Tytuł: Po prostu zabijałem
Autor: Artur Górski
Wydawnictwo: Burda Publishing Polska
Liczba stron: 216
Data wydania: 9 listopada 2016
Cena katalogowa: 34,90 zł
Nie wiem z czego to wynika, ale zawsze, na początku każdego kolejnego
roku, sięgam po książki typowo mafijne. Przez ostatni rok ukazało się kilka
pozycji o takiej tematyce, więc styczeń okazał się miesiącem nadrabiania
zaległości z całego roku. Czytanie ich idzie mi to całkiem nieźle, głównie
przez to, że książki wychodzące spod pióra pana Górskiego nie wymagają od
czytelnika maksymalnego skupienia – więc może dlatego sięgam po nie chętniej,
niż po bardziej ambitną literaturę, z początkiem każdego roku.
Z okładkowej zapowiedzi wynika, że Po
prostu zabijałem ma charakter spowiedzi jednego z polskich gangsterów (nie
związanego z mafią pruszkowską), który odsiaduje wyrok dożywocia za swoje
przewinienia – jak się później okazuje nie wszystkie.
Przeważnie nie czytam opisów książek, ale w przypadku tego tytułu nie
miałam innego wyjścia. Początkowo, sugerując się tytułem, pomyślałam, że może
Górski okazał się seryjnym mordercą i wreszcie opisał swoje przeżycia. Później
jednak wpadła mi do głowy myśl, że mógł zdecydować się na napisanie książki
typowo fabularnej, żeby nadal trochę pozarabiać, utrzymując się na fali
popularności książek z serii „Masa o…”.
Wiele się nie pomyliłam, chociaż autor jeszcze nikogo nie zabił. Książka miała
mieć charakter spowiedzi, więc oczekiwałam od niej tego, że będzie typowym
reportażem. Jednak na samym początku Górski ostrzega czytelnika, że pozwolił on
sobie do relacji osadzonego dodać fikcję literacką. Na dzień dobry już wieje
lipą, a z każdą kolejną stroną było coraz gorzej.
Zacznę od tego, że książka napisana jest bardzo łatwym językiem, więc
nie ma najmniejszych problemów z tym, żeby pochłonąć ją w kilka godzin. Jest
nieangażująca – nie doszukujcie się żadnych prawd życiowych ukrytych na kartach
tej książki, nie wspominając o jakichkolwiek emocjach albo refleksjach. To
takie dobre czytadełko na podróż – kiedy z jednej strony nie chce Ci się
czytać, ale coś byś poczytał, ale jest dużo innych książek, które zdecydowanie
bardziej warto przeczytać niż tę. I na tym koniec zalet (jeżeli w ogóle można
te aspekty nazwać zaletami).
Górski pozwolił sobie na własną interpretację historii osadzonego
zabójcy, więc na dobrą sprawę nie wiadomo ile jest w niej prawdy, a jaką część
stanowi wymysł autora. Prawdą jednak jest to, że nie zależnie od tego, ile
swojej radosnej twórczości pan Górski zdecydował się w niej upchnąć, to książka
jest najzwyczajniej w świecie słaba. Powierzchowność opisywanych historii i nie
wnikanie w ich szczegóły wali po oczach przy każdej okazji i w którymś momencie
zaczyna nawet irytować. Autor równie dobrze mógł wypunktować zapisane w fabule
wydarzenia, przez co ułatwiłby czytelnikom sprawę, a na pewno zaoszczędziliby
dzięki takiemu zabiegowi czas. Bohater z jednej strony przedstawiony jako alfa
i omega – zabijający bez żadnych skrupułów, nie posiadający zupełnie sumienia –
a z drugiej (szczególnie w okresie dzieciństwa) jako wrażliwy, odosobniony
chłopak z problemami osobowościowymi. Podejrzewam, że zamysłem było
przedstawienie go w roli psychopaty, który przez rodzinne problemy w
najmłodszych latach później stał się zupełnie bezduszny – to zupełnie nie
wyszło, bardziej miałam wrażenie, że autor sam nie wie o kim chciałby napisać tę
książkę. Historia jest dosłownie spisana po łebkach, jakby na kolanie, gdzie
nic nie trzyma się kupy. Fala popularności Masy cały czas sprawia, że
publikowanie książek o tematyce mafijnej jest fajne, że się opłaca, bo można na
nich nieźle zarobić.
Mam wrażenie, że miała być to książka chwalebna, w której osadzony
gangster chwali się, jaki z niego twardy gość – kogo w życiu nie zabił i czego
to on by nie mógł zrobić – która miała uświadomić czytelnikowi, że w zasadzie w
latach 80--tych i 90-tych to wszystko było możliwe, a odebranie komukolwiek
życia nie było żadnym problemem. Wyszła z tego kicha straszna, a Górski tylko
udowodnił, że z fikcją literacką za wiele wspólnego nie ma – lepiej niech już
siedzi przy reportażach. Zadeklarował się, że książkę jakoś „urozmaici”, a
czytając ją, miałam wrażenie, że machnął na nią ręką i dał sobie spokój z jakimikolwiek
poprawkami.
Miałam identyczne odczucia podczas czytania tej książki jak Ty. Niestety, ale spodziewałam się po niej czegoś mocnego i dobrego, a otrzymałam totalną klapę i mimo, że czyta się ją szybko to i tak żałuję swojego czasu, który jej poświęciłam.
OdpowiedzUsuń