imionach, postaciach i ich roli w całej tej sprawie. Black zdecydowanie ograniczył ilość postaci, ale za to totalnie popuścił wodzę fantazji przy kreowaniu fabuły, bo poza głównym wątkiem kryminalnym i zaginięciem Nico Petersona pojawiły się również elementy sensacji – strzelaniny i porwania. Jednak, biorąc pod uwagę fakt, że akcja dzieje się na początku lat pięćdziesiątych to niektóre wydarzenia nie do końca zgrywają mi się z tamtymi czasami.
Nie potrafię w żaden sposób odnieść się do powieści Raymonda Chandlera, na których wydaje mi się, że Black bazował pisząc Czarnooką blondynkę, dopasowując fabułę pod książki twórcy Philipa Marlowe, jak i pod samego bohatera. Prawdopodobne jest to, że to właśnie Chandler narzucił taki, a nie inny schemat działania samego detektywa, a Black się jedynie pod niego dopasował.

Nie jestem przekonana jedynie do wykorzystywania bohatera serii stworzonej przez kogoś zupełnie innego. Nie wiem jak Marlow został wykreowany przez swojego prawdziwego twórcę i nie wiem w jakim stopniu Black poradził sobie z poprowadzeniem kolejnej sprawy z jego udziałem, ale gdybym była fanką książek Chandlera pewnie dla zasady mogłoby mi się to nie spodobać. Czarnooka blondynka zaintrygowała mnie na tyle, że z chęcią poznam kolejne książki Blacka, ale również cofnę się do czasów, kiedy Marlowe zaczynał jako bohater główny w książkach Chandlera. 

Tytuł: Czarnooka blondynka
Tytuł oryginału: The Black-Eyed Blonde
Autor: Benjamin Black
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 304
Data wydania: 27 września 2017
Cena katalogowa: 33,90 zł



2 komentarze:

  1. Książka czeka u mnie na swoją kolej. Też sceptycznie podchodzę do wykorzystania postaci innego pisarza, jednak w jakiś sposób ona mnie intryguje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie słyszałam o tej książce, ale z chęcią się z nią zapoznam :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.