25 października

[PRZEDPREMIEROWOW] #182. Milion cudownych listów - Jodi Ann Bickley




Tytuł: Milion cudownych listów
Tytuł oryginału: One Milion Lovely Letters
Autor: Jodi Ann Bickley
Wydawnictwo: Insignis
Liczba stron: 272
Data wydania: 26 października 2016
Cena katalogowa: 34,99 zł


Ta książka okazała się dla mnie całkowitym zaskoczeniem, bo zupełnie o niej zapomniałam. Dotarła do mnie, a ja nawet nie wiedziałam co to będzie, nie wspominając o tym, że nie czytałam jej opisu (a tym bardziej nie robię tego przed samym czytaniem książki, bo przeważnie same spoilery tam czyhają). Jednak zaintrygowana tytułem i okładkowymi blurbami szybko się za nią zabrałam.

Pisanie listów zaczęło się kiedy zmarła ukochana babcia Jodi. Mama namówiła ją, aby napisała i wysłała do niej list, prosto do nieba. Nawet po wielu latach pamiętała, jak bardzo pokrzepił ją ten niewielki gest, ta próba nawiązania kontaktu ze zmarłą osobą, a przy okazji jej mama również odczuła ulgę. Kiedy Jodi zachorowała na zapalenie mózgu i jej życie zmieniło się kompletnie, to właśnie wpadła na pomysł założenia strony internetowej, przez którą ludzie z całego świata mogliby się z nią kontaktować, bez żadnych zobowiązań, którym mogłaby wysyłać pocieszające maile. Sama była w potrzebie i przy okazji chciała pomóc innym, cierpiącym ludziom. 

Niedawno przeżywałam jesienną chandrę, zresztą mam wrażenie, że odrobinę jeszcze mnie trzyma. W związku z nią nie chciało mi się robić dosłownie nic, szczególnie kiedy po całym dniu pracy wracałam do domu – zmarznięta i przemoczona. Marzyłam tylko o tym, żeby walnąć się do ciepłego łóżeczka, z gorącą herbatą i najlepiej iść od razu spać, żeby przespać cały dzień. Nie w głowie było mi czytanie książek, ale zdecydowałam się na nadrobienie seriali. Niewiele było mi trzeba, żeby ich fabuła wybiła mnie z równowagi i jeszcze bardziej zniechęciła do robienia czegokolwiek. Zdecydowałam się dać szansę Listom, ale pierwsze starcie nie wyszło najlepiej. Historia, która rzekomo miała podnosić na duchu, jeszcze bardziej mnie dobiła – odechciało mi się wszystkiego. Poza tym, że niesamowicie mnie demotywowała, to jeszcze drażniła, bo miałam wrażenie, że autorka cały czas użala się nad sobą, a niekoniecznie jestem tak empatyczną osobą, żeby wzruszać się na każdym kroku. Powinnam jej współczuć, a ja miałam jej dość.
Pozycja odczekała dobry tydzień na półce, a ja do niej wróciłam, już trochę weselsza i z większym zapałem. Przyznaję, że dobrze zrobiłam, że zdecydowałam się na jej dokończenie. Druga część książki jest niesamowicie magiczna i rzeczywiście oddziałuje na czytelnika w pozytywny sposób, podnosząc go na duchu.

Autorka ma bardzo łatwy styl pisania, przez co jej książkę pochłania się dosłownie w jedną chwilę (jeżeli nie ma się jakiejś sezonowej chandry). Pierwsza część jest pewnego rodzaju pamiętnikiem, w którym Bickley opowiada czytelnikowi trochę o swoim życiu – wprowadza go w czasy przed chorobą i pokazuje różnice po zachorowaniu. Dokładnie opisuje wydarzenia z młodości, które szczególnie zapadły jej w pamięć, które znaczyły dla niej wiele, a w to wszystko wplata swoje uczucia, często mówiąc o tym, czego nigdy nikomu nie zdradziła.



Z jednej strony Milion cudownych listów to książka, która rzeczywiście może podnieść na duchu, ale radziłabym na nią uważać, bo efekt może być odwrotny. Czasami ciężko czyta się o czyimś cierpieniu, nie rozumiejąc go, nie potrafiąc postawić się w sytuacji chorego. Ale najważniejsze co wyniosłam z tej króciutkiej powieści to to, aby nigdy się nie poddawać, aby szukać radości w najdrobniejszych rzeczach i doceniać wszystko, co ma się wokół siebie.


2 komentarze:

  1. Zaciekawiłaś mnie :) Też nie czytam opisów książek, czasem mi się zdarzy. Okładka rzeczywiście nie zapowiada niczego "cięższego"...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak czytałam opis, to faktycznie wydawała się być dość optymistyczna, jednak po Twojej recenzji mam mieszane uczucia. Nie wiem czy bym się nie dobiła, albo nie wprawiła w stan melancholii.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © rude recenzuje.