Opis:
Evert Bäckström, antybohater z krwi i kości, ma do rozwiązania sprawę, która początkowo wygląda na zwykłe zabójstwo po pijaku. Pomimo drastycznej zmiany stylu życia zaleconej przez lekarza, Bäckström nie traci ostrości umysłu i już wkrótce odkrywa, że sprawa nie jest taka prosta, jak by się mogło wydawać. Do jej rozwiązania niezbędny jest Bäckström – nawet jeśli będzie musiał sięgnąć po broń.
Moja opinia o książce:
Z kryminałami lubię się praktycznie od zawsze, raz bardziej,
innym razem trochę mniej, zastępując je książkami z innych kategorii. Tym razem
w moje łapki wpadła książka autorstwa Leif GW Perssona i zwiastowała pierwsze
spotkanie z tym autorem. Jako, że kupiłam ją dosyć „w ciemno”, nie zdawałam
sobie sprawy z tego, że jest drugim tomem cyklu, ale to zupełnie nie
przeszkodziło mi w tym, żeby się za nią zabrać.
Septimus Akofeli, przypadkowo odkrywa zwłoki mężczyzny w
jednym z mieszkań, gdzie regularnie dostarczał egzemplarze gazet z prenumeraty.
Niezwłocznie decyduje się na powiadomienie odpowiednich służb, które w mgnieniu
oka pojawiają się na miejscu morderstwa. Technicy z komendy w Solnie ustalają,
że do zabójstwa denata została wykorzystana żeliwna pokrywka od garnka, młotek
tapicerski i krawat. Sprawą zajmuje się Evert Backstrom, który uważany jest za
genialnego śledczego. Backstrom, ze swoją wizją zabójstwa, przystępuje do
działania i poszukiwania osób, które mogą być w tę sprawę zamieszane. Jak się okazuje,
denat w wieczór przez śmiercią, urządził imprezę zakrapianą alkoholem, a
odnalezienie osób, które się na niej pojawiły nie jest wcale takie
skomplikowane.
Kryminał Perssona jest jednym z lepszych wśród tych, które do
tej pory miałam okazję przeczytać. Autor, poza pisaniem książek, artykułów i
felietonów, jest również profesorem kryminologii oraz pracownikiem komendy
głównej policji, gdzie od lat pomaga policji w rozwiązywaniu najbardziej
brutalnych spraw. Jego ogromne doświadczenie, nabywane przez wiele lat,
doprowadziło do tego, że tworzone przez niego powieści o wątkach kryminalnych sprawiają
wrażenie pisanych z ogromną łatwością, przez co przebrnięcie przez nie stanowi
żadnego większego problemu.
Fabuła książki jest niezwykle wciągająca, a samo zabójstwo i
narzędzia zbrodni jeszcze bardziej mobilizują do przebrnięcia przez kolejne
rozdziały. Przyznam, że początkowo, czytając powieść, miałam wrażenie, że nic
mnie już nie zaskoczy – wszystko zostało już wyjawione, a sprawcy morderstw
złapani – przez co moje zainteresowanie odrobinę spadło. Długo nie musiałam
czekać, aż nastąpiło całkowite obalenie moich teorii i pojawienie się nowych
dowodów.
Akcja książki została wykreowana w taki sposób, że
praktycznie ciągle coś się dzieje, a kompletnie bezsensowne okazuje się typowanie
zabójcy – przynajmniej tak było w moim przypadku.
Poza perfekcyjną fabułą, autorowi udało się wykreować
niesamowitych bohaterów, o jakże odmiennych charakterach. Poza silnymi
postaciami męskimi (Evert Backstrom), udało mu się stworzyć mocne damskie charaktery,
które idealnie ze sobą współgrają na tle wydarzeń z Solny. Bohaterom została
nadana ostrość umysłu i zdolność wynajdywania szczegółów w poszczególnych
elementach układanki, co jednak nie oznacza nieomylności w kreowanych teoriach
i bezpośrednim doprowadzeniu do sprawców/sprawcy zabójstw z ostatnich dni. To
jest chyba najlepszy element tej książki, że pracownicy tego komisariatu mają
bardzo ludzkie cechy, popełniają błędy, współpracują ze sobą, żeby osiągnąć
lepsze efekty. Mimo dominacji Backstroma nad resztą bohaterów, widać, że nie
jest samowystarczalnym śledczym i do rozwikłania zagadek potrzebuje wsparcia
innych ludzi.
