10 lipca

#263. Terapeutka - Bernadeta Prandzioch



Tytuł: Terapeutka
Autor: Bernadeta Prandzioch
Wydawnictwo: Rebis
Liczba stron: 312
Data wydania: 23 maja 2017
Cena katalogowa: 34,90 zł
Na terenie ogrodu przy gabinecie terapeutycznym, w którym pracuje Marta Szarycka, odnalezione zostają zwłoki dziecka. Na miejsce zabójstwa natychmiast zostaje wezwana policja, która mimo usilnych starań, nie może natrafić na żadną wskazówkę sugerującą, kto właściwie mógł dopuścić się tego czynu. Zaczyna się poszukiwanie mordercy, trochę po omacku. Przez otrzymywane dziwne wiadomości Marta zostaje wciągnięta w wir poszukiwań, a później będzie tylko gorzej, a ona znajdzie się w samym centrum zainteresowania.
Wiele dobrego słyszałam o tej książce i zresztą sama miałam takie wewnętrzne przeczucie, że będzie nieźle, że Terapeutka okaże się być pierwszym polskim damkim kryminałem, w którym się bez reszty zatracę. Po jej przeczytaniu mam nie mały dylemat, bo w mojej głowie zrodziła się relacja love-hate, że z jednej strony książka bardzo mi się podobała, ale z drugiej wydaje mi się, że to jednak nie to.
Od pierwszych stron zaangażowałam się w wykreowaną przez Prandzioch fabułę co w dużej mierze zawdzięczam jej stylowi – idealnie pasującemu do kryminałów – gdzie autorka, wykorzystując budowę zdań, sama narzuca tempo fabuły. Raz zdania są krótkie, dużo się dzieje, a czytelnik jeszcze bardziej wkręca się w fabułę, a innym razem są nieco dłuższe, bardziej rozbudowane, i pozwalają na chwilę wytchnienia.
Sama fabuła, choć jest do bólu przewidywalna, została ciekawie wykreowana. Przyćmiona przez wyrazistą bohaterkę i jej osobiste problemy wypływające na wierzch po odnalezieniu zwłok dziecka, wydaje się być jedynie tłem do rozmyślań i próby złapania równowagi w rzeczywistości, co jednak niezbyt pasuje do kryminału. Dużym mankamentem tej książki jest niedopracowana funkcja policji – poza tym, że pojawiają się na miejscu morderstwa i prowadzą domowe przesłuchania – ma się wrażenie, że nie robią praktycznie nic, a wszystkie wskazówki i nowe tropy przychodzą do nich same, co ostatecznie doprowadza do rozwiązania wszystkich zagadek. Mimo że pojawia się kilka spraw, które bezpośrednio połączone są zamordowanym dzieckiem, nikt poza Szarycką nie jest w stanie tego wyłapać i rozwiązać. Marta Szarycka jest bohaterką z krwi i kości – widać, że autorce najbardziej zależało na niej, na stworzeniu jej portretu psychologicznego od początku do samego końca, ale przez to pozostałe postaci są niemal niewidoczne i wydają się być nijakie.

Książka rzeczywiście jest niezła. Styl Prandzioch bardzo mi się podoba, nie mam wiele do zarzucenia kreacji bohaterów (poza tym, że powinno się ich bardziej dopracować) ani samej fabuły – widać, że wszystkie elementy zostały przepracowane – ale jednak to nie pasuje do kryminału. Śledztwo niejednokrotnie przytłoczone zostaje życiem prywatnym i wszelkimi problemami głównej bohaterki, przez co ma się wrażenie, że ta książka miała pełnić funkcję spuszczenia z siebie emocji niż rozwiązaniu zagadki. Mimo wszystko to tytuł, po który warto sięgnąć, ale bez nastawiania się na pełnokrwisty kryminał. 


5 komentarzy:

  1. Myślę, że przedstawianie w kryminałach życia prywatnego bohaterów to znak naszych czasów, wielu autorów w wywiadach mówi, że lubią kryminały, bo można w nich zmieścić także elementy innych gatunków, bo są bardzo "pojemne". Może w tej książce zdominowała powieść obyczajowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że książki bez względu na gatunek mogą być pojemne, ogranicza Cię w zasadzie tylko Twoja własna wyobraźnia. Dla mnie dodatki innych gatunków w kryminałach nie są dobrym zabiegiem, oczywiście poza ewentualnymi elementami thrillera albo sensacji. Tu obyczaj się pojawił i niestety przytłoczył główny kryminalny wątek. Kombinowanie nie wyszło na dobre.

      Usuń
  2. Jeszcze nie czytałam, ale mam w planach! :)

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam również do mnie. :)
    http://nie-oceniam-po-okladkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam jeszcze o tej książce ani o tej autorce. Ale myślę, że moja koleżanka by na pewno znała.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    https://gosiaandbook.blogspot.com/2017/07/wywiad-z-hersiak.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Wplatanie obyczajowego tła nie jest złe -np. P.D.James robi to znakomicie, umacniając wizerunek psychologiczny postaci, potencjalnych morderców. W takim układzie owo wplatanie rozumiem. Ale tylko w takim. Rozwlekanie akcji obyczajowymi wstawkami- 'bo tak' - bardzo źle robi kryminałowi. Ergo - już wiem, że z tą panią raczej się nie zapoznam. Zatem - dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.