28 lipca

#335. Dom mgieł - Eric Berg


Przyznam szczerze, że zabrałam się do napisania kilku słów o tej książce na jakieś 1,5 miesiąca od jej ukończenia. W momencie, kiedy próbowałam przypomnieć sobie o co w niej właściwie chodziło, miałam kompletną pustkę w głowie poza tym, że pamiętałam wyspę i kilka trupów.

Musiałam więc najpierw wrócić do opisu, przeczytać go jeszcze raz i dopiero wtedy zaczęło mi się przypominać wszystko to, co jak się okazało podświadomie próbowałam wyprzeć z pamięci. Nie mam dobrej pamięci do książek i z czasem zdarza mi się o nich zapominać, ale już dawno nie stało się to tak szybko. A to tylko świadczy o tym, jak słaba okazała się dla mnie ta książka.
Dawno żadna książka mnie tak nie zmęczyła, a wydawałoby się po opisie, że będzie tak strasznie, mrocznie i morderczo. Powiem nawet, że chciałam się tu doszukiwać klimatu noir, bo odosobniona wyspa, dziwne warunki pogodowe i te mgły – chciałam poczuć się przez chwilę jak uczestnik tych wydarzeń, poczuć wilgoć, chłód i strach, no ale nie wyszło. Nie wyszły poszukiwania ani przeżycia.  Morderczo mimo wszystko było, bo całkiem sporo trupów przewinęło się przez karty tej powieści, ale cały potencjał fabuły moim zdaniem został zmarnowany, bo książka była piekielnie przegadana.

Wykorzystując tak odosobnione miejsce takie jak Hiddensee autor miał bardzo ułatwione zadanie na stworzenie mrocznego klimatu i mam wrażenie, że miał na to pomysł, wiedział jak się za to zabrać, ale w międzyczasie coś mu nie poszło. Mamy też grupę bohaterów, którzy od lat nie utrzymywali ze sobą kontaktu, ale mimo wszystko postanowili wybrać się na wspólną przygodę. Między nimi wyczuwa się pewnego rodzaju napięcie, pojawiają się drobne spięcia i wracają dawne uczucia, a to wszystko wykreowane zostało w całkiem naturalny sposób. Ich relacje nie wydają się być koszmarnie sztuczne, a nawet powiedziałabym, że zauważalny jest rozwój postaci i ich charakterów właśnie przez to, że pojawia się między nimi więcej spięć niż przyjemnych momentów. Te różne niesnaski mogą być też przyczyną utrudnionego poszukiwania mordercy, jeżeli kogoś ta książka faktycznie zainteresuje, ale ja z tropieniem sprawcy tym razem dałam sobie spokój. Fabuła prowadzona jest dwutorowo – jako relacja z wyspy i dochodzenie dziennikarki Doro Kagel. O ile opisywane wydarzenia z wyspy były dla mnie jeszcze znośne – chociaż i tak pojawiało się tam za dużo monologizowania i rozterek wewnętrznych bohaterów – to rozdziałów z Kagel znieść już nie mogłam i przy każdej okazji odkładałam książkę. Aż chciałoby się powiedzieć, że rozdziały ze śledztwa były o wszystkim i o niczym – z jednej strony dziennikarka próbowała się dowiedzieć, co właściwie stało się na wyspie, a z drugiej pojawiło się za dużo jej prywatnych przemyśleń, które mi do szczęścia nie były potrzebne, i wchodziło jej życie osobiste. Wszystko niby ładnie się łączyło, wątki ostatecznie się pozamykały, ale to nie zdołało uratować tej książki.
Nie ponowię przygody z tym autorem. Szkoda mi czasu na słabe książki, a prawdopodobieństwo, że kolejne też nie będą zachwycać, jest całkiem spore. Dom mgieł mimo wszystko zbiera całkiem sporo pozytywnych opinii, a ja, jeżeli miałabym komukolwiek polecić tę książkę, to tylko tym, którzy rzeczywiście lubią rozwleczone opisy i monologi wewnętrzne bohaterów.



Tytuł: Dom mgieł
Tytuł oryginału: Das Nebelhaus
Autor: Eric Berg
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 320
Data wydania: 21 marca 2018 
Cena katalogowa: 37,90 zł
Moja ocena: 5/10


2 komentarze:

  1. Mi się podobał klimat i kupiłam kolejną książkę autora. A jestem naprawdę wymagająca co do thrillerów ;) Trochę kwestia gustu, bo zaskakująco często się z Tobą nie zgadzam :D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy od gustu, jak zawsze! Ja akurat sobie odpuszczę, jest mnóstwo innych książek, które bardziej mi leżą :)

      Usuń

Copyright © rude recenzuje.