Dosłownie jedynym elementem, do którego muszę się przyczepić
jest tłumaczenie. Już dawno nie spotkałam się z tak rażącymi (przynajmniej dla
mnie) „błędami” w tłumaczeniu. Pan Robert (tłumacz) zawalił wiele razy w jednej
książce, a powtarzana ciągle fraza w różnych wersjach doprowadzała mnie do takiego
obłędu, że miałam ochotę wyrwać poszczególne kartki i je zjeść, żeby nie
ujrzały więcej światła dziennego. Może i nie jestem znawcą języków, nie
skończyłam żadnych specjalistycznych filologicznych studiów, ale jakieś
podstawy angielskiego mam, stąd też mam wiedzę o czymś takim jak idiomy,
których przeważnie nie tłumaczy się w znaczeniu bezpośrednim na polski. Także,
powtarzane wielokrotnie „słyszę co mówisz”, „rozumiem co masz na myśli” itp.
doprowadzały mnie do szału (przykład – w dialogu zajmującym mniej więcej pół
strony potrafiło się pojawić dwukrotnie „Słyszę co mówisz…” – czy ktoś w ogóle
tak mówi?). Także panie Robercie, bez takich następnym razem…
Mimo że czytam dużo kryminałów i pewne ich schematy są mi już
dobrze znane, wydawałoby się, że powinno mi to ułatwić wytypowanie mordercy czy
nawet spodziewanie się zwrotów akcji w książce. Jednak w tym przypadku autor
mnie tak zaskoczył swoimi umiejętnościami, że nawet po kilku dniach od
przeczytania powieści, cały czas nie mogę wyjść z wrażenia, że tak łatwo dałam
się nabrać. Czytając drugi tom trylogii jako pierwszą książkę tego autora
stwierdzam, że nie zauważyłam żadnych istotnych odniesień do poprzedniej części,
więc nie ma żadnego problemu, żeby zabrać się za tę serię „od środka”.
Jeżeli lubicie kryminały, szczególnie takie, które
nieustannie zaskakują Was ciągłymi zwrotami akcji i zachwycają barwnością
wykreowanych postaci – ta książka jest zdecydowanie dla Was.
Polecam z czystym sumieniem!
Chętnie przeczytam, zaciekawiłaś mnie Paulinko tym tytułem, ciekawa i wyczerpująca recenzja, bardzo lubię zaskakujące, nieprzewidywalne kryminały :) Chociaż, jakoś dziwnie tak rzadko ostatnio po nie sięgam... czas to zmienić ;) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńKryminały wprost uwielbiam, więc koniecznie muszę zabrać się za tę powieść i w ogóle za twórczość autora, bo jakoś nie miałam okazji jej poznać. Też czytałam mnóstwo historii o prowadzeniu śledztwa i szukaniu zabójcy, dlatego fajnie, że są jeszcze pisarze potrafiący zaskoczyć :)
OdpowiedzUsuńJa nie czytam wiele kryminałów, ale przyznam że mnie zainteresowałaś. Szczególnie tymi mocnymi damskimi charakterami :P I się zastanawiam czy w przypadku Mroza i "Zaginięcia" też mogę zacząć od drugiego tomu, czy jednak powinnam zdobyć skądś pierwszy :P
OdpowiedzUsuńCzasami też miałam styczność z takimi błędami tłumacza. Bo niektóre frazy są na porządku dziennym w Ameryce czy Anglii, ale nie można tego tłumaczyć słowo w słowo, bo u nas już nie brzmi dobrze. I skoro my to wiemy, to człowiek wykonujący tłumaczenie tym bardziej powinien.