04 sierpnia

#535. Długi zew | Cleeves Ann

 

To pierwsza książka Ann Cleeves, na którą się zdecydowałam.

Na jej poprzednią serię wydaną w Polsce przez jakiś czas się czaiłam, ale ilość i regularność, z jaką pojawiały się kolejne tomy, trochę mnie przytłoczyła i ostatecznie odpuściłam. Później ktoś mi powiedział, że to kryminały nie w moim stylu, więc dałam spokój, nie przekonując się na własnej skórze czy rzeczywiście mi się nie spodobają. A tego może nie żałowałam, ale miałam jakiś taki wyrzut sumienia, że tak łatwo odpuściłam. Dlatego tym bardziej Długi zew wydawał się dobrym wyborem na pierwsze spotkanie z twórczością autorki, bo to pierwszy tom kolejnej serii. Rzuciłam się na niego jak szczerbaty na suchary, uspokajając wreszcie też swoje sumienie. I jak się okazało, to był bardzo dobry wybór! Chociaż styl Cleeves w tworzeniu kryminalnych intryg nie jest tym, na który często się decyduję, to jednak nadal takie książki traktuję jako odskocznię od swoich typowych wyborów.

 

Czytanie tak dużej ilości książek sprawiło, że stałam się bardziej świadomym czytelnikiem. Świadomym pod względem samych wyborów, bo szukam wyłącznie książek, które potencjalnie mogą mi się spodobać, ale też własnych potrzeb. Nie zawsze mam ochotę na krwawe thrillery, chociaż tak bardzo je uwielbiam, a kryminały z mocno zarysowanym tłem obyczajowym niby nie są do końca w moim stylu, ale mam w życiu takie momenty, gdzie te kryminały w lekkiej formie idealnie się sprawdzają.

 

Zaczynając Długi zew myślałam, że będzie to dość prosta opowieść pod względem kryminalnym, że jednak bardziej skomplikowanym elementem będzie tło obyczajowe i opanowanie wszystkich związków i relacji pojawiających się bohaterów. Okazało się, że autorka zadbała o urozmaicenie czytelniczej przygody pod każdym względem. Z jednej strony mamy tajemnicze wydarzenia, które zupełnie się ze sobą nie łączą – najpierw ten dziwny pogrzeb, później dość nieoczekiwana śmierć jednego mężczyzny, a na tym jeszcze nie koniec. Z drugiej zaś mamy bardzo charakterystycznych bohaterów i mnóstwo skomplikowanych relacji, do których trzeba się trochę nastroić i przede wszystkim przygotować się na układanie ich w głowie w jakąś logiczną całość. Nie jestem pewna, czy ta autorka tak ma, czy to zasługa tłumaczenia, ale dało się wyraźnie odczuć w tej powieści taki duszny i małomiasteczkowy klimat i nawet nie przesadziłabym, gdybym powiedziała, że to on grał tutaj pierwsze skrzypce. Mimo niewielkiej społeczności pojawia się sporo niedomówień, zeznania się momentami trochę rozjeżdżają i po prostu się czuje, że coś tam jest nie tak. A wydawałoby się, że takie okoliczności sprzyjają nawiązywaniu bliskich kontaktów. W tym wszystkim komisarz Vinn był uroczym dodatkiem – z jednej strony bardzo potrzebnym samej społeczności ze względu na pełnioną funkcję, a z drugiej – ze względu na swoją orientację – był trochę jak zadra, która wejdzie pod paznokieć i nie chce wyjść.

 

Jeżeli lubicie książki, w których mocno zarysowany jest wątek obyczajowy, to to jest książka dla was. W moim odczuciu była ona dość spokojna, w porównaniu do tego, co zazwyczaj czytam, ale nadal Cleeves zagwarantowała mi sporo zagadek i wysiłku umysłowego, żeby po drodze wszystko spamiętać i poukładać. Ten Długi zew to mój taki trochę osobisty sukces, że jednak zdecydowałam się na poznanie twórczości Cleeves i zupełnie tego nie żałuję!

 



Tytuł oryginału: The Long Call
Tłumaczenie: Sławomir Kędzierski 
Wydawnictwo: Czwarta Strona Kryminału
Data wydania: 11 sierpnia 2021
Moja ocena: 8/10
Za udostępnienie egzemplarza dziękuję Czwarta Strona Kryminału


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © rude recenzuje.