Tytuł: Święte krowy na kółkach
Autor: Jacek Fedorowicz
Wydawnictwo: Wielka Litera
Liczba stron: 309
Data wydania: 22 lutego 2017
Cena katalogowa: 39,90 zł
Nie wiem jak
Wy, ale ja lubię momenty, w których babcia czy dziadek opowiadają mi o historii
rodziny, o przeszłości, przy czym wspomnieniami zahaczają o wydarzenia
przedwojenne nie zapominając o Warszawie. Nigdy nie lubiłam historii jako
przedmiotu szkolnego, na której poznawało się rok po roku jedynie starożytność
(bo na początku roku szkolnego nauczycielom się jeszcze chciało przekazywać
jakąkolwiek wiedzę). Z tych lekcji nie wyniosłam dosłownie nic, ewentualnie
garstkę wstydu – który ujawnił się dopiero po kilku latach, że moja znajomość
podstawowych dat jest tak ograniczona. To, co odróżnia historie dziadków od tych,
przekazywanych przez osoby nauczające w szkołach, to pasja i zaangażowanie.
Jeżeli komuś zależy, to można to wyczuć. Czytając felietony Jacka Fedorowicza
czułam się jakbym czytała listy od dziadka, który chce przekazać mi trochę
wiedzy, ale też wywołać na mojej twarzy uśmiech i jakieś refleksje.
Święte krowy na kółkach to zbiór
felietonów Jacka Federowicza, w których autor przedstawia swój punkt widzenia
na różne sprawy – niektóre nadal aktualne – w bardzo humorystyczny sposób.
Jacek
Fedorowicz jest satyrykiem i aktorem. Z wykształcenia jest artystą malarzem.
Urodził się w 1937 roku i jako mały chłopiec przeżył Powstanie Warszawskie.
Dlaczego zdecydowałam się o tym wspomnieć na wstępie? Bo uważam, że ma to duże
znaczenie w książce Święte krowy na
kółkach. Po przeczytaniu kilku artykułów już wiedziałam, że autor poza tym,
że ma niesamowicie bogaty życiorys, jest też osobą o ogromnej wiedzy – a mądrego
to i dobrze posłuchać (albo poczytać). Pan Fedorowicz jest osobą o niezwykłym
zmyśle estetycznym, która poza tym, że z ogromną łatwością dostrzega brzydactwa
niepasujące do otoczenia, to jeszcze w bardzo dobitny sposób potrafi wpłynąć na
czytelnika i przekonać go, żeby zaczął dostrzegać w otoczeniu coś więcej poza
czubkiem swojego nosa. Wytyka warszawskie pomyłki architektów, pokazuje
Warszawę taką jaka jest – z masą budynków o nieprzemyślanej konstrukcji i
jeszcze większą ilością neonów migającym przechodniom po oczach, zasłaniającym
to, co zostało po dawnej – wartej wspominania – Warszawie. Jest mistrzem
obserwacji zarówno samego otoczenia, jak i społeczeństwa. Wykorzystując cięty
język i humor opowiada o Polsce, wytykając przy tym palcem wszelkie napotykane
przez społeczeństwo problemy i nabijając się z nich. Nie ogranicza się do
mówienia o architekturze i ogólnym wizerunku miasta, ale przechodzi też do
tematu ludzi, zatrzymując się na dłuższą chwilę przy politykach, a kończy na
psich kupach na trawnikach. Poza przedstawieniem rzeczywistości, autor zabiera
czytelnika w krótką podróż śladami jego rodziny – wspomina o przedwojennej
Warszawie i o ucieczkach przed nieuniknionym.
Humor
Fedorowicza nie jest nachalny – autor odpowiednio go dozuje, żeby czytelnikowi
po chwili się nie znudził, a bardziej pełnił rolę wisienki na torcie – jego żarty
nie są chamskie, a on sam nie narzuca się ze swoimi poglądami. Powiedziałabym,
że to jedna z książek, która otwiera oczy, dzięki której można znacznie więcej
dostrzec, ale też i zrozumieć. Pozycja obowiązkowa dla warszawiaków i pseudo-warszawiaków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz