17 stycznia

#208. Kolonia Marusia - Sylwia Zientek



Tytuł: Kolonia Marusia
Autor: Sylwia Zientek
Wydawnictwo: W.A.B.
Liczba stron: 240
Data wydania: 23 listopada 2016
Cena katalogowa: 34,99 zł


W połowie ubiegłego roku zrobiło się dość głośno o Wołyniu przy okazji 73. rocznicy rzezi – zaczęły pojawiać się filmy obrazujące jak te ludobójcze wydarzenia wyglądały, ale nie zabrakło też pozycji książkowych. Niedawno wpadła w moje ręce – zupełnie przypadkowo – książka Kolonia Marusia, o której wcześniej nie słyszałam. Nie mam w zwyczaju czytania opisów książek przed ich rozpoczęciem, więc i tym razem poszłam „na żywioł” i po prostu zaczęłam czytać, nie spodziewając się niczego specjalnego.
Ku mojemu zdziwieniu książka okazała się poruszać tematykę ludobójstwa wołyńskiego, a dokładniej opisane zostały w niej losy trzech pokoleń kobiet. To historia babki, matki i córki, które skazane są na piętno do końca swoich dni.
Takie historie są zawsze dla mnie ciężkie, trudno mi się je czyta, a później jeszcze gorzej o nich pisze. Wszystko zaczyna się jeszcze bardziej komplikować, kiedy okazuje się, że książkowa fabuła przedstawia czyjeś życie, a samo spisanie wydarzeń na kartki i puszczenie ich w obieg po świecie miało stanowić pewnego rodzaju oczyszczenie od męczącej przeszłości. Nie wiem czy można, czy w ogóle wypada, w takim przypadku napisać, że książka jest słaba, że jest w niej za mało brutalności, rozlewu krwi i katuszy. Ja do tego typu powieści podchodzę nieco inaczej, bo przez to, że weszłam z w czyjeś życie i poznałam jego mały fragment, nawiązuję emocjonalną więź z autorem – czuję się jakbym czytała jego pamiętnik i po prostu zaczynam współczuć.
Sylwia Zientek w bardzo łagodny sposób – bez drastycznych i krwistych scen – przedstawiła wydarzenia z wołyńskiej rzezi, kiedy to ukraińscy nacjonaliści dokonali ataku na wioski i miejscowości zamieszkiwane przez Polaków. To, że książka jest łagodna nie znaczy, że jej opowieści brakuje aspektu emocjonalnego. Powiedziałabym nawet, że przesiąknięta jest – od pierwszej do ostatniej strony – żalem, rozpaczą i przeogromnym smutkiem, który czasami też łączy się z niepokojem. Czytając powieść Zientek ma się wrażenie, że w jej żyłach płynie odziedziczony strach i ciągła obawa, ale z drugiej strony podziwia się ją, że ma odwagę odpowiadać o rodzinnych wydarzeniach poprzez książkę, że stara się pozbyć wiecznego lęku i oczyścić z traumy po wydarzeniach z przeszłości.
Rodzinna historia Sylwii Zientek była dla mnie bardzo ciężka, ze względu na ładunek emocjonalny, który autorka zdecydowała się upchnąć na kartach swojej książki. Mimo że Kolonia Marusia jest stosunkowo cienka, kilkukrotnie musiałam się zatrzymywać, przerywać czytanie, żeby ją trochę przeanalizować, ale jednocześnie też od niej odpocząć.

3 komentarze:

  1. Czytałam już jedną książkę autorstwa pani Zientek i bardzo mi się podobała! Dlatego "Kolonię Marusia" mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko się czyta takie książki, kiedy co chwilę wraca myśl " to było naprawdę ".

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomimo że historia nie jest moim ulubionym przedmiotem, ani mocną stroną, tę książkę mam w planach, gdyż bardzo mnie zaciekawiła. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.