18 lipca

#147. Przepisy na miłość i zbrodnię - Sally Andrew [przedpremierowo]




Tytuł: Przepisy na miłość i zbrodnię
Tytuł oryginału: Recipes for Love and Murder
Autor: Sally Andrew
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 480
Data wydania: 20 lipca 2016
Cena katalogowa: 34,90 zł


Przepisy na miłość i zbrodnię zdecydowanie mogę zaliczyć do największych zaskoczeń tego roku, i nawet do tych pozytywnych. Miałam wrażenie, że będzie to typowa babska pozycja, która niczym ciekawym nie będzie się wyróżniać z całej masy innych książek, wśród których już niedługo spocznie na półkach księgarni. Opis zdecydowanie zachęca do sięgnięcia po tę książkę, nie wspominając o cudownej okładce – ale o co właściwie chodzi w tej pozycji?

Tannie Maria prowadzi rubrykę kulinarną w lokalnej gazecie, jednak jak się okazuje, mieszkańcy niezbyt chętnie do niej zaglądają. Tannie postanawia wprowadzić pewne zmiany, który mają zachęcić większą ilość czytelników do zaglądania do jej rubryki – ostatecznie jej się to udaje, ale kobieta przypadkowo wplątuje się w zagadkowe morderstwo, za które zresztą czuje się odpowiedzialna. Wraz ze swoimi przyjaciółkami postanawiają wziąć sprawy w swoje ręce i rozwiązać tą sprawę we własnym zakresie.

Ku mojemu zdziwieniu ta książka łączy w sobie wszystko co najlepsze – wątki kryminalne, wątki miłosne, intrygi, wątki kulinarne… Jeżeli miałabym zakwalifikować ją do jednej, konkretnej kategorii miałabym z tym ogromny problem, bo ona jest dosłownie wszystkim na raz. Pierwszy raz spotkałam się z książką, która była tak rozbudowana, ale jednocześnie nie przesadzona – w przedstawione wydarzenia aż chciało się uwierzyć, a też nie były niezrozumiałą plątaniną słów i niespełnionych pomysłów autorki. Fabuła została zaplanowana od początku aż do samego końca, w taki sposób żeby zaangażować czytelnika – a właściwie czytelników o najróżniejszych książkowych upodobaniach. Autorka udowodniła, że potrafi tworzyć cuda – z czegoś, co nijak do siebie pasuje stworzyła coś niesamowicie wciągającego, co przez swoją wielowątkowość nie pozwala czytelnikowi nawet na moment odpuścić i oderwać się od opisywanych wydarzeń.
Ta książka jest czymś zupełnie niewyobrażalnym – jest jednocześnie obyczajówką, w której pojawiają się zadurzenia i problemy miłosne, książką kucharską, bo rozwiązaniem na każdy problem jest konkretny przepis kulinarny i kryminałem, bo pojawiają się zagadkowe morderstwa. Intrygi miłosne i kryminalne są poprowadzone w taki sposób, że czytelnik nie jest w stanie przestać śledzić rozwoju wydarzeń, a nawet jeszcze bardziej się we wszystko angażuje. Książka niejednokrotnie wywołała uśmiech na mojej twarzy, ale też nie raz sprawiła, że na własną rękę, jeszcze raz, musiałam przeanalizować całą sytuację od początku do końca, żeby wreszcie wytypować mordercę. Poza tym kilka razy, czytając ją na głodniaka, wywołała u mnie burczenie brzucha i wzmożoną pracę ślinianek – z tak smakowitą książką jeszcze nigdy nie miałam do czynienia.

Oczywiście poza tymi wszystkimi dopracowanymi do końca elementami pojawiły się też pewne nieścisłości, a jedna z nich wyjątkowo zapadła mi w pamięć. Klimat fabuły wydaje się bardziej pasować do czasów przed internetowych, ale pojawiają się fragmenty, które wyraźnie wskazują na to, że jednak bohaterowie żyją w świecie osadzonym w rzeczywistości – lokalna gazeta poza wydaniem papierowym ma też wydanie internetowe, pojawiają się wzmianki dotyczące Facebooka. Co mi tu nie gra? Że żaden z bohaterów nigdy nie ma przy sobie telefonu komórkowego, szczególnie w momentach kryzysowych, kiedy zdają sobie sprawę, że ich życiu może grozić niebezpieczeństwo. Nikt nie pomyślał, żeby zabrać go ze sobą, że jak coś się stanie, to będzie mógł zadzwonić po pomoc?

Tannie Maria jest główną bohaterką, wokół której dzieją się wszystkie wydarzenia opisane w powieści. Pojawia się kilka istotnych postaci drugoplanowych, które zdecydowanie nadają tej pozycji wyrazistości, chociaż same nie są zbyt wyraźne. Czytając tę książkę miałam wrażenie, że autorka skupiła swoją uwagę na dopracowaniu fabuły – co wyszło jej niesamowicie – a zapomniała o dopieszczeniu swoich bohaterów, przez co są bardzo zwyczajni, trochę nijacy i nie wzbudzają żadnych konkretnych uczuć u czytelnika – a przynajmniej u mnie. Jakoś specjalnie się do nich nie przywiązałam, czasami odnosiłam wrażenie, że są irytujący (szczególnie Tannie Maria, kiedy rozmawiała z deszczem, kurami, herbatnikami…), ale nie było momentów, gdzie rzeczywiście zaczynałam za nimi tęsknić. Nie powiem – nie jednokrotnie kibicowałam głównej bohaterce, żeby coś jej się udało, ale na tym budowanie naszej relacji się skończyło.


Przepisy na miłość i zbrodnię to zdecydowanie numer jeden moich zaskoczeń tego roku. Jej wielowątkowość sprawia, że jest unikalna i jedyna w swoim rodzaju, a przy okazji trafiać będzie do szerszego grona czytelników, którzy na własnej skórze będą mogli się przekonać, że połączenie kryminału, obyczajówki i książki kucharskiej może się faktycznie udać. Przestrzegam Was, przyszłych czytelników tej powieści – nie czytajcie jej bez wcześniejszego zapełnienia żołądków! Ale zdecydowanie warto po nią sięgnąć, jeżeli szukacie czegoś nowego. 



5 komentarzy:

  1. O. Już natknęłam się na informację, że ta powieść jest niemałym zaskoczeniem i po Twojej recenzji jeszcze bardziej w tę informację wierzę :D Chętnie sięgnę w najbliższym czasie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wątek kulinarny wzbudził moje zainteresowanie, choć sama jestem fatalną kucharką. Gotować nie lubię, ale czytać o gotowaniu to już inna sprawa. No i jeszce do tego kryminał! Miodzio!

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie jakoś niespecjalnie przypadła do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękna okładka, pozytywne recenzje, a mnie jakoś nie ciągnie do niej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Taka mieszanka gatunków od razu skojarzyła mi się z filmami indyjskimi, które mają to do siebie, że świetnie potrafią połączyć romans, dramat, komedię, kryminał i obyczajówkę :D
    Po takiej recenzji wiem, że nie przejdę koło tej książko obojętnie!
    Buziaki, Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.