Tytuł: Dziewczyny
Tytuł oryginału: The Girls
Autor: Emma Cline
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 360
Data wydania: 28 września 2016
Cena katalogowa: 39,00 zł
Lata 60. XX wieku są dla mnie wielką zagadką, zawsze zastanawiałam się
jakby to było, gdybym mogła wybrać życie w epoce dzieci kwiatów, kiedy to
wszyscy buntowali się przeciwko wszystkiemu – a w szczególności młodzi
przeciwko dorosłym – kiedy panowała ogólna beztroska i mało kto przejmował się
czymkolwiek. Jeżeli chodzi o powieści, których fabuła osadzona zostaje w tym
okresie, niespecjalnie do mnie trafiają, a oczekuję od nich jedynie
odpowiedniego klimatu. Moje oczekiwania w przypadku Dziewczyn Emmy Claine były bardzo duże, i chociaż samych wątków
typowo hippisowskich pojawia się niewiele, autorka całkowicie zawróciła mi w
głowie.
Dziewczyny to debiut Emmy
Cline. Mimo że autorka zastrzega, że dzieło jest całkowicie fikcyjne i wszelkie
podobieństwa do historii prawdziwych nie były zamierzone – ku mojej uciesze –
bardzo wyczuwalne są odniesienia do życia Charlesa Mansona i do rzeczywistych
wydarzeń i sytuacji społecznych, które miały miejsce w latach 60. XX wieku.
Niedoceniana przez rodziców i samotna Evie Boyd kilkukrotnie wpada na
tajemniczo wyglądającą grupę młodych dziewczyn. Z czasem, wyczuwając ich
mistyczną aurę, nie może oprzeć się pokusie zbliżenia się do nich, poznania ich
i zapoznania z beztroskim sposobem na życie. Od momentu, w którym Evie poznaje Suzanne
jej życie zmienia się całkowicie. Hipnotyzująca osobowość Suzanne sprawia, że
Evie ma ogromne problemy z uwolnieniem się z jej wpływów i przyłącza się do
sekty, której liderem jest Russell. Jest gotowa zrobić dla nich wszystko. Sekta
zamieszkuje ukryte wśród wzgórz zrujnowane ranczo, ale nikomu nie wydaje się to
przeszkadzać, a Evie uznaje to za egzotyczne i nie ma zamiaru się tym martwić.
Moje oczekiwania do Dziewczyn
były ogromne, zresztą podobnie jak obawy – nie chciałabym po raz kolejny
zawieść się na tak świetnie promowanej książce (tak jak to było chociażby przy Dziewczynie z pociągu), która
zapowiadana jest jako najbardziej oczekiwana książka tego roku.
Długo zbierałam się za napisanie tej recenzji i przez cały czas
oczekiwania skrzętnie zbierałam słowa klucze, które chciałabym w niej użyć,
żeby w odpowiedni sposób wykreować w Waszych umysłach aurę, którą odnajdziecie
w tej powieści. Efekt końcowy i tak pewnie będzie daleki od oczekiwanego, ale
musicie wiedzieć, że starałam się jak mogłam, chciałam, i nadal chcę, nakłonić Was
do przeczytania tej książki.
Styl, który zaprezentowała w tej książce Cline jest niesamowicie
przemyślany – każde słowo, każde zdanie, każdy rozdział – wszystkie elementy
układanki znalazły się w odpowiednim miejscu, by budować u czytelnika aurę
mistycyzmu. Fabuła książki toczy się powolnie, mozolnie, jakby na narkotycznym
zejściu, któremu towarzyszy ogrom nowych ekscytujących doznań zapachowych,
wizualnych i akustycznych. Mruczące powietrze, aura elektryczności i intymność
nie pozwolą ani na moment oderwać Ci się od książki. Nie będziesz czuł żadnego
skrępowania przyglądając się z boku wydarzeniom, które są codziennością na
zrujnowanym ranczu, będziesz świadkiem dojrzewania kobiet u boku Russella i ich
rosnących pragnień.
O bohaterach dużo nie powiem, bo do dnia dzisiejszego są oni dla mnie
zagadką – ich motywy, przemyślenia i ideologie stanowią nieodłączną część tej
książki, dzięki której autorka kontroluje wyobrażenia czytelnika w jeszcze
większym stopniu, zostały zbudowane na podstawie prawdziwych sytuacji
społecznych w latach 60. XX wieku. Członkowie opisywanej sekty wyznają
bezstresowy sposób życia, który doprowadzi ich do prawdy, są grupą wyzwolonych,
emanujących seksualną aurą, młodych ludzi, którzy uciekli od swoich rodzin i codzienności,
decydując się na zamieszkanie w egzotycznym i magicznym miejscu, wśród osób o
podobnych przeżyciach i problemach.
Evie – główna bohaterka – znalazła się w sekcie Russella w zasadzie
przez przypadek. Najpierw odtrącili ją rodzice, którzy niemal zupełnie nią nie interesowali,
jedynie ją krytykowali za przeciętniactwo, wspominając o tym, jakim okazała się
rozczarowaniem przez to, że brakowało jej urody i nie była dość mądra.
Następnie straciła kontakt z jedyną przyjaciółką, stając się totalnym
wyrzutkiem społecznym. Rządna pomocy, wsparcia i współczucia poznała Suzanne, a
potem było już znacznie łatwiej…
Sądzę, że Dziewczyny nie
zachwycą osób, które od książek oczekują jedynie nagłych zwrotów akcji i
ciągłego snucia intryg, chyba, że rzeczywiście się nastawią na coś innego,
zdecydowanie niepowtarzalnego, ale powolnego i niezwykle magicznego. Ja
całkowicie straciłam głowę w czasie czytania tej książki – zostałam zaczarowana
aurą emanującą z każdej jej strony, tajemniczością każdego z występujących w
niej bohaterów, destrukcją czającą się w zakamarkach zrujnowanego rancza i
osobowości postaci. Minął już jakiś czas od momentu jak skończyłam swoją
przygodę z Dziewczynami, a nadal czuję się jakbym była w jej trakcie, nie mogę
pozbyć się jej z mojej głowy, jakbym sama przez przypadek trafiła do tej
mistycznej sekty.
Hm, tylko czym ona jest? To obyczajówka, thriller... ? Nie za bardzo wiem z której strony do niej podejść, ale brzmi ciekawie :)
OdpowiedzUsuńNi to obyczajówka, ni thriller, Wydawca określił to jako proza ;)
UsuńRzadko sięgam po powieści, w których akcja toczy się w "starych czasach", ale jak już sięgam to zazwyczaj urzekają mnie i porywają. Ciekawe czy w tym przypadku też tak będzie, zobaczymy, :)
OdpowiedzUsuńP.S. Czadowe spodnie. :)