07 marca

#223. Święte krowy na kółkach - Jacek Fedorowicz


Tytuł: Święte krowy na kółkach
Autor: Jacek Fedorowicz
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 309
Data wydania: 22 lutego 2017
Cena katalogowa: 39,90 zł


Nie wiem jak Wy, ale ja lubię momenty, w których babcia czy dziadek opowiadają mi o historii rodziny, o przeszłości, przy czym wspomnieniami zahaczają o wydarzenia przedwojenne nie zapominając o Warszawie. Nigdy nie lubiłam historii jako przedmiotu szkolnego, na której poznawało się rok po roku jedynie starożytność (bo na początku roku szkolnego nauczycielom się jeszcze chciało przekazywać jakąkolwiek wiedzę). Z tych lekcji nie wyniosłam dosłownie nic, ewentualnie garstkę wstydu – który ujawnił się dopiero po kilku latach, że moja znajomość podstawowych dat jest tak ograniczona. To, co odróżnia historie dziadków od tych, przekazywanych przez osoby nauczające w szkołach, to pasja i zaangażowanie. Jeżeli komuś zależy, to można to wyczuć. Czytając felietony Jacka Fedorowicza czułam się jakbym czytała listy od dziadka, który chce przekazać mi trochę wiedzy, ale też wywołać na mojej twarzy uśmiech i jakieś refleksje.
Święte krowy na kółkach to zbiór felietonów Jacka Federowicza, w których autor przedstawia swój punkt widzenia na różne sprawy – niektóre nadal aktualne – w bardzo humorystyczny sposób.
Jacek Fedorowicz jest satyrykiem i aktorem. Z wykształcenia jest artystą malarzem. Urodził się w 1937 roku i jako mały chłopiec przeżył Powstanie Warszawskie. Dlaczego zdecydowałam się o tym wspomnieć na wstępie? Bo uważam, że ma to duże znaczenie w książce Święte krowy na kółkach. Po przeczytaniu kilku artykułów już wiedziałam, że autor poza tym, że ma niesamowicie bogaty życiorys, jest też osobą o ogromnej wiedzy – a mądrego to i dobrze posłuchać (albo poczytać). Pan Fedorowicz jest osobą o niezwykłym zmyśle estetycznym, która poza tym, że z ogromną łatwością dostrzega brzydactwa niepasujące do otoczenia, to jeszcze w bardzo dobitny sposób potrafi wpłynąć na czytelnika i przekonać go, żeby zaczął dostrzegać w otoczeniu coś więcej poza czubkiem swojego nosa. Wytyka warszawskie pomyłki architektów, pokazuje Warszawę taką jaka jest – z masą budynków o nieprzemyślanej konstrukcji i jeszcze większą ilością neonów migającym przechodniom po oczach, zasłaniającym to, co zostało po dawnej – wartej wspominania – Warszawie. Jest mistrzem obserwacji zarówno samego otoczenia, jak i społeczeństwa. Wykorzystując cięty język i humor opowiada o Polsce, wytykając przy tym palcem wszelkie napotykane przez społeczeństwo problemy i nabijając się z nich. Nie ogranicza się do mówienia o architekturze i ogólnym wizerunku miasta, ale przechodzi też do tematu ludzi, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy politykach, a kończy na psich kupach na trawnikach. Poza przedstawieniem rzeczywistości, autor zabiera czytelnika w krótką podróż śladami jego rodziny – wspomina o przedwojennej Warszawie i o ucieczkach przed nieuniknionym.

Humor Fedorowicza nie jest nachalny – autor odpowiednio go dozuje, żeby czytelnikowi po chwili się nie znudził, a bardziej pełnił rolę wisienki na torcie – jego żarty nie są chamskie, a on sam nie narzuca się ze swoimi poglądami. Powiedziałabym, że to jedna z książek, która otwiera oczy, dzięki której można znacznie więcej dostrzec, ale też i zrozumieć. Pozycja obowiązkowa dla warszawiaków i pseudo-warszawiaków.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.